Wiedza pochodzi z Internetu — uczymy się z wideo tutoriali
Internet jest moim zdaniem największym wynalazkiem człowieka od czasu wynalezienia druku. Przed wynalezieniem druku wiedza była przekazywana przede wszystkim ustnie. Wszelakie mądrości spisane w ówczesnych książkach były praktycznie niedostępne dla ogółu społeczeństwa. Oczywiście panował powszechny analfabetyzm, ale po części było to związane z brakiem dostępu do książek, co jednocześnie implikowało brak systemu oświaty. Księgi powielane były przez mnichów, co zajmowało niewyobrażalną masę czasu. Pojedynczy egzemplarz książki był niezwykle drogi. Druk był wynalazkiem rewolucyjnym, przede wszystkim z cywilizacyjnego i społecznego punktu widzenia, a nie jako wynalazek techniczny. Książki początkowo nadal były drogie i stosunkowo słabo dostępne, ale można powiedzieć, że poczyniono krok milowy w ułatwieniu dostępu do wiedzy i informacji. Druk bowiem nie tylko ułatwił, przyspieszył i niesamowicie obniżył koszt powielania książek. Druk zapoczątkował prasę - pierwsze medium masowego przekazu informacji. Przed pojawieniem się prasy informacja o tym co zaszło za granicą docierała często po wielu miesiącach.
Konsekwencje powstania Internetu będzie można lepiej ocenić za kilka dekad, patrząc na to z większej perspektywy zwłaszcza, że w Polsce powszechny Internet mamy zaledwie od dekady albo nie wiele dłużej. Wiele zjawisk społecznych, w tym nawet pojawienie się takich blogów jak ten na DP, jest sprawą zupełnie świeżą, przez co nasze dzisiejsze spojrzenie na Internet może być nieco nieobiektywne. Niemniej jednak już teraz możemy próbować oceniać społeczne i cywilizacyjne skutki powstania Internetu. Obecnie Internet jest dla nas czymś absolutnie naturalnym. A przecież 15‑20 lat temu tylko nieliczni mieli w Polsce dostęp do sieci. Jak zmieniło się nasze codzienne życie dzięki Internetowi? To temat na oddzielny wpis, dlatego teraz skupię się jedynie na aspekcie edukacyjnym.
Podobnie jak wynalazek druku, Internet ułatwił dostęp do informacji, ale w jeszcze większym stopniu. Mamy wszechwiedzące Google, mamy Wikipedię - symbol skarbnicy wiedzy w internetowym świecie. Są to serwisy, które dostarczają nam odpowiedzi na nurtujące nas pytania od ręki, bez wstawiania z kanapy, czy o zgrozo konieczności wycieczki do biblioteki miejskiej. Mamy komputerowe słowniki, a nawet tłumaczy, którzy nie tylko całkiem sensownie przekładają całe strony tekstu czy całe witryny Internetowe, ale nawet potrafią nam to przeczytać. Tradycyjne encyklopedie i słowniki poszły w odstawkę. Mamy portale, które prześcigają się w serwowaniu nam najświeższych nowinek i to nie tylko tych politycznych czy kryminalnych, ale także ze specjalistycznych dziedzin wiedzy. W latach 90‑tych na polskim rynku było całkiem sporo czasopism komputerowych. Obecnie ostało się kilka. Cóż, można zaryzykować tezę, że DobreProgramy i inne pokrewne portale zabiły te czasopisma. W czasach Internetu jesteśmy nastawieni na codzienną dawkę informacji i nie mamy ochoty czekać miesiąca czy nawet tygodnia na pojawienie się gazety, która podam nam przestarzałe informacje i to jeszcze bez możliwości wyszukiwania, komentowania itp. Wiele gazet aby przetrwać ucieka do Internetu. W Polsce to zjawisko nie jest może jeszcze tak powszechne, choć co raz więcej znanych tytułów jest dostępna w wersji cyfrowej, ale za oceanem digitalizacja prasy stała się faktem. Niedługo w amerykańskich filmach nie będziemy już widzieć ulicznych słupków z prasą, tylko Johna Smitha czytającego na tablecie. Nie wiem czy ktoś z Was oglądał serial Supernetural. To długi serial, ma już 10 sezonów. Doskonale w nim widać jak bohaterowie w pierwszych sezonach szukali "sprawy" dla siebie w gazetach, po czym stopniowo przechodzili na laptopa, a obecnie wyposażyli się już w tablety, choć laptopów jeszcze nie wyrzucili. Internet staje się doceniany nawet w świecie nauki. Jak ponad 10 lat temu pisałem pracę magisterską i z dużą obawą zapytałem promotora, czy mogę powołać się na źródła internetowe w przypisach, to reakcja była taka, jakbym dopuścił się herezji i świętokradztwa. Ostatecznie wylądowały dwa takie przypisy, które promotor przełknął z ciężkim sercem. Dziś pisząc kolejną pracę dyplomową postawiłem podobne pytanie. Jakże inna była reakcja promotora. Moje pytanie wywołało zdziwienie, jak gdybym pytał się o najbardziej oczywistą rzecz na świecie. No bo jak w dzisiejszych czasach można nie powoływać się na źródła internetowe?
Internet to także nowa forma dostępu do wiedzy. I nie mam tutaj na myśli kwestii urządzeń, na których przeglądamy treści. Mam na myśli pojawienie się wideo tutoriali. Jest to forma, która najbardziej przypomina filmy edukacyjne. Jednakże filmy edukacyjne nigdy nie były jakoś szczególnie popularne. Biblioteki raczej nie posiadały takich materiałów, a od czasu do czasu ktoś włączył nam taki film na lekcji, żeby bardziej zainteresować tematem znudzonych uczniów. Obecnie, gdy jesteśmy przyzwyczajeni do odbioru obrazków, a nie słowa pisanego, taka forma zyskuje na popularności. Świadczyć może o tym ilość serwisów świadczących tego typu usługi. Postanowiłem przyjrzeć się ofercie kilku najbardziej popularnych.
YouTube
Zanim jednak zdecydujemy się na płatne tutoriale z popularnych serwisów, przyjrzyjmy się wcześniej YouTube'owi. Znajdziemy na nim naprawdę ogromną ilość wideo poradników. YouTube jest chyba bezkonkurencyjny jeśli chodzi o ilość kursów i poradników oraz zakres tematyczny jaki obejmuje. Z YouTube'a dowiemy się wszystkiego, od sposobu na szybkie wiązanie sznurówek po dokładny instruktaż instalacji Arch Linuxa. I wszystko to póki co mamy za darmo. YouTube niestety jest trochę taki jak cały Internet. Potrafi być przydatny, a nawet niezastąpiony, posiada perełki, z którymi warto się zapoznać, a jednocześnie jest pełen bezwartościowego śmiecia. Wiele z poradników skupia się przede wszystkim na tym, żeby zapewnić nam dynamiczną muzykę, a nie treść edukacyjną. W komentarzach takich filmików przeważnie czytamy, że komuś podobała się muzyka, a nie że tutorial pomógł mi rozwiązać mój problem. Drugim minusem filmików z YouTube'a jest ich niekompletność. Bez problemu znajdziemy poradę dotyczącą automatycznego logowania w Windows 8.1, ale bardzo ciężko będzie nam znaleźć kompletny kurs konfiguracji Windowsa. Mimo wszystko uważam, że z tutoriali na YouTube warto korzystać i poszperać tam, zanim wydamy nie małe pieniądze na płatne wideo szkolenie.
Lynda
Lynda jest marką samą w sobie. Ich logo z panią Lyndą jest dobrze rozpoznawalne. Swoją drogą, po ostatniej zmianie szaty graficznej, zniknęło ono ze strony, co jest dla mnie nieco zaskakujące, bo przecież Lynda stawała się powoli synonimem wideo tutoriali podobnie, jak adidasy obuwia sportowego. Być może logo było zbyt staroświeckie i nie pasowało do obecnych bootstratowych trendów? Lynda.com jest jednym z najstarszych serwisów tego typu i chyba najbardziej znanym i popularnym. Ogromnym atutem tego serwisu jest jakość tutoriali i swoisty styl, który jest przestrzegany w każdym kursie bez względu na prowadzącego i tematykę kursu. Jest to nie tylko pewien szablon prowadzenia tutoriala, ale także swoista łopatologiczność przedstawianych informacji. Rzadko zdarzają się skróty myślowe i przeskoki. Oczywiście prowadzący pokroju Deke'a McClellanda - specjalisty od grafiki komputerowej, popularnego z kursów Photoshopa - narzuca swój unikalny styl prezentacji, aczkolwiek nawet on (a jest to człowiek-tutorial) trzyma się pewnych standardów, będących cechą wspólną tutoriali z Lynda.com. Jakość ta jest również osiągana dzięki zatrudnianiu ludzi z dużą wiedzą oraz umiejętnością przekazania tej wiedzy, dzięki bogatemu doświadczeniu szkoleniowemu. Lynda udostępnia na swojej stronie fragmenty kursów za darmo, możemy więc zorientować się jaka jest forma tych szkoleń. Czasami przeglądam sobie te fragmenty i muszę przyznać, że nie spotkałem się jeszcze z kiepsko zrealizowanym kursem. Raz tylko prowadząca miała niezbyt wyraźną wymowę, ale merytorycznie kurs wyglądał dobrze. Oddzielną kwestią jest zakres tematyczny kursu. Przed zakupem warto się dokładnie zapoznać ze spisem treści i zagadnieniami zawartymi w kursie, by uniknąć rozczarowań. Niektóre z nich są bowiem bardziej wprowadzeniem w jakiś temat, niż kompletnym kursem krok po kroku.
Obecnie do wyboru mamy ponad 3300 wideo kursów z różnych dziedzin. No właśnie, czy każdy znajdzie tam coś dla siebie? Wydaje mi się, że Lynda ma swoje ulubione tematy, na których się skupia. Mamy więc masę tutoriali z grafiki komputerowej i fotografii. Znajdziemy też sporo materiałów z zakresu HTML+CSS+JavaScript+PHP i ogólnie projektowania stron. Nieco mniej jest kursów programowania nie związanych bezpośrednio z aplikacjami webowymi. Lynda oferuje także, poza kursami typowo technologicznymi, szkolenia z technik i kompetencji biznesowych.
Dostęp do tutoriali mamy na zasadzie subskrypcji. Miesięczny abonament kosztuje 25$, co na warunki zachodnie nie jest wygórowaną ceną. W trakcie miesiąca mamy nielimitowany dostęp do wszystkich kursów na stronie. Biorąc pod uwagę ceny książek, 25$ jest akceptowalną kwotą nawet jak na polskie warunki. Niestety w warunkach umowy czytamy, że ściąganie kursów na dysk jest zabronione. Wyjątkiem jest roczna subskrypcja premium za 375$.
PluralSight
Pluralsight oferuje chyba jeszcze więcej kursów niż Lynda (ponad 3500) i w większości przypadków dotyczą one tematyki stricte informatycznej. Znajdziemy więc tutaj więcej szkoleń z programowania niż na stronie Lindy. Kursy podzielone są na ponad 1000 kategorii (co przyprawia nieco o zawrót głowy), przy czym dany kurs może należeć do kilku kategorii jednocześnie. Kursy są także przyporządkowane do "ścieżek rozwojowych". Jeśli więc chcemy stać się specjalistą od JavaScriptu, to serwis zaproponuje nam które kursy i w jakiej kolejności powinniśmy oglądać. Korzystając z wyszukiwarki, możemy filtrować wyniki po 3 stopniach poziomu zaawansowania kursów. Jeśli więc opanowaliśmy już podstawy JavaScriptu, możemy wstępnie odrzucić część tutorali typu fundamental czy essential. Pluralsight nie oferuje darmowych próbek swoich kursów. Możemy jednak zapisać się na 10‑dniowy "darmowy" okres. Nie jest on jednak w pełni darmowy i w pełni 10‑dniowy. Rejestrując się musimy podać dane naszej karty płatniczej i zostaniemy obciążeni opłatą w wysokości 1$, co serwis argumentuje koniecznością weryfikacji tego, iż faktycznie istniejemy. Darmowy dostęp trwa przez 10 dni, lecz jest ograniczony do 200 minut materiałów. Bez problemy możemy więc go zakończyć w ciągu 1 dnia.
The trial is free, but we authorize $1 on your card to verify that you're a real person before we grant you access. This authorization will automatically be reversed by your bank within a week or so, but it may show up on your statement (this happens more often with debit cards). Yes, you can cancel your trial at any time during the first 10 days and we will not charge your credit card. Otherwise, after 10 days we will convert your trial into a paid subscription. Paid subscriptions are automatically renewed each month. As a subscriber, you turn off auto renew at any time.
Ceny są zbliżone do tych na Lynda, ale nieco wyższe. Podstawowa subskrypcja miesięczna kosztuje bowiem 29$, a wersja rozszerzona to aż 49$ miesięcznie. Konwencja samych tutoriali jest zbliżona do tej z Lynda, choć mam wrażenie, że tutoriale z lynda.com są bardziej dopieszczone w szczegółach i wręcz perfekcyjnie przygotowane. Nie miałem okazji zapoznać się z wieloma materiałami z Pluralshight, ale na podstawie tych, które widziałem, mogę stwierdzić iż zawierają więcej części teoretycznej w stosunku do praktycznej w porównaniu z materiałami z Lynda. Praktycznie każde zagadnienie jest poprzedzone omówieniem teoretycznym. Nie wiem czy to lepiej, czy gorzej, To w dużej mierze zależy od preferencji odbiorcy. Stwierdzam jedynie różnicę.
Darmowe alternatywy?
Nie ma chyba poza YouTubem sensownych darmowych alternatyw. Owszem, niektóre serwisy oferują kilka-kilkanaście darmowych kursów, ale przeważnie te najciekawsze są jednak płatne. Jest natomiast dosyć ciekawa alternatywa, aczkolwiek nie w postaci wideo tutoriali - Code Academy. Jest to serwis oferujący interaktywne kursy programowania (języki związane z webmasterstwem) polegające na tym, że dostajemy krótki opis problemu, który musimy rozwiązać. Zostajemy postawieni przed kodem, który mamy uzupełnić. Obok mamy podgląd efektu działania kodu. Opis zawiera także wskazówki pomagające rozwiązać problem. Zaczynamy od absolutnych podstaw i małymi kroczkami poznajemy kolejne elementy programowania. Ten sposób nauczania jest niemalże całkowicie odarty z podstaw teoretycznych i skupia się na praktycznych umiejętnościach kodowania.
Pozostałe serwisy tutorialowe
Anglojęzycznych serwisów z tutorialami jest naprawdę sporo. Wystarczy rozejrzeć się na torrentach, by znaleźć kilka powtarzających się nazw. Wymienić tutaj mogę VTC (Virtual Training Company), za 30$ miesięcznie. VTC ma podobny system do Lynda, tzn. możemy za darmo obejrzeć kilka pierwszych lekcji i zorientować się, czy dany kurs nam odpowiada. Do dyspozycji mamy ponad 1000 kursów online. Niestety spora część kursów została nagra 5, 10 czy nawet 15 lat temu. Dosyć korzystny cenowo jest serwis Tuts+. Subskrypcja miesięczna kosztuje jedynie 15$. Niestety dostępnych mamy stosunkowo nie wiele tutoriali (około 470). Z kolei serwis SkillFeed chwali się gigantyczną ilością ponad 65000 video tutoriali. Jednakże dosyć szybko przekonamy się, że znaczna część materiałów to 10‑15 minutowe filmiki w stylu YouTube'a. Dostęp do bazy SkillFeed kosztuje 19$ miesięcznie. Serwisów tego typu jest obecnie naprawdę bardzo wiele i warto dokładnie przejrzeć ich ofertę, bowiem może nas interesować nieco specyficzny temat, do którego nie znajdziemy tutoriala w popularnym serwisie.
Wideo tutoriale w języku polskim
Z polskimi stronami tego typu nie miałem wiele do czynienia. Jednak z moich obserwacji wynika, że póki co oferta polskich serwisów jest bardzo uboga w porównaniu z serwisami anglojęzycznymi. Po obejrzeniu kilku filmów demonstracyjnych odniosłem wrażenie, że w wielu przypadkach są to produkcje czysto amatorskie. Dodatkowo język używany przez "nauczycieli" w tych kursach jest często bardzo niezgrabny, a słownictwo techniczne nieprawidłowe. Model biznesowy polskich serwisów również jest nieco inny. Przeważnie jesteśmy zobligowani do zapłaty za każdy kurs z osobna. Po części wynika to ze stosunkowo niewielkiej oferty. Ceny, w przeciwieństwie do serwisów zachodnich, są dosyć mocno zróżnicowane. To również świadczy o tym, że u nas jest to dopiero rynek rozwijający się i nie ma na nim solidnej konkurencji (mam na myśli sytuację, w której mamy przynajmniej 2‑3 serwisy oferujące powyżej 1000 kursów). Najtańsze kursy zaczynają się od 20‑30 zł w serwisie http://videokurs.pl/. Z kolei http://strefakursow.pl/ wycenia swoje tutoriale na przeciętnie 50‑80 zł. Najdroższe kursy, z jakimi się spotkałem, znalazłem na http://eduweb.pl/. Pojedynczy kurs potrafi kosztować nawet 160 zł, choć trzeba przyznać, że w zamian dostajemy przeważnie 6‑7 godzin materiału wideo. Niestety nigdy nie korzystałem z tych materiałów, więc nie mogę ocenić jakości tych kursów. Mimo wszystko 160 zł za jeden kurs to dużo, zważywszy, że na Lynda za około 80 zł (25$) dostajemy miesięczny dostęp do ponad 3000 wideo tutoriali na najwyższym poziomie.
Podsumowanie
Na koniec warto się jeszcze zastanowić czy wraz z nastaniem ery Internetu i pojawieniem się wideo tutoriali, klasyczne podręczniki straciły rację bytu. Wydawnictwa z pewnością mają świadomość konkurencji, jaką stanowi dla nich Internet. Co raz więcej pozycji jest wydawanych w postaci elektronicznej. Wideo tutoriale nie są jedynym internetowym źródłem wiedzy. Specjalistyczne fora typu StackOverflow, na którym znajdziemy rozwiązanie większości problemów programistycznych nieomówionych w książkach, blogi i inne miejsca w sieci z pewnością stanowią dobrą alternatywę dla książek. Książki jednak nadal oferują coś, czego brakuje źródłom internetowym - kompleksowe i uporządkowane studium zadanej problematyki. Wiele tutoriali jest robionych niestety "po łepkach". Nawet te profesjonalnie przygotowane, którym nie można niczego zarzucić pod kątem prezentacji i zawartości merytorycznej, są czasem nieco ograniczone do wybranych zagadnień. Podręczniki częściej dokładnie analizują całość zagadnienia. Wideo tutoriale stanowią natomiast doskonały wstęp do lektury poważnego podręcznika. Autorzy książek często piszą w taki sposób, że trzeba mieć solidne podstawy aby cokolwiek z tej książki wynieść. Wideo tutorial ma idealną formę do tego, by bezboleśnie wejść w nowy dla nas temat i kontynuować naukę już z użyciem książek, które mimo wszystko sa moim zdaniem niezastąpione. Być może dlatego większość tutoriali dotyczy zagadnień podstawowych. Z drugiej jednak strony są pewne zagadnienia, w których książka przegrywa z wideo prezentacją. Wszelkie kursy grafiki komputerowej podane w formie wideo pokazują znacznie lepiej działanie poszczególnych narzędzi niż ilustracje książkowe, które zresztą często śa nieajlepszej jakości czy wręcz czarno-białe. Sądzę, że internetowe źródła wiedzy nie wyprą całkowicie książek tak, jak samochód nie wyparł roweru, telewizja nie wyparła radia, a telewizja nie wyparła kina. Będą się uzupełniać i długo jeszcze koegzystować. Być może z czasem znacznie wzrośnie udział książek wydawanych w formie elektronicznej i dystrybuowanych jedynie za pośrednictwem Internetu, ale sama książka tak szybko nie zaniknie.