Tanie Granie: L.A. Noire
09.05.2015 | aktual.: 11.05.2015 09:32
[img=LA-noire-banner]
Każdy z nas nabiera czasem ochoty na coś innego, coś co byłoby odskocznią od utartego schematu. Kwestia ta może dotyczyć wielu sfer życia, od jedzenia przez podróże a na różnego rodzaju mediach skończywszy. Te niesprecyzowane pragnienie ‘czegoś’ w kwestii gier zaprowadziło mnie do zaprzyjaźnionego komisu z używanymi grami i konsolami w moim mieście. To taki typ biznesu: przynosisz grę, płacisz 10zł plus różnicę w cenie gier i wychodzisz z czymś nowym. Ja jednak nie miałem niczego na wymianę. Sprzedawca polecił mi L.A. Noire. Cena? Całe 30zł. Bez zbędnych pytań udałem się do domu, z czymś co było strzałami w 10, krótkimi seriami.
Ganianie bumelantów i huncwotów
Akcja gry toczy się w 1947 roku. Wcielamy się w Cole’a Phelpsa, weterana wojny na Pacyfiku, odznaczonego za zasługi. Po powrocie z wojny nasz bohater wchodzi w szeregi policji Los Angeles i podczas pierwszej, przełomowej dla niego sprawy jest zwykłym, niedoświadczonym patrolowym. Ta pierwsza sprawa, to w gruncie rzeczy całkiem zgrabnie poprowadzony tutorial. Gra nie przerywając akcji wprowadza nas w podstawy jej mechaniki. Dowiadujemy się jak szukać dowodów, jak przesłuchiwać świadków i jak wyciągać wnioski z obu powyższych.
Po pierwszej, przełomowej sprawie, nasz bohater z prędkością światła awansuje przez kolejne wydziały lub ‘biurka’ jak gra je nazywa. Są cztery: drogówka, zabójstwa, narkotyki i podpalenia, a w każdym z wydziałów czekają na nas cztery odrębne sprawy. Całość gry nierzadko przypominać będzie dobry serial kryminalny z klimatyczną kartą tytułową i krótką scenką pokazującą sam moment zajścia zdarzania. Scenka jednak nie zdradza niemalże nic ze sprawy i jej rozwiązanie nierzadko bywa dość zaskakujące. Jednak wydziały i sprawy to nie jedyne zajęcia w Mieście Aniołów, bo gra przeplata z sobą kilka wątków. Co jakiś czas między sprawami aktywuje się cut‑scenka rzucająca nieco światła na wojenną przeszłość protagonisty i jego jednostki, z kolei inna linia fabularna wiąże się z gazetami, których szukać możemy w trakcie spraw. Gra jest nieliniowa i przebieg spraw (a raczej tempo dotarcia do rozwiązania), może się różnić między poszczególnymi przejściami gry. Zależy to od naszych umiejętności kojarzenia faktów, a także wyłapywania kłamców co jest chyba najbardziej charakterystyczną cechą gry.
Czytanie z twarzy
Team Bondi tworzyło tę grę w bólach przez siedem lat, dwa razy zmieniło platformę i wydawcę i o mało co nie zbankrutowało w trakcie (postaram się opisać tę ciekawą historię przy innej okazji). Najwięcej pieniędzy pochłonęła innowacyjna technologia rejestrowania mimiki twarzy i jej realistycznego odtworzenia w wirtualnym świecie zwana MotionScan. Wykorzystuje ona 32 kamery wokół twarzy aktora by uchwycić każdy niuans jego gry. Daje to niesamowity rezultat, który do dziś robi duże wrażenie i jest też kluczowe w samej grze. Otóż po mimice przesłuchiwanej postaci możemy stwierdzić czy dana osoba kłamie czy mówi prawdę. Sama gra daje nam trzy opcje reakcji na zeznanie: prawda, wątpliwość i kłamstwo, a krótki dźwięk tuż po wybraniu opcji mówi nam czy podjęliśmy słuszną decyzję. Nie ma limitu czasowego, więc można wpatrywać się w delikwenta niczym dziecko w zabawkę na witrynie sklepowej: długo i skrupulatnie. Jeśli wybierzemy opcję kłamstwa, to naturalnie musimy czymś poprzeć nasze oskarżenie, a do wyboru mamy wszystkie zebrane dowody, więc warto wytężyć uwagę grając.
Gdy jednak podejmiemy błędną decyzję przesłuchiwana osoba może nas naprowadzić na fałszywy trop co wydłuży sprawę i obniży naszą ocenę. Bo po każdej sprawie jesteśmy ocenieni, a jakże, w skali od jednej do pięciu gwiazdek, a wpływ na nią ma nie tylko sposób prowadzenia sprawy, ale też nasze zachowanie na drodze. Każde zniszczenie publicznego lub prywatnego mienia czy zabójstwo cywila (umyślne lub nie) sprawi, że ocena ulegnie pogorszeniu. Szkoda, że nie otrzymujemy żadnej nagrody w grze za poradzenie sobie z kolejnymi sprawami. Ocena istnieje tylko by być i by zmotywować do kolejnego przejścia. Co i tak się nie udaje, ale o wadach opowiem później.
Coś dla oka, coś dla ucha…
Czas przejść do technikaliów. Graficznie gra prezentuje się przyzwoicie, tzn ma swoje wzloty i upadki. Postaci, jak już powiedziałem, mają naprawdę imponującą ilość detali… na twarzy. Przez to, że twarz jest tak szczegółowa, trochę razi fakt, że cała reszta jest tak nieruchoma. Szef Team Bondi, Brendan McNamara odniósł się do tego mówiąc:
‘Ludzie mówili, że postaci są martwe od pasa w dół. Dlatego, że twarz i szyja są tak szczegółowo animowane, ale ubrania pozostają nieruchome. Kiedy dotrzesz do tego momentu, gdzie ludzie mogą zobaczyć ten poziom realizmu, będą oczekiwać, że ubrania i reszta ciała będzie animowana w sposób, którego nie jesteśmy w stanie odtworzyć w grze.’
Jestem w stanie się z tym zgodzić, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że gra wydana była w 2011 roku i pisana oryginalnie na PS3, jednak trochę kłuje w oczy kontrast między twarzą, a resztą. Dodam, że animacja w wersji na PS3 jest płynna, a wyświetla się w rozdzielczości 720p. Jako fana motoryzacji szczególnie cieszą moje serce licencjonowane samochody z epoki. Fordy, DeSoto i Studebakery są jak najbardziej obecne i pięknie wykonane. Łącznie samochodów jest 95 z czego 15 jest rozsianych po LA w ukrytych garażach. Tego typu bonusy do zbierania są o wiele ciekawsze i bardziej satysfakcjonujące niż dajmy na to końskie podkowy… Co do samochodów mam dwie uwagi: model jazdy jest beznadziejny i nie wiem czy z powodu epoki i faktu, że samochody faktycznie tak się prowadziły czy może programiści zawinili, ale pościgi są udręką. Samochody są podsterowne jak koty na śliskiej posadzce, a hamulce są niemalże niestniejące. Inna uwaga dotyczy modelu zniszczeń: jest zwyczajnie brzydki. Samochód się odkształca i to tyle, żadnych odpadających paneli nadwozia, zwykłe odkształcenia.
Łychy dziegdziu w tej beczce miodu
Jakkolwiek L.A. Noire to gra dobra, to nie ustrzegła się dwóch wad, w mojej ocenie szalenie ważnych, ale takich którym da się zaradzić. Pierwsza: to kryminał. Nie żeby to była wada, w żadnym wypadku, ale kryminał to taki specyficzny gatunek gdzie cały sens opiera się na tajemnicy. Gdy wiemy kto zabił to magia ulatuje. Czujecie, dokąd zmierzam? Komplety brak ‘replayability’, nie ma sensu przechodzić tej gry po raz drugi, wiemy jak sprawa się kończy, a są one tak dobrze napisane i tak charakterystyczne, że nie zapomnimy kluczowych postaci. Druga uwaga wiąże się z pewną powtarzalnością samej mechaniki gry. Otóż udajemy się na miejsce zbrodni, kręcimy się po nim w poszukiwaniu poszlak i dowodów, przesłuchujemy ludzi tu i tam, trochę pościgu, trochę strzelania i nowa sprawa. I tak w koło Macieju przez cztery wydziały. Dlatego napisałem, że to strzał w dziesiątkę krótkimi seriami: gra ‘smakuje’ najlepiej dozowana rozsądnie, dwie-trzy sprawy na posiedzenie, by się nie przejeść i nie zrazić.
Obiecałeś zrobić research odnośnie cen, bucu!
No dobra, dobra! Jak już mówiłem gra ma świetną sztuczkę na raz: tajemnicę, którą musimy odkryć. Stąd niska cena gry na obie konsolowe platformy, bo 30zł za podstawową wersję gry. Warto jednak celować w wersję Complete Edition, która zawiera 5 dodatkowych spraw DLC, a które są jednymi z lepszych w całej grze plus są wkomponowane w wydziały, więc stanowią jedną spójną całość z resztą gry. Na pewnym popularnym portalu aukcyjnym można dorwać Complete Edition zarówno na X360 jak i na PS3 za około 45‑50zł z wysyłką. PCtowcy mogą albo z aukcji zakupić giftcode na steam w cenie około 25‑30zł lub kupić wprost na Steam w cenie 28 euro (również Complete Edition).
Ociec, grać?
Koniec końców L.A. Noire to oryginalna propozycja dla każdego inteligentnego gracza szukającego ciekawej fabuły, dbałości o detale, interesujących postaci i tego mitycznego ‘czegoś’. Za 30 zł nie można dostać niczego lepszego.