Nie taka Vista straszna jak ją malują…
… czyli trochę z życia wyjętych spostrzeżeń.
Pierwszego stycznia po udanej, lekko szampanem i piwem zakrapianej imprezie na rynku wrocławskim postanowiłem zmienić system. Od blisko trzech lat eksploatowałem już mocno nadgryzionego zębem czasu Windowsa XP. Nie powiem, przygoda z tym systemem była wyśmienita. Właściwie wszystkie programy działały bez zarzutu, praktycznie każdą grę dało się odpalić (choć jestem miłośnikiem starych gier i tutaj czasem problemy bywały), a sam system znałem lepiej niż zawartość kredensów w kuchni.
Choć wielu z was uzna to za jakąś czczą przechwałkę, XPka przez 90% czasu trzymałem gołego. Oznacza to, iż miałem jedynie uruchomioną Zaporę Systemową i brak jakiegokolwiek antywirusa. Choć kilka razy z powodu pendrivów musiałem zainstalować Kasperskiego to szybko wylatywał. Przez 3 lata OS śmigał cudnie – aż wreszcie nadszedł ten moment. Podczas świątecznego czyszczenia odinstalowałem trochę za dużo komponentów i Java zaczęła mieć pewne problemy z poprawnym działaniem. Cóż – pomyślałem sobie – Święta przeboleje a po nowym roku: formacik.
Gdy usiadłem tak w pierwszy dzień nowego roku uznałem, iż najwyższy czas iść z duchem czasu i zainstalować wreszcie na głównym komputerze Viste. Moc obliczeniową aby udźwignąć ten system miałem a polubiłem go podczas obcowania z nim na laptopie. Ohoczo podśpiewując wynalazłem płytę zassaną z MSDNAA i wrzuciłem do napędu. I zaczęła się gehenna… o zgrozo.
Za mało miejsca na instalacje w trybie bez wstępnego formatowania. No dobra – niewielkie porządki i już poszło bezbłędnie. Trochę to trwało. In plus było to że Vista postanowiła zachować Program Files, Windows i My Documenst w folderze Windows.old. co mnie ucieszyło i zasmuciło – nie potrzebnie wcześniej przenosiłem Moje Dokumenty na drugi dysk :D Gdy już wreszcie wszystko się zainstalowało nadszedł czas na najważniejsze i nie, nie są to sterowniki a tapetka. Ale gdy to już przetrawiłem nadeszło instalowanie sterowników. Ku memu zaskoczeniu musiałem jedynie instalować oprogramowanie karty graficznej i dźwiękowej. Potem programy potrzebne do życia… Opera, Deamon, WinAmp, GTalk, Office. I pierwsze resety…
Przypominam, iż system ten ma już prawie dwa lata... jeśli ktoś chciałby go teraz zainstalować (w wersji podstawowej) niech się liczy z kilkugodzinnymi sesjami wyłączania kompa z powodu aktualizacji. Co zawsze brało mnie z zaskoczenia bo poprawki ściągały się w tle nawet nie obciążając neta. Teraz jednak pojawił się pierwszy poważny problem. Zapomniałem, że moja partycja C była przygotowana dla XPka. Czyli starczało jej 22 GB. Dla Visty jest to poranne śniadanko. Pojawił się więc mega a właściwie giga problem z gigabajtami. Rozwiązaniem okazał się magiczny program czyniący cuda i bez potrzeby formatów ani innych niecnych zagrywek dawny Longhorn ma już sporo miejsca do hasania.
Przepiękny Aero Glass, że aż chciało by się lizać ekran, daje po oczach, choć dawno się do niego przyzwyczaiłem i nawet muszę przyznać że polubiłem gdyż wydaje się nie tylko mieć kojący wpływ ale także nawet pewną funkcjonalność. Wreszcie zaczęły się pierwsze choć krótkie narzekania – przy dwóch równoległych instalacjach, przeglądaniu Internetu i ściąganiu plików system wyraźni przechodził w tryb zaczadzonego kota, pomrukując od czasu do czasu ale generalnie wyglądał na zdechłego. Tutaj objawiła się genialna funkcja w przypadku braku odpowiedzi od programu. W XPku całość by się od razu sypała, co skutkowało by modlitwą CtrlAltDel i szukaniem winowajcy w procesach. W Viscie jakoś to działa przyjemniej, dużo szybciej programy się zamykają i dużo częściej odzyskują „świadomość”. Wracając do zdychającego kota, to ostatecznie drugiego dnia całość nie tylko działało w zadowalającej prędkości, ale nawet jakby trochę sprawniej niż XPek. Choć to jedynie nieopisane uczucie prawdopodobnie potrafił bym je jakoś naukowo udowodnić… prawdopodobnie. Instalacja Visty wymusiła też ważną rzecz – upgrejd programów. Nowe Nero Lite, bo stare jakoś się zainstalować nie chciało. Winamp, aczkolwiek tutaj większej różnicy nie widzę, choć to nawet dobrze. Ostatecznie świeżutkie kodeki plus kilka innych mniejszych programów które nie warto wymieniać. Pozbyłem się też wiernych perełek które są już nie potrzebne – DoctorTweakXP i WinPatrol. Pieska żal mi najbardziej. Ale ile za to miejsca w trayu :D
Gdy już wydawało mi się, że wszystko jest OK., programy doinstalowane, gry hasają, dokumenty są na swych miejscach przeszedłem do codziennej monotonnej pracy. Rano kawka, prasówka Onetowa, przegląd komiksów netowych, trochę updejtów na stronach, maile i… o tego maila trzeba wydrukować. Ctrl+P i łyk kawki... do czasu pierwszej wyplutej strony. Nie zainstalowałem sterowników do drukarki!
Oł noł!?
Na szczęście Microsoft uznał iż jestem lekko nierozgarniętym informatykiem i zapomnę zainstalować drukarki… więc tak w razie czego same się zainstalowały. Kalibracja, wymiana tuszu na nowszy (bo się akurat w czasie kalibracji skończył) i heja.
Ostatnia rzecz jaka została to IE8, gdyż Vista domyślnie przychodzi z siódemką, i jestem gotów do starej dobrej – choć już w sumie nowej ładnej i nawet sprawniejszej - pracy.
Teraz właściwa puenta i podsumowanie tego niezbyt długiego wywodu. Napisałem to nie dlatego że mi Microsoft płaci – a szkoda – ale dlatego żeby uzmysłowić kilku osobom, że przeniesienie się ze starego XPka nie jest wcale takie straszne. I choć parę przygód było to generalnie wyszedłem na tym dużo lepiej i wbrew pozorom nie poświęciłem samej instalacji tyle czasu co początkowo myślałem że poświęcę.
Brak żonglerki płytami instalacyjnymi. Brak potrzeby robienie backupów bo instalka sama je zrobiła. Nowiutkie wersje programów z których korzystam.
Gdyby jeszcze tylko przy instalacji kolejnych Windowsów (np. Ósemki) można była na początku wybrać: doinstaluj Offica, wrzuć wszystkie przeglądarki, wgraj Winampa i niech Winrar będzie zintegrowany... to ja nie chcę innego systemu ;p
Podsumowanie podsumowania: teraz gdy na półkach króluje Sió7emka Vista wydaje się być przeżytkiem i programem do [czterech przysłowiowych liter], jednak jest wciąż tańsza niż najnowszy produkt Microsoftu o stówkę i można ją po dobrej cenie kupić tu i ówdzie. A jej jakość – mimo iż przez wielu kwestionowana – jest bardzo dobra. Kwestia kilku dni do przyzwyczajenia się...
...i choć uwielbiam stare samochody i stare gry, to stare systemy są jednak złym pomysłem.