Pani Krysia z księgowości – odcinek 7: cyfry, cyfry, cyfry
Witam, w kolejnym odcinku mojego cyklu, w którym opisuje moje przygody jako serwisant. Na co dzień pracuje w firmie, która oferuje kompleksową obsługę informatyczną innym firmom z różnego sektora. I w skrócie praca polega na tym, że jak zadzwoni jeden z klientów i zgłosi, że np. Pani Krysia z księgowości nie ma internetu, to trzeba tam pojechać i to naprawić. I nie ważne jakich metod użyjemy, chodzi o to, żeby Pani Krysia znowu miała Internet.
Wracając dzisiaj z pracy słuchałem radia, lubię muzykę i mam szerokie horyzonty. Szczególnie chciałem zwrócić uwagę na dwa utwory, które usłyszałem. Pierwszy z nich pochodzi od zespołu, który bez wątpienia można określić jako fabryka hitów, jednak Panowie podczas wymyślania nazwy nieprzypuszczani, że będzie im tak dobrze szło i nazwali się Lady Pank, a utwór, który mam na myśli nazywa się „Na co komu dziś”. I mimo, że od jego premiery minęło prawi 20 lat to on ciągle zachowuje świeżość i ciągle brzmi świetnie.
Z podobnego okresu pochodzi drugi utwór, ten jest z kolei zagraniczny. To grupa No Doubt i ich genialny singiel Don't speak, pamiętam teledysk z czasów dzieciństwa, Gwen strasznie słodko w nim wygląda. Pierwszy raz zobaczyłem go jakoś między 8 a 10 rokiem życia. To były jeszcze czasy, kiedy w Polsce swoje początki miał kanał muzyczny Viva(czyli okolice roku dwutysięcznego), wówczas stacje muzyczne(a nie było ich za wiele) puszczały hity, a nie tylko same(powtarzające się do znudzenia) nowości. Ogólnie to Don’t Speak uważam za najlepszy popowo-rockowy kawałek z lat dziewięćdziesiątych.
Co to ma wspólnego z Panią Krysią??? A bo ja zawsze chciałem pracować w radiu jako prezenter, ale może jak mi się kiedyś komputery znudzą to spróbuje swoich sił. Jednak sensowniejszym powodem czemu się tak rozgadałem na ten temat będzie to, że wracałem dzisiaj tą samą drogę co jakiś czas temu, ze zlecenia, które to chce opisać. W sumie to nie wiem czy jest to sensowniejszy powód, ale wypadało by już zacząć główny wątek.
Więc jedziemy: był sobie komputer, taki zwykły przeciętny, miał szarą obudowę z niebieskimi wstawkami. Nie była to może jakaś super wypasiona obudowa, ale miała wygodne i możliwe do szybkiego odnalezienia przyciski power i reset. Sprzęt był po poważnej awarii i w efekcie została w nim wymieniona płyta główna, a że nie pasowały do niej podzespoły z poprzedniej, trzeba było dokupić trochę ramu i procesor. Więc cały komputer dostał nowe życie, był szybszy, żwawszy i pracowało się na nim kilka razy wygodniej.
Moim zadaniem było dostarczy ten komputer do klienta, podłączyć i sprawdzić czy wszystko działa. Komputer został wcześniej kompleksowo naprawiony, system odświeżony, dane przywrócone, aktualizacje, sterowniki, programy no po prostu full zestaw. Więc tak naprawdę nie miałem nic trudnego do zrobienia.
Na samym początku musiałem wstawić/wpiąć/podwiesić komputer w takie specjalne pasy, które utrzymywały go pod biurkiem. Muszę to powiedzieć otwarcie: cholernie głupie rozwiązanie jeśli trzeba wieszać komputer samemu, ale wygodniejsze to dla sprzątaczek no i sprzęt ma trochę rozrywki bo sobie zwisa swobodnie, trzyma się pewnie, ale jest nad ziemią – nie wiem jak on się z tym czuje, ale na przykład dla mnie to by była jakaś rozrywka.
Ok. czyli komputer w górze, teraz trzeba zanurkować i podpiąć kabelki. Poszło szybko, myszka, klawiatura, drukarka, monitor, Internet i zasilanie. Pyk i już po kilku chwilach widzę zaproszenie od Windowsa XP. Moją radość przerywa jednak aktywacja systemu Windows, która nie da mi pulpitu jak nie aktywuje systemu. Zamiast zastanawiać skąd tam się to wzięło od razu zabrałem się za aktywacje przez Internet.
Dziadek XP stwierdził, że niestety nie zrobi aktywacji bo nie ma internetu. Jak to nie ma? Grzecznie pytam – no normalnie nie ma, bo ja tak mówię – grzecznie odpowiada dziadek. Może kabelek? Nurkujemy więc pod biurko, diody na karcie się świecą, więc szybkie przepięcie kabla do mojego netbooka – Internet jest. No to wypływamy przy okazji naciskając reset może coś dziadkowi XP się refleks pogorszył i nie zorientował się, że ma połączenie sieciowe.
Restart komputera nic nie zdziałał, no to telefon w rękę, 00 800 12 11 654 i zielona słuchawka. Myślę, że automat Microsoftu nie będzie się solidaryzował się ze swoim zdziadziałym, zrzędzącym kolegą Xpiekiem i pozwoli mi udowodnić, że mam legalny system. A konkretniej, że klient ma. Kilka minut mozolnego wklepywania kilkudziesięciu cyfr w telefon, później słuchanie nudnych cyfr i wklepywanie ich w komputer i mamy sukces. Swoją drogą chyba każdemu kto kiedykolwiek przeprowadzał aktywacje systemu Windows przez telefon przypomina się ta scena: [youtube=https://www.youtube.com/watch?v=IqQtRkWCCrg]
(Z filmu po tytułem: Nie zadzieraj z fryzjerem, Don't mess with the Zohan).
Dosyć głupich żartów. Nasz system się aktywował, pulpit się pokazał, wszystko się do końca uruchomiło i… Nawet Internet jest, więc interwencja zakończona. Szczerze mówiąc to odpuściłem sobie zadawanie pytanie co jak i dlaczego tak się stało i co było przyczyną(oczywiście mam kilka podejrzeń i się domyślam), wszystko działa, jest dobrze, a świat komputerów jest dziwny.
Koniec odcinak siódmego.