Nieczęsto piszę, bo Linux się do tego nie nadaje.
02.02.2014 | aktual.: 13.02.2014 03:59
Dawno, dawno temu u Boulangera (przez duże be - tam nie kupuje się bagietek) w Beziérs, z zamiarem poszerzenia RAID-a w planach, kupiłem se okazyjnie dwa dyski identyczne, po 2 TB każdy, USB, w obudowach.
Dużo później odechciało mi się męczarni z mdadm i, korzystając z poradnika na Youtube'ie, wypatroszyłem oba pudełka (było to najcięższe zadanie) a bebechy przełożyłem do najtańszej sieciowej stacji dysków, jaką udało mi się kupić.
Po podłączeniu do elektryki i sieci, za pomocą wtykania wtyków w odpowiednie miejsca, udałem się do sieci po poradę, co dalej? Po drodze, przez przypadek, w Nemo (podmieniłem - porada w Webupd8) zauważyłem "niedziałający" adres sambowy macierzy. Przekopiowałem do przeglądarki. Zmieniłem hasło, sformatowałem i od tej pory mam DIY serwer plików. Po co ta banalna historyjka? Dla usprawiedliwienia niepisania. Linux się do tego, blogowych rozważań technologicznych, nie nadaje.
Część nazw własnych potraktowałem jako domyślne zmienne wyrazowe. Tzn. potraktowałem jako produkty firmy Którakolwiek. A niektóre nie, dla sztafażu.