Boom na developera
27.01.2015 20:55
Niestety, nie poczytacie tu o Web developerach, choć z pewnością tematyka portalu by do tego skłaniała i naprowadzała na kolejny iście skomplikowany temat rozważań. :) Nic z tych rzeczy. Będzie przyziemnie. Dosłownie i w przenośni, bo chodzi o nieruchomości.
Superficies solo cedit
Jakiś czas temu na portalu bankier.pl ukazał się artykuł podsumowujący poprzedni rok MdM. Prorocze, czarno-wizjonerskie myśli mądrych analitycznych głów sprawdziły się do cna. Może jednak po kolei. Sprawozdanie oszacowało, że blisko 16 tysięcy wnioskodawców dostało pozytywną odpowiedź od BGK. Patrząc na powyższy wynik w skali roku, nie wydaje mi się, żeby była to liczba zadowalająca. Wychodzi na to, że w każdym miesiącu ubiegłego 2014, złożonych było około 1300 wniosków w całej Polsce. To zdecydowanie, nie jest imponujący wynik, patrząc na ilość coraz to szybciej wyrastających osiedli. Ale o szybkości, nieco później. Kolejnym punktem bilansu, jest fakt, że najszybciej dotąd rozwijające się polskie „metropolie”, nie chcą zostać zrzucone z piedestału i wciąż będą się rozrastać, nie dając przy tym żadnych szans pozostałym miastom. Duże miasta mają ku temu predyspozycje, a deweloperzy tylko szukają łatwych kąsków w postaci chętnych na kupno własnego M na terenach ściśle przyległych do większych miejskich skupisk. Co za tym idzie, najwięcej wniosków złożonych zostało w Warszawie, Gdańsku i Poznaniu (oraz ich okolicach). Z jednej strony super – miasta się rozrastają, ludzie mają szansę na znalezienie lepszej pracy w centrum i mieszkanie na przedmieściach. Gdyby jeszcze owe suburbia, były na tyle dobrze skomunikowane z miastem, jak być powinny, w ogóle nie byłoby negatywnych głosów i buczeń mieszkańców, ale nie można mieć wszystkiego. Powyższe nie wnosi nic złego, prawda?
Wady czy zalety?
Złem, jak się okazuje jest według autorów podsumowania fakt, że największe grono starających się o dofinansowanie tworzą bezdzietni. Co w tym dziwnego? Czy młodzi po ślubie, w związkach partnerskich, czy jak kto woli konkubinacie, mają żyć w wynajętych klitkach, płacąc za nieswoje, w którym nic nie można zrobić, bo właściciel jest niezrównoważony, albo faktycznie mają możliwość coś zrobić, ale też z drugiej strony – po co ? żeby po wyprowadzce, żałować wrzuconych w cudze mieszkanie, swoich pieniędzy? Czy może jednak, mają mieszkać kątem z rodzicami ? Co jest złego w tym, że bezdzietni, chcą mieć swoje własne lokum i może na spokojnie przestać być bezdzietnymi ?Z moich własnych obserwacji na naszym osiedlu (tak siedzę w oknie i podglądam), gdzie chyba tylko jedna osoba kupiła mieszkanie bez kredytu, większość małżeństw, w ciągu tych kilku miesięcy od wprowadzenia się, nagle przestaje być bezdzietnymi. Halo, czy to tak trudno zrozumieć, że ludzie muszą mieć warunki? Czy trzeba ich od razu piętnować, że mają największy udział w rynku MdM? Chyba raczej cieszyć się, że mamy znowu wyż. Z mojego punktu widzenia, to raczej zaleta przedsiębiorczych bezdzietnych, że nie chcą żyć całe życie na garnuszku u rodziców i decydują się na dość odważny w tych niepewnych czasach krok (zaleciało odrobinę pretensjonalnością, jak z „Rozważnej i romantycznej”).
Faktyczne minusy MdM
Szczęśliwie, to nie jedyna rzecz, jaka w mojej ocenie, niesłusznie jest podkreślona w tym artykule. Ogromnym problemem MdM są jego nieżyciowe wymogi. Przykładowo, zahaczę o jeden z nich - o kredyt nie mogą się starać małżeństwa, które już wcześniej miały akt własności innej nieruchomości. To ich kompletnie dyskwalifikuje. Dlaczego ? na początku, gdy sami, rok temu praktycznie o tej samej porze ganialiśmy od doradcy finansowego do developera, byliśmy zasypywani informacjami z zewnątrz, że to dla dobra kupujących. Bo X nie kupi kolejnego mieszkania, mimo, że ma już inne dwa, żeby to trzecie wynająć studenciakom. Ale czy podejście jest słuszne ? Nie sądzę. Wracając jednak do tych małżeństw z dziećmi, które chciałyby kupić kolejne – większe niż pierwsza kawalerka, mieszkanie. Nie mogą. Zamiast ułatwiać takim ludziom sytuację, jedynie zaostrza się rygory przejścia przez długą drogę weryfikacji analityków. Drugą wadą MdM jest niestety metraż, który brany jest pod uwagę przy wypłatach ‘zapomogi” bankowej. Najczęściej mieszkania takie, nie przekraczają powierzchni 55m2. Imponujące, prawda ? W dodatku łączy się to od razu z kolejną wadą MdM – cena za metr kwadratowy, jest tak olbrzymia, że najbardziej zyskują na programie właśnie developerzy. Z tego, co mi wiadomo, Mieszkanie dla Młodych, to program rządowy, mający wspomóc młodych ludzi do 35 roku życia a nie przedsiębiorców oferujących w swojej ofercie sprzedaż mieszkań i domów. Są też haczyki, a raczej jeden haczyk w postaci dziecka. Hasło o dodatkowej dopłacie przy drugim i trzecim dziecku zachęcało do wzięcia kredytu. Niestety – dopłata taka przysługiwać ma tylko osobom, które w chwili podpisywania umowy deweloperskiej mieli przynajmniej jedno dziecko. Przynęta złapana ? W tym roku podobno ma się coś zmienić w powyższym programie. Ciekawe jednak, co jeszcze przyniosą zmiany w ustawie.
Własne doświadczenia….
Teraz trochę słów z mojej własnej perspektywy. Ostatnimi czasy w związku właśnie z naszym developerem, od którego kupiliśmy nasze cztery kąty pod Gdańskiem, moje wzburzenie i frustracja developerką sięgają zenitu. Na początku wpisu wspomniałam o szybkości wykonania. Super, developer się spręża, rozwija, osiedle powstaje w tak szybkim czasie, że w przeciągu tygodnia stoją kolejne dwa nowe domy, a pod następne dwa wykopywane są fundamenty. Wszystko ładnie pięknie, kontakt z biurem wspaniały, co chcesz zaaranżować ? – wyspę, otwarta/zamkniętą kuchnię a może salon z aneksem kuchennym. Płacisz, masz. I tu zaczynają się schodki. A raczej schody, a kupujący, jest Calineczką. Bo jak już jesteś właścicielem, w dłoni jest akt notarialny a pieniądze bank w trzech transzach przelewa na konto sprzedającego, bańka mydlana pęka. Nie chodzi tu o sprawy administracyjne. Raczej o opieszałość developera, jego olewacki sposób bycia i podejście do klienta. Przed podpisaniem umowy jest wszystko, tak jak chce tego kupujący. Potem niestety już nie. Wczoraj się o tym przekonałam kolejny raz (!), zgłaszając po raz setny te same usterki od sierpnia. Pan prezes już nas nie przyjmie, bo spotyka się z klientami. Ok, ok, to kim my w takim razie jesteśmy ? ? Ahh.. no tak. Kasa na koncie to olanie można przyjąć za codzienność. Miała być droga, drogi nie będzie. Miały być płyty, jednak nie, miał być inny sposób – nie, bo za drogo… W tym samym czasie powstaje kolejnych 12 domów… a z klientami, którzy jeszcze nie zapchali sakwy, przecież trzeba miło porozmawiać. Niestety, szybkość nie idzie w parze z jakością wykonywanych usług. Czy to jest takie polskie rozwiązanie i mentalność firm usługowych ? Wszystko działa do czasu, gdy masz okres gwarancji na telefon, na Internet, czy SmartDom.. potem radź SE SAM!
Tak, to po trochu jest to antyreklama developerów, choć sama jestem ich usługobiorcą. Ale fakt…widok z tarasu, to mamy świetny… :)
P.S Użytkownikom z Gdańska i okolic, zabiłam ćwieka – który to developer ? :)