Spowiedź pirata
31.08.2011 00:06
Wstęp
Nie będę ukrywał, że nawet dziś, po tylu latach, napisanie tego tekstu, wcale a wcale nie jest takie proste. Po dziś dzień, towarzyszy mi pewien wstyd, poniekąd i strach - chociaż ten drugi nie przed organami prawnymi, co bardziej przed... opinią ludzi. "Byłeś piratem. Jesteś złodziejem!" - kto wie, być może i takie komentarze pojawią się pod tym wpisem, a kto wie czy i nie później. Napisanie tego wpisu, wymagało pewnej "odwagi", chociaż nie do końca wiem czy to właściwe słowo. Jednak przychodzi taki moment w życiu człowieka, że do pewnych rzeczy dorasta. Jeden szybciej, drugi wolniej, niektórzy wcale, jednak w większości prawie wszyscy. Chciałbym pokrótce opisać, jak dorosłem i przestałem być piratem komputerowym.
Jak to jest być piratem?
Kwestia dość prosta - jako kilkunastoletni dzieciak posiadający dostęp do internetu, ściągałem wszystko. Gry, programy, muzykę, filmy, wszelkiego rodzaju soft - praktycznie nie było rzeczy, której nie dało się spiracić, jeśli się ją chciało mieć. Czy coś mnie wtedy powstrzymywało? Absolutnie nic. Wtedy nie miałem żadnych skrupułów przed tym, aby daną rzecz ściągnąć i jej używać. Kompletnie nie obchodziło mnie to czy ktoś się nad nią napracował, że wyprodukowanie danej rzeczy - bez względu na to, co to było - kosztowało mnóstwo wysiłku i pieniędzy. Posiadając w miarę szybki, jak na tamte czasy internet, w przypadku niewielkich plików (zazwyczaj mp3), ściągałem je “na gorąco”. W przypadku większych - jak gry - komputer zostawiałem włączony na noc lub gdy szedłem do szkoły. W ten oto sposób zdarzało się, że miałem więcej gier i filmów, niż czasu na ich oglądanie.
Czy wtedy zdawałem sobie sprawę, że robię źle? Że popełniam przestępstwo? Owszem, jednak nie wierzyłem w to, że jest mnie ktoś w stanie powstrzymać. Plików nigdzie nie udostępniałem (po prostu film oglądnąłem, w grę pograłem i do kosza) - przynajmniej w tym przypadku jakieś ułaskawienie dla pirata, że nie służył jako serwer... Nie wierzyłem w to, że ktoś jest w stanie to przerwać, wiedziałem że będę robił to tak długo, póki będę posiadał stały dostęp do internetu. Bo co mi szkodzi? Po co mam wydawać setki złotych na głupią grę, skoro przejdę ją w kilka godzin? Po co kupować film, skoro oglądnę go raz i zapomnę? Poza tym wchodziła w to sprawa właśnie pieniędzy. Jako gówniarz nie miałem żadnych zarobków, poza kieszonkowymi od rodziców, więc skąd miałbym brać pieniądze na co najmniej kilka gier miesięcznie? Co innego kraść gry z internetu, ale co innego ze sklepu...
Poza tym znajomi. Koledzy ze szkoły, którzy również nie widzieli niczego złego w piraceniu. Przecież to tylko głupia gra/program. Co nam zależy? Co innego, jakbyśmy okradli czyjś dom, mieszkanie, ale tak? Nikogo to nie bolało, nikt przez to nie płakał ani nie cierpiał - o co kaman?
Jak przestałem być piratem?
A więc co się stało, że przestałem to robić? Wpłynęło na to wiele czynników. Jednym z takich pierwszych, który obudził jakąkolwiek minimalną namiastkę nawrócenia, był fakt kupowania gier z gazet komputerowych czy też używanych gierek od kolegów. Do dziś uważam to za świetne rozwiązanie i cieszę się, że są takie czasopisma, które można kupić za kilkanaście złotych, a w środku płyta z kilkoma grami czy też zbiór legalnych i niezbędnych programów. Zamiast pobierać nielegalne wersje pełnych gier, zacząłem pobierać ich dema i jak mi się dana gra spodobała, kupować oryginał. Poza tym dochodziły wszelki tanie wersje typu eXtra Klasyka (wtedy chyba to inaczej się nazywało), gdzie za kilkanaście złotych można było kupić naprawdę niezłą, starą bo starą, ale jednak oryginalną grę. W taki sposób bardzo powoli, ale jednak do przodu, budziła się we mnie mała iskierka. Rosnąca kolekcja pudełek od gier, filmów czy płyt audio, zaczęła mnie napawać dumą. Nie były to już zwykłe płyty w papierowych kopertach za złotówkę, które leżały gdzieś głęboko schowane przed całym światem. Teraz z dumą mogłem wystawić piękne pudełka na półkę, tak aby widział je cały świat!
Co jeszcze? Na pewno świadomość. Świadomość tego, że istnieje możliwość wyboru. Że nie muszę mieć ulubionej gry w dniu premiery, gdy kosztuje ponad 100zł, a mogę poczekać, aż będzie dwukrotnie tańsza. Że nie muszę już ściągać pirackich programów, które kosztują kilkaset złotych, a mogę najzwyczajniej w świecie pobrać darmowy i legalny odpowiednik, jakim były/są Ubuntu, OpenOffice, Gimp, Avast itp. (a więc pogramy, które w pewnym momencie zdobyły całkiem niezłą popularność). Że już nie muszę pobierać pirackiego Windowsa i okradać Microsoftu, tylko mogę ściągnąć legalną dystrybucję linuksową lub powoli odkładać kasę na oryginalnego Windowsa. Że już nie muszę ściągąć hitowego filmu, a mogę iść do wypożyczalni filmów albo do kina i oglądnąć za te parę złotych, a przy okazji miło spędzić czas z rodziną czy znajomymi. Że już nie ściągnę pliku mp3 z danym utworem ulubionego wykonawcy, a kupię całą płytę, aby wesprzeć jego twórczość. Tego typu świadomość zaczęła się kształtować dopiero z czasem, ale jednak. Miała ona naprawdę spory wpływ na to, że moje spojrzenie na to co robiłem, było zupełnie inne niż wcześniej.
I oczywiście pieniądze. Dopóki nie zacząłem zarabiać, dopóki nie zacząłem dostawać pieniędzy za własną, ciężką pracę, nie potrafiłem ocenić, co znaczy piracić - lub nazwijmy rzecz po imieniu - kraść. Co znaczy przywłaszczyć za darmo coś, co nie jest twoje, za darmo skorzystać z czegoś, co kosztowało mnóstwo wysiłku inną osobę. Dopóki nie dostałem swoich pierwszych, własnych pieniędzy, za własną, ciężko wykonaną pracę, to do tego momentu nie potrafiłem dokładnie ocenić tego, co robiłem w latach młodzieńczych. Dopiero wtedy potrafiłem sobie wyobrazić uczucie, które towarzyszy twórcy danego produktu, gdy zostaje on w tak perfidny sposób okradziony. Gdy wkładasz mnóstwo wysiłku i pracy, aby dana rzecz była dobra, gdy podpisujesz się własnym nazwiskiem, jako twórca danego produktu, a on zostaje tak zhańbiony... Bo wyobraźcie sobie, że wasza praca idzie na marne. Że waszą pracę przypisuje sobie ktoś, kto nie przyłożył do niej ręki. Że wykonujecie swoją pracę, a zamiast waszego nazwiska jest czyjeś inne... Tak to mniej więcej wygląda.
A dziś?
A dziś, po wielu latach od posiadania ostatniego pirata, staram się o tym zapomnieć. Wszelkie świadectwo moich dawnych czynów już dawno jest gdzieś wyrzucone, przerobione i wykorzystane jako materiał wtórny. Bo dziś już więcej rozumiem. Rozumiem, że nie muszę kraść. Z czasem, gdy piraciłem zacząłem odczuwać. Odczuwać wstyd. Było mi po prostu głupio, że nie tylko robię coś nielegalnego i niezgodnego z prawem, a po prostu robię coś, na co nie pozwala mi sumienie, własny honor i godność. Czułem, że stać mnie na coś więcej, niż ściągnięcie nielegalnego softu. Wiedziałem, że od momentu, gdy postanowiłem przestać kraść, mogę podnieść głowę wyżej i powiedzieć, że jestem legalny. Dziś wszystko, co używam jest zgodne z prawem i legalne. System, programy, gry. Kupuję płyty ulubionych wykonawców i nie muszę się niczego wstydzić. A dlaczego o tym piszę? Bo mam nadzieję, że chociaż 1 pirat (słownie jeden), po przeczytaniu tego tekstu, chociaż w niewielkim stopniu przemyśli swoje zachowanie. Wtedy będzie to dla mnie osobisty sukces i świadomość, że udało mi się zrobić dobry uczynek :)