US Cyberspace
Przeczytałem dzisiejszy wstępniak Eimiego i sam popadłem w zadumę. Doskonale pamiętam swój pierwszy modem i BBS‑y. Pamiętam, że jeszcze wcześniej programy komputerowe nagrywało się na kasety magnetofonowe prosto z radioodbiornika. Nadawano je w magazynie naukowo-technicznym Rozgłośni Harcerskie od chyba 1984 roku. W 1986 pojawiła się już stała audycja „Radiokomputer” a prowadził ją Tomasz Jordan. Jeśli chcecie posłuchać jak to brzmiało, kliknijcie TUTAJ. W serwisie Vimeo możecie odsłuchać całej audycji: part-1 i part-2
Od trzydziestu lat działa to tak samo. Ktoś coś emituje/udostępnia a ktoś inny to nagrywa/ściąga. Nie ma źródła – nie ma treści. Niedawno chciałem sobie ponownie obejrzeć jeden z najlepszych seriali TVP w historii: „Alternatywy 4”. Szukałem, szukałem i szukałem w Sieci. Nie ma. W końcu udało mi się kupić na Allegro cały komplet na DVD za 30 zł. Tylko zakup był w Internecie...
Kiedy Sieć już jako tako działała a modemy zastąpiły radioodbiorniki - odkryłem IRC i Usenet. Do dziś z nich korzystam. Z mojego punktu widzenia IRC ewoluował do Facebooka a Usenet do forów tematycznych. Te w końcu trafiły pod strzechy. Zmieniła się jedna rzecz, wydaje mi się, że ta otwarta i wolna Cyberprzestrzeń ewoluuje w US Cyberspace. Niedawno Prezydent USA publicznie oświadczył, że Internet należy do USA bo to amerykańskie firmy go stworzyły, rozwinęły i udoskonaliły. Być może za chwilę do listy amerykańskich stanów trzeba będzie dopisać Internet… Sami zobaczcie:
Kilka tygodni temu byłem na jednodniowej wycieczce w Berlinie. To była moja pierwsza wizyta w tym mieście. Bardzo dobrze się tam czułem jako turysta. Dwa pokolenia wcześniej, mój dziadek też tu był. Tyle, że nie turystycznie. Był niewolnikiem z literką „P” przyszytą na roboczym drelichu. Wystarczyły dwa pokolenia aby zmieniła się rzeczywistość. Gdybym mógł to zapytałbym dziadka, czy kiedy pracował w Berlinie to potrafiłby sobie wyobrazić, że jego wnuk przyjedzie tu turystycznie dla swojej rozrywki. Do tego wyposażony w aparat fotograficzny, którym nagrywa sobie pamiątkowy film:
Co mi się szczególnie rzuciło w oczy w Berlinie? Zauważyłem tam kilka dużych billboardów informujących o zagrożeniach związanych z TTIP. Tydzień po wycieczce, kiedy siedziałem przed komputerem i montowałem swój film, przeczytałem na naszym blagu wpis o „Polsce mentalnie analogowej”. Od razu mnie uderzyło, że tam nie ma słowa o TTIP ani o zawłaszczaniu Cyberprzestrzeni przez amerykańskie firmy. Autor wykorzystał m.in. historyczną już ACTA aby użyć jej jako hejterskiego kija, którym zaczął okładać polskich polityków. Ciekawe po co? Nasi politycy w Cyberprzestrzeni nie istnieją. W zasadzie postawiłbym wódę przeciwko wodzie, że znaczna większość z nich jest zwyczajnie cyfrowo wykluczona. Dawniej mnie to strasznie irytowało. Dziś wydaje mi się, że to może być nasz atut. Przed nami trudne czasy, Sieć straciła swoją niewinność i stała się polem walki. Oczywistym powinno być dla każdego, że tam gdzie wymagamy bezpieczeństwa tam powinniśmy odciąć się od Sieci tak bardzo jak to możliwe. E‑wybory? Nigdy w życiu. Wyobrażacie sobie co by się stało na naszej scenie politycznej gdyby się w przyszłości (takiej odległej o jedno pokolenie) okazało, że od prawie dwóch dekad nasze e‑państwo jest całkowicie infiltrowane przez zagraniczny cyberwywiad? Nasi politycy spod znaku „ale ja panu nie przerywałem” utopili by w utoczonej pianie i siebie, i nas wszystkich.
TTIP to nie jest umowa o wolnym handlu. To przyznanie, że jurysdykcję nad Internetem mają amerykanie. ACTA przepadła nie dlatego, że ludzie protestowali na ulicach. ACTA przepadła dlatego, że pewna grupa amerykańskich cyberkorpów nie zgadzała się z inną grupą amerykańskich cyberkorpów. Dlatego ta pierwsza grupa zaczęła tak wyświetlać użytkownikom treści w mediach społecznościowych, że wielu z nich doszło do wniosku, że trzeba wyjść na ulice, założyć maskę Guya Fawkesa i skakać w proteście przeciwko ACTA. Tym razem tak nie będzie. W swoich strumieniach i na swoich tablicach nie zobaczymy, że nasi sieciowi przyjaciele i znajomi protestują przeciwko TTIP. Nie pójdziemy więc protestować. Ktoś w Berlinie o tym wie i pewnie dlatego tam pojawiły się tradycyjne billboardy. Może czas już na takie także i u nas?