Technofobia, czyli czy kosmici czytają dobreprogramy, cz.2
Do napisania tego tekstu skłoniła mnie obserwacja najdziwaczniejszych postaw ludzi, skonfrontowanych z nieznanymi sobie urządzeniami technicznymi.
Obserwacje UFO są tylko jednym z wielu przykładów. Moje podejście najwyraźniej jest całkowicie nietypowe - przecież te pojazdy muszą mieć jakąś zasadę działania. Nie ważne jak zaawansowana jest cywilizacja, która je zbudowała, muszą opierać swoje działanie na jakiś bardzo prostych, podstawowych prawach przyrody. Kształt dysku i otaczanie się zjonizowanym świecącym powietrzem ewidentnie wskazuje na siły elektromagnetyczne. Nawet kolory się zgadzają (żółto-pomarańczowy na wlocie, oraz zielono-niebieski na wylocie linii sił pola magnetycznego). Jest tu analogia z samochodem, współczesne są bardzo wyrafinowanymi tworami techniki (choć czasem tego nie widać, ale nawet za obróbką materiałów stoi niesamowita wiedza), lecz sama idea działania nie zmieniła się od ponad stulecia.
Mógłby ktoś dostrzec, że przecież jakieś podstawowe prawa natury nie mogły ujść uwadze naukowców i pozostać nieznane. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, prawa natury może i zostały poznane, ale informacja o tym nie jest zbyt powszechnie znana. W grę wchodzą m.in. ambicje ludzi na szczycie naukowej hierarchii (roszczących sobie prawo do wszechwiedzy i nieomylności) oraz konserwatyzm wydawców czasopism naukowych, których recenzenci bez sprawdzenia odrzucają wszystko, co nie pasuje do dotychczasowego stanu wiedzy, bo nikt dotychczas nie opublikował podobnych odkryć. A nie opblikował, bo tekst został odrzucony. I tak w kółko. Nawet tranzystor musiał zostać ponownie "wynaleziony", gdyż prototyp z okresu międzywojennego nie został opatentowany, nie rozumiano wtedy jak może działać lampa bez gorącej katody.
Innym przykładem urządzenia wywołującego emocje są magnetyzery paliwa i wody. Już na pierwszy rzut oka widać, że chodzi w nich o siłę Lorentza, od ponad stulecia stosowaną w silnikach i prądnicach elektrycznych. Chodzi o ruch ładunków elektrycznych w polu magnetycznym, a przecież ciecz składa się z atomów, które ze swojej zasady są ładunkami elektrycznymi, jonami. Nie ma w tym ani nic niezwykłego, ani tym bardziej tajemniczego, jedynie kwestią badań pozostają zmiany charakterystyki silnika zasilanego paliwem o zmienionych właściwościach. Ale magnetyzery również mają zaciekłych wrogów, twierdzących iż takie coś nie może działać, bo... w paliwie nie ma żelaza (taka argumentacja wskazuje na nieznajomość fizyki nawet na poziomie szkoły podstawowej, choć zdarza się również fizykom).
Kolejnym przykładem są krótkofalowcy. Do uprawiania swojego hobby potrzebują radiostacji i anten. Z powodu długości fal (dziesiątki metrów) anteny muszą mieć słuszne rozmiary (standardowy dipol to 2x1/4 długości fali), inaczej ich skuteczność gwałtownie spada. Ich sąsiedzi na sam widok dostają choroby popromiennej i ślą zażalenia gdzie popadnie. Choć są znacznie silniej opromieniowani przez własne telefony komórkowe.
Wszystkie trzy (wybrane z wielu) przykłady mają jedną wspólną cechę - dotyczą elektromagnetyzmu. O ile ludzie przywykli do mechaniki, to oddziaływania na odległość nadal wzbudzają u postronnego widza objawy psychozy. Reakcja jest identyczna jak u wieśniaków spod Petersburga, którzy pod koniec 19 wieku ujrzeli człowieka jadącego na rowerze. Uciekali wrzeszcząc, iż Antychryst się pojawił (niby logiczne - pojazd bez konia i tylko z dwoma kołami musiał być nadprzyrodzony).
Ciekawi mnie reakcja Czytelników na widok nieznanych urządzeń, co wtedy dzieje się w umyśle?