Facebook angażuje Reutersa do sprawdzania dezinformacji i deepfake'ów. Czy to wystarczy?
Facebook próbował już wdrażać mechanizmy sprawdzania autentyczności udostępnianych wiadomości z różnym skutkiem. Nadchodzą jednak wybory prezydenckie w USA i amerykańska korporacja próbuje się przygotować na nadchodzą falę dezinformacji (choć sama pozwala politykom kłamać w płatnych reklamach). Amerykańska korporacja postanawia zaangażować agencję Reutersa do badania wiarygodności publikowanych informacji, w tym także tzw. deepfake'ów (zmanipulowanych cyfrowo, np. przez algorytmy sztucznej inteligencji, nagrań wideo).
12.02.2020 | aktual.: 13.02.2020 10:12
Brzmi to imponująco, aczkolwiek ekipa Reutersa będzie bardzo skromna, bowiem składająca się jedynie z czterech osób. Dwie z nich będą operować z Waszyngtonu, D.C., a dwie kolejne z Meksyku (będą sprawdzać zawartość hiszpańskojęzyczną). Nie jest jednak wykluczone, że Reuters poszerzy w przyszłości kadry odpowiadające za tzw. fact-checking. W tym momencie Facebook korzysta z usług siedmiu różnych agencji weryfikujących informacje (w tym Associated Press) w 60 krajach, Reuters jest ósmą z nich.
Ważnym obszarem aktywności ekipy Reutersa będą tzw. deepfakes, fotomontaże oraz sfabrykowane klipy audio. Poza Facebookiem, pracownicy agencji będą także zajmować się bowiem Instagramem, gdzie dominują treści wizualne i klipy wideo.
W przypadku zmanipulowanych nagrań wideo problemem jest często to, że platformy social media nie chcą ich usuwać, nawet gdy udowodni się ich nieautentyczność. Tak było niedawno w przypadku Donalda Trumpa, który wygłaszał orędzie, a jeden z klipów sugerował, że przewodnicząca obrad Kongresu Nancy Pelosi podarła kopię przemówienia w trakcie wystąpienia Trumpa. Do zdarzenia faktycznie doszło, ale dopiero gdy Trump zakończył swoje orędzie. Mimo wszystko podał dalej tweeta z fejkowym klipem wideo, a zareagowały na niego setki tysięcy osób. Zostało już wcześniej wielokrotnie udowodnione naukowo, że dezinformacja rozchodzi się w internecie szybciej niż fakty. Na pewno również nie pomaga fakt, że do tej pory weryfikacja autentyczności informacji działała zbyt wolno.
Gdy technologie uczenia maszynowego i manipulacji obrazu staje się coraz bardziej wyrafinowana ma ona większą niż kiedykolwiek moc oddziaływania na opinię publiczną. Angażowanie niezależnych (od Facebooka) agencji do sprawdzania wiarygodności podawanych informacji wydaje się dobrym pomysłem, ale tylko na papierze. Korporacje takie, jak Facebook powinny również same bardziej stanowczo podchodzić do zjawisk, które same swoimi głodnymi interakcji algorytmami stworzyły. Twitter przynajmniej ogłosił plan zlikwidowania reklam politycznych.