Jak rezygnowałem z internetu w Orange cz.2
14.10.2011 | aktual.: 24.10.2011 15:27
Jak już pewnie zauważyliście, postanowiłem podzielić mojego bloga na kilka części. A że i tak będą jeszcze z co najmniej dwie (głównie dlatego, że nie chcę Was zanudzić jedną, wielką częścią), to i postanowiłem napisać coś niecoś o telefonowaniu do BOKu.
Co ciekawe, po opublikowaniu pierwszej części wpisu na DP, zgłosił się do mnie pewien pan (a w zasadzie to dwóch panów). Docent wie o co chodzi, więc cicho :) Jedyne co mogę powiedzieć, że była to dla mnie bardzo miła niespodzianka i na pewno opiszę ją w jednej z części tego bloga. Ale żeby miało to jakiś sens, pojawi się to w odpowiednim czasie.
Jedyne co mogę jeszcze dodać, to fakt że do tej pory, to co czytacie miało miejsce w przeszłości, dziś kilka rzeczy zostało już wyjaśnionych, ale o nich w częściach kolejnych...
No i nadszedł dzień, w którym postanowiłem powoli kończyć moją przygodę z firmą Orange. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie to ani łatwe, ani szybkie ani też przyjemne - dla obu stron, chociaż dla mnie przede wszystkim. A już na pewno będzie mnie to trochę kosztować. Głównie chodziło tu o połączenia z obsługą Orange. Te to istna parodia. Często wisiałem na telefonie po kilka, kilkanaście minut zanim ktokolwiek raczył odebrać. A przecież wszystko trzeba było jeszcze obgadać, wyjaśnić, dowiedzieć się, co i jak. Z tego też względu rachunki w jednym miesiącu, dość częstego telefonowania do Pomarańczy, kiedy to starałem się robić wszystko, aby umowę zakończyć, były całkiem spore, zwłaszcza gdy popatrzymy na te wcześniejsze - do telefonowania służy mi głównie komórka, toteż koszt rozmów na stacjonarnym wynosił mnie zazwyczaj maksymalnie kilka/kilkanaście złotych. Teraz było sporo więcej, ale cóż... Coś za coś.
Od czego się zaczęło? Tak na poważnie - jeden z pierwszych telefonów w miesiącach lipiec/sierpień był w czasie, gdy dostępu do internetu nie miałem. Wtedy odebrał pan konsultant. Zapytałem, co się dzieje z ich internetem, cały dzień go nie ma - no lipa. Pan grzecznie zapytał o kierunkowy, ja rzekłem “91” i sprawa stała się jasna. Awaria na całym kierunkowym, internet powinien być albo dziś wieczór, albo jutro rano. No OK, co mogę zrobić? Nic tylko czekać. Rzeczywiście net był rano. Ale to jaki był, pozostawiało wiele do życzenia. Całość chodziła tragicznie, 6 Mb/s na piśmie chodziło jak modem sprzed 15 lat. Zabawne były prędkości - 6 Mb/s, a więc powinienem mieć te 600‑700 kilo, a tutaj waha się toto, między 10‑20kb/s. No bez jaj...
Telefon do Orange. Pytam się, co się dzieje. Neta nie było, teraz jest, ale od 2 dni chodzi, jak padaczka. Pani mówi, ze na liniach niczego nie widzi, wszystko powinno być OK. Się pytam, jak OK, jak chodzi tak, jak chodzi, a więc tragicznie wolno? Babka każe mi ustawić na sztywno dnsy. Zapodała mi parę cyferek i mówi, abym sprawdził, a jeśli nadal będzie taki problem, to abym skonsultował się z nią ponownie. Głupi odrzuciłem słuchawkę. To był błąd... Numerki na sztywno wklepałem, jednak już połączyć się z kimkolwiek z Orange się nie dało. Po 10 minutach czekania dałem sobie spokój. Mimo ustawienia adresów na sztywno, internet chodził tragicznie jeszcze przez kolejny dzień, potem niby przeszło. Przez blisko 3‑4 dni wszystko było w porządku - prędkości zadowalające, już myślałem że wszystko się ustatkowało, a tu nagle trach - nie ma neta caaaaały dzionek.
Kolejny telefon do Orange - odbiera gościu. Mówię znów, nie ma neta, jakiś czas temu nie było, znów nie ma, co to ma być? No znów awaria na 91. Szlag mnie trafi! Pytam się, dlaczego tak się dzieje, to już któraś awaria w przeciągu niecałych 2 tygodni, co to ma być, za co ja im płacę, albo jest i płacę, albo nie ma i nara, ogólnie jestem mega niezadowolony. Na to pan znużonym głosem - i to mnie zdziwiło - że on to rozumie, że on też byłby niezadowolony, gdyby tak często nie miał dostępu do sieci i że jeśli nie jestem zainteresowany, mogę próbować zrezygnować z usługi Orange. Szok! Konsultant, który sam poniekąd oferuje mi zrezygnowanie z usług firmy, w której pracuje! No nic, pytam się JAK, panie JAK, gdzie, co? On mówi albo do salonu i tam gadać, albo mail do nich, ze wszystkimi danymi, zgłoszeniami, problemami - może rozważą, może się uda.
Co mam do stracenia? Piszę pisemko, z tym że chcę zrezygnować, że nie mam tego, co mi obiecywano, że płacę kasę, że internetu nie ma, a jak jest to chodzi źle, że nie jestem zadowolony, że albo oni coś z tym zrobią, albo się żegnamy. Oczywiście wszystko objąłem nieco bardziej oficjalnym tonem, grzecznie, ładnie i składnie i śle to do nich. Oczywiście na odpowiedź trzeba czekać. W między czasie kolejny dzień neta nie ma, następnego jest, ale znów jest do bani (czytaj prędkość pobierania 10‑20kb/s).
Telefon do Orange. Odbiera pani, średnio miła, średnio rozgarnięta, ogólnie jedna z najdziwniejszych, najśmieszniejszych i najmniej profesjonalnych rozmów, jakie miałem. Ogólnie dialog wyglądał mniej więcej tak (piszę z pamięci, ale ta rozmowa nie rożni się za bardzo od oryginału):
[J] - ja [K] - konsultantka
[J] - Witam, dzwonię gdyż chciałem się dowiedzieć, co dzieje się u Was z internetem, wczoraj przez cały dzień go nie było, w ubiegłym tygodniu również cały dzień byłem bez dostępu do sieci. 2 tygodnie temu przez blisko 4 dni chodził bardzo wolno, w tym tygodniu również. Dziś internet jest, ale chodzi równie tragicznie, czy może mi pani wyjaśnić, co się dzieje? [K] - Z jakiej usługi pan korzysta? [J] - Orange Freedom 6mb. Proszę pani, właśnie w tej chwili ściągam plik, prędkości to ok. 10‑20kb/s, co to wgl ma być? [K] - Proszę pana, a czy mierzył pan speedtestem z wyłączonym ściąganiem? [J] - Proszę pani nie, nie widzę sensu mierzyć speed testem, ściągam w tej chwili plik z dobrych serwerów i prędkości są, jakie są. [K] - Proszę pana, proszę wyłączyć ściąganie i sprawdzić wyniki na speedtest i mi je podać. [J] - Proszę pani, ale proszę mi wyjaśnić, jaki jest sens mierzenia wyników speedtestem. Co mi speedtest nowego powie w przypadku tak diametralnej różnicy prędkości? [K] - Mimo to, proszę pana o wyłączenia ściągania i zrobienie tegoż testu. Prędkości pobierania mogą być rożne, potrzebne mi wyniki z speedtestu. [J] - Pani się uparła na wyniki speedtestu, jakby one zmieniały postać rzeczy. Ale dobrze, wyłączam ściąganie, które tak bardzo obciąża moje łącze i robię te wyniki. Proszę poczekać. [K] - Dobrze, poczekam, ale jestem już 5 minut po pracy (LOL!!!)
Po 30 sekundach
[J] - Proszę pani, wyłączyłem ściąganie, próbuję wejść na stronę speedtest, niestety internet chodzi tak wolno, że w ciągu 20 sekund nie jestem w stanie załadować strony. Co się dzieje, płacę wam za 6mb, a tutaj takie jaja! [K] - A jakie prędkości pan miał, jak pan ściągał? [J] - 10‑20kb/s, bez przesady płacę 75zł za 6mb, a nie 75zł za jedną setną megabajta. [K] - Proszę pana, widzę że jest tam bałagan w DNS. Trzeba będzie ustawić adresy na sztywno. [J] - Proszę pani, jaki bałagan w DNSach, to jest wasz bałagan, używam domyślnych DNSów firmy Orange, więc jak to tak może być że Orange ma tam bałagan? [K] - Proszę pana, nie wiem, proszę o ustawienie adresów na sztywno, za chwilę podam panu te adresy. [J] - Proszę pani, ustawiałem adresy na sztywno, jakieś 10 minut temu i nic to nie dało. Mam już adresy DNS od pani koleżanki, zostały mi podane kilka dni temu, gdy dzwoniłem w sprawie tego samego problemu, jednak nic nie dało ich ustawianie. [K] - Proszę pana, ale proszę o wprowadzenie teraz tych adresów. Proszę je wprowadzić, bo dyskusja nic nie pomoże. [J] - Ale jaki jest tego sens, skoro były wpisywane 10 minut temu? [K] - Widzę bałagan w DNSach, trzeba na sztywno wpisać. Czy ma je pan teraz wpisane? [J] - Nie, ale wpisywałem je 10 minut temu czy pani nie rozumie? [K] - Proszę pana proszę nie utrudniać sprawy, widzę że ma pan bałagan, więc muszą być na sztywno wpisane teraz. [J] - Dobrze, wpiszę je TERAZ, ale od razu mówię że nic to nie da. Proszę poczekać. [K] - Dobrze czekam, chociaż jestem już dawno po pracy! [J] - …
15 sekund później, po wpisaniu tych cholernych adresów.
[J] - Jest pani? Wpisałem te adresy, nic to nie dało, co dalej? [K] - Zresetował pan router? [J] - Nie, po co? Resetowałem go już z 15 razy, gdy wpisywałem dnsy kilkanaście minut temu. [K] - Proszę go zresetować i nie rozumiem dlaczego się pan ze mną kłóci. Ma pan tylko wpisać adresy dns, a widzę ze jest to dla pana problemem. [J] - Proszę pani, ciężko się z panią rozmawia. Chciałbym porozmawiać z kimś innym, czy jutro pani też pracuje? (tu już leciałem w bambuko) [K] - Tak, pracuję codziennie na infolini. [J] - Boże...
Cisza...
[K] - Zresetował pan ten router? [J] - Proszę pani - NIE! Nie zresetowałem tego cholernego routera, mówię do pani, że ustawiałem na sztywno DNSy 10 minut temu i nic to nie dało. Nie zamierzam podważać pani wiedzy, ale w ogóle mnie pani nie słucha i gada mi tu o głupotach, typu resetowanie routera, który resetowałem 10 minut temu po wpisaniu adresów na sztywno. Czego pani nie rozumie? Internet chodzi wolno, czy są adresy na sztywno czy domyślnie, firma Orange nie spełnia warunków umowy, czego pani jest taka uparta i każe mi robić coś, co robiłem 10 minut temu i nie zadziałało. [K] - Proszę pana, ta rozmowa nie ma sensu. [J] - Tak, nie ma sensu. Chciałbym aby pani zanotowała mój numer telefonu, tak aby jakiś technik się ze mną skontaktował. Dodatkowo proszę o numer nadania sprawy. [K] - Dobrze, proszę podać numer. [J] - 517...... [K] - Dobrze, technik skontaktuje się z panem w ciągu 2 dni. [J) - Ok, czekam na telefon i nie zabieram pani cennego czasu. Do usłyszenia
Oczywiście, wiem że rozmowa jest co najmniej... dziwna. Ja też podczas tegoż dialogu, więcej się śmiałem, niż traktowałem ją poważnie, więc nie bierzcie tego zbyt serio Ale niestety uświadamia ona, według jakich dziwnych schematów pracują konsultanci Orange. Już nawet nie chodzi o to, że te schematy są (bo jeśli ktoś się nie zna, to jednak musi z nich korzystać). Jednak bardziej boli mnie to, że dzwoniąc na BOK, mam wrażenie, że rozmawiam z kimś, kto ma przed nosem kartkę i po prostu dyktuje mi, co mam robić w przypadku danego problemu. Zero myślenia, schemat, kartka itd. Dlatego zazwyczaj rozmowa z kimś z BOKu, nigdy nie napawała mnie zbyt wielkim optymizmem.
Mniej więcej tak, wyglądała cała sprawa. Co było dalej?