iBook Clamshell... prawdziwe wyzwanie
W marcu zeszłego roku opisałem pierwszego iBooka nazywanego dziś potocznie Clamshell. Kilka tygodniu później w moje ręce trafił własnie taki komputer, tym samym spełniło się kolejne moje marzenie.
iBook - zakup
iBooka znalazłem w serwisie aukcyjnym za kwotę 150 zł. Zgodnie z opisem, komputer miał się uruchamiać, jednak sprzedający nie dawał gwarancji że jest sprawny, gdyż po uruchomieniu migała tylko ikonka katalogu. Komputer posiadał zasilacz "zastępczy" fabryczny był w wersji "amerykańskiej". Zastępczy zasilacz uniwersalny jakich pełno na allegro, wymagał odpowiedniego ułożenia wtyczki aby umożliwić uruchomienie komputera. W zasadzie z opisu tylko tyle. Oferta była raczej mało interesująca dla osób nie obeznanych z tym komputerem. Ja postanowiłem mu się jednak lepiej przyjrzeć. iBook Clamshell należał do najmniej awaryjnych komputerów i tak naprawdę szanse że jest uszkodzony były znikome. Raczej padały w nich podzespoły typu pamięć bądź twardy dysk. Poprosiłem więc sprzedawcę aby przesłał mi więcej szczegółowych zdjęć, gdyż wygląd zewnętrzny komputera był dla mnie bardzo istotny. Obudowa Clamshella jest bardzo wytrzymała. Projektowano go zmyślą o uczniach i studentach a więc zakładano, że Clamshell lekkiego życia nie będzie miał. Obudowa ma jednak trzy wrażliwe elementy, których uszkodzenie nie przeszkadza w używaniu komputera, jednak ma duże znaczenie w przypadku chęci traktowania go jako części kolekcji.
[item]Symbole jabłuszka na klapie. Lubią czasem się odkleić i zginąć. Naprawa nie jest trudna o ile ma się jabłuszka do wklejenia.[/item][item]Zaślepka napędu. Czasem przy nieostrożnym obchodzeniu się, łatwo było ją złamać. Napęd w tym modelu jest tackowy.[/item][item]Uchwyt do przenoszenia. Wewnątrz metalowy, pokryty od zewnątrz twardym plastikiem. Plastik niestety miał skłonności do pękania i kruszenia się.[/item]
To pojedyńcze pęknięcie nie jest jeszcze problemem. Jednakże z czasem, uchwyt może pokryć pajęczynka takich pęknięć i w ostatecznie może się on zacząć kruszyć.
Sprzedający po kilku dniach przysłał mi więcej zdjęć które wykazały, że wszystkie wyżej wymienione przypadłości w tym konkretnie modelu nie występują. Stwierdził także, że dysk prawdopodobnie jest wewnątrz komputera bo szumi a jak chcę, dołączy mi w cenie amerykański zasilacz.
Po zadaniu jeszcze kilku pomocniczych pytań miałem już prawie pełny obraz sprzedawanego komputera.
Komputer miał dysk choć prawdopodobnie ktoś usunął z niego system, a sprzedający nie miał pojęcia jak i co ma instalować. W najgorszym wypadku dysk twardy był uszkodzony i kwalifikował się do wymiany.
Zasilacz nazywany czasem "UFO" był unikatowy jednak... nie produkowano go w wersji amerykańskiej i europejskiej. Obsługiwał on wszystkie rodzaje napięć od 110 V do 220 V, a wymienić należy tylko kabel na europejski lub przerobić ten amerykański. Tak więc o ile nie był spalony, stanowił cenny dodatek do iBooka. Jako ciekawostkę powiem, że jeśli chodzi o wtyczkę i parametry to jest to dokładnie taki sam zasilacz jak w PowerBooku Duo z 1992 roku i można je stosować zamiennie choć różnią się oczywiście stylistyką.
Tak więc zdecydowałem się na zakup i po kilku dniach dotarł do mnie mój wymarzony iBook.
Mój iBook
Sprzedający nie był w stanie podać szczegółów konfiguracji iBooka, ja jednak po zdjęciach doskonale wiedziałem że mam do czynienia z ostatnim i zarazem najmocniejszym modelem iBook 466 SE. Od pozostałych modeli różnił się on kilkoma szczegółami. Miał szybszy procesor - PowerPC G3 takowany 466 MHz (wersja z grafitową obudową), port FireWire oraz kartę graficzną ATI Rage Mobility 128 z 8 MB (poprzednie modele miały kartę z 4 MB). Wersja grafitowa SE posiadała także napęd DVD‑Rom.
Wygląd komputera poza drobnymi otarciami kolorowego, gumowatego plastiku był zgodniy z opisem sprzedającego. Białe elementy nieco pożółkły i wymagały doczyszczenia. Jednak o ile starsze Macintoshe żółkną w sposób często uniemożliwiający przywrócenie im pierwotnej bieli, z iBookiem jest znacznie łatwiej.
Zasilacz "zamiennik" wylądował z miejsca na złomie, bo "UFO" działało nienagannie. Po wsadzeniu płyty z systemem Mac OS 9 komputer dziarsko ruszył z instalacją i zgodnie z moimi przypuszczeniami, był w pełni sprawny i wyposażony w dysk twardy Toshiba 10 GB i 256 MB Ram. Po około pół godzinie miałem w pełni sprawnego iBooka.
Dysk 10 GB i 192 MB pamięci RAM dla Mac OS 9 to bardzo dużo i w czasach gdy iBook wchodził na rynek można było uznać takie parametry za całkiem niezłe. Po uruchomieniu systemu miałem około 110‑96 MB wolnej pamięci RAM i nieco ponad 9 GB wolnego miejsca na HDD. Mac OS 9 zainstalowałem tylko w jednym celu - miałem ochotę pograć w jedną z moich ulubionych gier z tego okresu - Myth Soulblighter.
Po kilku dniach grania postanowiłem jednak zająć się z powrotem iBookiem. Mac OS 9 nie nadaje się na dzień dzisiejszy do codziennej pracy, a iBook 466 SE umożliwia jeszcze bardziej praktyczne jego wykorzystanie niż tyko do grania w stare gry. Aby to jednak zrobić, trzeba na nim zainstalować ostatni, dostępny na niego system operacyjny Mac OS X 10.4.11. "Tiger".
iBook z Tygrysem na pokładzie.
Pozornie wydaje się to prostym zadaniem, wystarczy zainstalować system. Problem jednak tkwi w tym, że minimalne wymagania tego systemu to 256 MB pamięci RAM, a zalecane 512 MB. Znacznym ograniczeniem jest też dysk twardy. Standardowo w iBookach montowano dyski posiadające 4200 obr. a więc bardzo wolne. Także pojemność fabrycznego dysku - 10 GB nie zachwycała. Po instalacji pełnego systemu, aktualizacji i podstawowych, niezbędnych moim zdaniem aplikacji zostało mi aż 4 GB wolnego miejsca na HDD. To mniej niż ma mój najmniejszy pendrive !!! Także prędkość nie zachwycała. Tak niewielka ilość pamięci RAM sprawiała, że komputer uruchamiał się 1 minutę i 53 sekundy, zanim był gotowy do pracy. Uruchomienie więcej niż jednej aplikacji zatykało staruszka. Tak więc potrzebne były kolejne, drobne na szczęście inwestycje.
Pierwsza rzecz to rozbudowa pamięci RAM. Komputer na płycie głównej miał jej 64 MB i wyposażono go w jeden slot na pamięć SO‑DIMM 144 pin, w której znajdowała się kość 128 MB. Dziś ceny tej pamięci nie są wielkie i kupiłem największy dostępny rozmiar 512 MB płacąc za niego 39 zł. Przy okazji przypomniało mi się, że kiedyś za taką kostkę zapłaciłem 380 zł. Ot, postęp… Wymiana pamięci nie jest czynnością skomplikowaną. Wystarczy odczepić klawiaturę, odkręcić metalowy ekran (3 śrubki) i umieścić pamięć w jej gnieździe. Co ciekawe, klawiatura nie jest przykręcana tylko trzyma się na dwóch zatrzaskach.
Po zamontowaniu pamięci komputer stał się zdecydowanie bardziej żwawy ale problem wolnego i niewielkiego dysku pozostał.
Osiągam wyższy stopień wtajemniczenia.
Zwarta i solidna obudowa iBooka była od zawsze zmorą serwisantów. Gdy komputer podlegał jeszcze naprawom gwarancyjnym, na świecie były tylko dwa punkty serwisowe naprawiające iBooki. Jeden w Holandii, obsługujący Europę i Afrykę, drugi w USA, obsługujący resztę świata. Tym samym, każdy popsuty iBook odbywał niezłą wycieczkę turystyczną, choć na szczęście były to chyba najmniej awaryjne komputery w historii Apple.
Pomny tych wspomnień i rozmaitych opowieści przez kilka miesięcy usiłowałem podjąć wyzwanie wymiany dysku twardego, gdyż jego wymiana wymagała rozebrania całego komputera na kawałki. Kilka dni temu poczułem, że ów moment właśnie nastał. Przygotowałem śrubokręt Torx 8, mały śrubokręt krzyżakowy i kartę kibica klubu, z właściwej strony Błoń.
Czewroną obdwódka wokół klapki baterii.
Najpierw komputer należało pozbawić baterii. Jest ona podłużna i mieści się pod bardzo łatwą w demontażu klapką od spodu komputera. Klapka jest zamykana dwoma zatrzaskami i przykrywa baterię. Pod klapką znajduje się też numer seryjny komputera.
Numer seryjny dostarczył mi pewnych informacji…
Po zdemontowaniu klawiatury i wykręceniu 7 śrub teoretycznie można ściągnąć górną część obudowa - top case. Teoretycznie, gdyż nie ma ona wcale ochoty odchodzić i zacząłem się zastanawiać, czy śruby naprawdę są konieczne. W końcu przy pomocy karty kibica klubu z właściwej strony Błoń oddzieliłem obydwie części obudowy. Można to zrobić śrubokrętem, ale plastikowa karta gwarantuje nam, że nie porysujemy plastiku. Jak sugeruje kolega Pedros, twarde kostki do gry na gitarze sprawdzają się jeszcze lepiej.
iBook po ściągnięciu Top Case.
Podczas ściągania top case trzeba pamiętać o odłączeniu przewodu głośniczka, gdyż ten jest przymocowany właśnie do górnej części obudowy. Kolejny etap to demontaż napędu DVD. Tu kolejna ciekawostka, gdyż trzyma się on tylko na jednej śrubce. Jego prawidłowe położenie gwarantują dwa plastikowe uchwyty i ciasna obudowa komputera. Koniecznie trzeba też wymontować modem (znajduje się pod srebrną folią ekranującą).
iBook bez napędu i bez modemu… dalej niedostępny.
Niezbędne będzie też wymontowanie samego gniazda modemu - kolejne dwie śrubki. Jak myślicie, co jeszcze trzeba wymontować aby dostać się do twardego dysku ? Nigdy nie zgadniecie. Trzeba odkręcić wyświetlacz LCD. Kolejne pięć śrubek.
To już tylko kadłubek.
Od dysku oddziela mnie już tylko metalowy ekran-radiator, przymocowany kolejnymi, sześcioma śrubkami. Przykrywa on całą płytę główną komputera i przylegają do niego wszystkie, ciepłe układy elektroniczne oraz powierzchnia HDD. Po jego ściągnięciu nareszcie dostałem się do wnętrza komputera. Jako że pierwszy raz rozbierałem Clamshella było tu dla mnie trochę niespodzianek. Pierwsza rzecz, która mnie najbardziej zaskoczyła to procesor. Zazwyczaj w produktach Apple procesory G3 pochodziły od Motoroli. W iBooku jednak znalazł się procesor IBM. Jak wynika ze zdjęć znalezionych w necie, większość iBooków G3 miała procesory Motoroli a sporadycznie pojawiały się te od IBM.
Kolejnym zaskoczeniem dla mnie był sposób montażu dysku. W komputerach jakie zazwyczaj rozbierałem, dysk był przykręcany do rozmaitych "sanek", uchwytów czy koszyczków. W iBooku sanki przykręcane są do komputera a dysk jest w środku tylko na gumach i nie jest przykręcony do sanek. Ciasna obudowa widocznie wystarcza by dysk siedział posłusznie na swoim miejscu.
Miejsce powolnej Toshiby zajął dużo szybszy i większy dysk Hitachi 100 GB i 5400 obr. Kontroler iBooka ma problem z dyskami większymi niż 128 GB, a ja nie sądzę aby było mi dane wykorzystać owe 100 GB jakie zamontowałem. Przyznaję, że po głowie chodził mi pomysł montażu SSD, jednak cena jest niewspółmierna do tego co osiągnę, gdyż stary kontroler ATA‑66 nie wykorzysta mocy drzemiących w SSD. Drugim pomysłem było zamontowanie zamiast dysku karty CF. Wyczytałem jednak, że nie wszystkie kontrolery takich kart na ATA działają poprawnie i czasem zdarza się, że iBook ma problem z bootowaniem. Nie chciałbym rozbierać go ponownie tylko dlatego, że jakiś kontroler nie działa.
Podsumowanie mojej zabawy
Operacja demontażu i montażu komputera zajęła mi 76 minut. Musiałem wykręcić 34 śrubki i rozebrać komputer na kawałki. Cały stół zawalony był elementami komputera, a wszystko wyglądało jak po eksplozji.
Udało mi się go złożyć w jedną całość, nic mi nie brakło i nic mi nie zostało. Efekt modernizacji jest jednak zadowalający. Komputer uruchamia się w 38 sekund i można na nim jeszcze zrobić parę rzeczy. Facebook działa…
Po instalacji wszystkich niezbędnych i zbędnych mi programów mam 85 GB wolnego miejsca.
Ku mojemu zdziwieniu, archaiczny komputer całkiem nieźle radzi sobie we współczesnym internecie choć teraz przeszkodą jest ekran 800x600. Można też wymienić matrycę na tą, pochodzącą z iBooka Dual USB, która wyświetla obraz o rozdzielczości 1024x768 tylko czy mi się chce ?
Największą bolączką teraz pozostaje niesprawna bateria. Jej regeneracja to koszt około 200‑250 zł. Zakup nowej, oczywiście nie oryginalnej to wydatek ok 50 USD plus wysyłka z USA.
Śpiąca dioda…
I jeszcze mała poprawka…. bateria ożyła… ciekawe na jak długo…
Narazie trzyma prawie półtorej godziny