BlankOn Linux — ubogi krewny deepina
Pomysł na tak rozkosznie klikalny tytuł to efekt pierwszego skojarzenia, jakie miałem po instalacji tytułowej dystrybucji, choć nie bez znaczenia ma też proweniencja obu rozwiązań, o czym za chwilę. Teraz - w celu zapełniania wpisu dużą ilością znaków - szybciutko jednak odtwórzmy okoliczności, w jakich ten OS wylądował na moim sprzęcie. Otóż jakiś czas temu udało mi się skutecznie zapisać do programu testowego GeForce Now, a skoro już ten zaszczyt mnie spotkał, stwierdziłem natenczas, że jednak warto zobaczyć, co w “zielonej” trawie piszczy.
Jeśli mam być szczery, to pierwsze wrażenia z “nową” usługą od Nvidii trochę rozczarowały, ale z zupełnie innych powodów niż mogłoby się Wam wydawać. Nadal jestem pod wielkim wrażeniem tego rozwiązania oraz tego jak znakomicie dzięki niemu może wyglądać granie na urządzeniu o wydajności flagowego smartphone’a sprzed kilku lat. Tym samym moja opinii o streamingu gier spod szyldu “Zielonych” absolutnie się nie zmieniła od czasu mojego pierwszego kontaktu z GeForce Now. Po prostu w przypadku mojej pierwszej przygody z tym rozwiązaniem tj. w okresie testowym przysługującym dla każdego posiadacza Shield TV (swego czasu poświęciłem nawet wpis tym doświadczeniom), miałem na dzień dobry dostęp do kilkudziesięciu całkiem apetycznych tytułów AAA, zaś w ramach obecnego programu testowego o kontent gamingowy muszę zatroszczyć się sam. Tym samym nie za bardzo mam na czym hasać, ponieważ moja biblioteka gier na Steamie raczej na kolana nie powala. Jednakże moje impresje na temat strumieniowania gier to już temat na inny wpis, choć obawiam się, że takowy zapewne nigdy nie powstanie.
Wracając jednak do usługi Nvidi: ponieważ nie miałem ochoty na zabawę na laptopie, jeno na TV z padem w ręce, postanowiłem w tym celu wykorzystać mój domowy HTPC. Niestety klient GeForce Now nie wspiera Linuksa, zaś wirtualizacja Windowsa nie wchodziła w rachubę na wspomnianym sprzęcie ze względu na dość ograniczone moce przerobowe. Tym samym trzeba było przeprosić się z Microsoftem i na umiejscowionym pod telewizorem “Cukiereczku” (GIGABYTE Brix w wersja z procesorem Celeron N2807 uzbrojonym w 4 GB pamięci) zainstalowałem Okienka z numerkiem 8. I tym sposobem koszmary wróciły, ponieważ na początku czekał mnie niemiłosiernie długi proces instalacji, a potem jeszcze konieczność ściągnięcia z netu całego mnóstwa sterowników (oczywiście po kablu, bo karty Wi‑Fi - tak samo jak wielu innych peryferiów - system MS nie był w stanie sam z siebie zainstalować). Nie to jednak najważniejsze w tym wszystkim, po prostu wiedząc, że Okna i tak "zaorają" mi skutecznie MX Linuksa, który był posadowiony dotychczas na tym sprzęcie, w trakcie czekania na zakończenie procesu instalacji postanowiłem poszukać dystrybucji, z którą dotychczas nie miałem żadnej przyjemności. Kulisy dokonywania wyboru niech zostaną moją słodką tajemnicą (napiszę jedynie, że dużo w tym było przypadkowości), ważne że po zakończeniu instalacji Windowsa miałem już gotowy pandrive USB wymagany do instalacji BlankOn Linux.
Przechodząc jednak do tezy o powinowactwie między obiema dystrybucjami, postawionej w tytule tego wpisu, mogę napisać, że podobieństw między nimi jest kilka. Otóż początki projektu BlankOn sięgają 2004 roku, czyli z tej perspektywy jest on równolatkiem deepina, który również w tamtym roku zadebiutował. Ponadto oba systemy pochodzą z Dalekiego Wschodu, bowiem BlankOn ma swe korzenie w odległej Indonezji. To rzecz jasna w sumie najmniej istotne podobieństwa, ale na tym nie zamyka się lista zbieżności. Oczywiście najbardziej fundamentalną jest fakt, że w obu przypadkach podstawą budowy całości jest Debian, przy czym chiński Pingwinek bazuje na jego niestabilnej gałęzi podczas, gdy twórcy BlankOn są bardziej “zachowawczy” i tym samym postawili na paczki finalnie przetestowane i zaaprobowane przez społeczność Debiana. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by ten stan zmienić modyfikując dostęp do repozytoriów w przypadku BlankOn, ale dla autorskich propozycji czasami jest to mocno niewskazane. Zaś mając na uwadze potencjalne zastosowania mojego “Cukiereczka” (podajnik dla multimediów) paczki w wersji “stable” okazuję się w zupełności wystarczające, dlatego nie widziałam potrzeby weryfikowania, czy wgranie “niekoszernych” bibliotek może spowodować wysypanie się jakiegoś skryptu czy inszego rozwiązania przygotowanego przez twórców BlankOn.
Kolejna zbieżność zasadzała się na fakcie, że twórcy obu dystrybucji postawili na autorskie propozycje w zakresie środowiska graficznego oraz niestety ramię w ramię poszli w kierunku kojarzonym z produktami Apple’a.
Napisałem “niestety” ponieważ z mojej perspektywy ani to jakoś wyjątkowo urodziwe rozwiązanie, a przede wszystkim średnio używalne (chodzi o sposób prezentacji otwartych aplikacji na górnym panelu). Albo inaczej sprawę ujmując: osobiście niespecjalnie odnajduję się w rozwiązaniach “macopodobnych”.
Manokwari … ke?
Wracając jednak do głównego wątku, czas najwyższy, by przedstawić chyba największy przyczynek do koderskiej chwały programistów z Dalekiego Wschodu, czyli autorskie środowisko graficzne Manokwari Desktop. Rozwiązanie to bazuje na Gnome 3 i to chyba na tyle mocno, że mam poważne opory, czy w tym przypadku można już mówić o forku, czy raczej o autorskim rozwinięciu. Trudność ta spotęgowana jest dodatkowo tym, że niestety nie udało mi się w czeluściach Internetu znaleźć zbyt wielu informacji o Manokwari, które ewentualnie rozwiałyby moje wątpliwości w zakresie “statusu” tego DE. Mniejsza jednak o słowa, ponieważ mimo wszystko moje wrażenia są dalece odmienne niż te, które pamiętam z kilku nieudany prób ujarzmienia Gnome 3, czyli przy korzystaniu z BlankOn nie towarzyszyło mi poczucie zagubienia podlane lekką nutką zdziwienia pomieszanego z niesmakiem.
Na pierwszy rzut oka środowisko graficzne wygląda dość klasycznie. Główny panel mamy wprawdzie u góry, ponieważ na dole trzeba było zrobić przestrzeń dla niczym się niewyróżniającego docku, ale reszta wygląda w miarę”normalnie”. Kilka kliknięć jednak wystarczyło, by przekonać się, że tak całkiem ortodoksyjnie to jednak nie będzie. Pierwsze zaskoczenie to menu aplikacji, czasami nazywane menu “Start”. Jak dla mnie jest to chyba najbardziej zaskakujący element tego środowiska graficznego, ponieważ jak dotąd nie spotkałem się z podobnym rozwiązaniem w przypadku desktopów, a przynajmniej niczego takiego nie mogę sobie przypomnieć. Otóż kliknięciu na symbol umieszczony w lewym górnym rogu po tejże stronie ekranu pojawi się pasek rozciągnięty od dołu do góry, zajmujący jakieś 15‑20% ekranu. Pierwsza myśl jak w tym momencie mi towarzyszyła to przekonanie, że to zwykłe marnowanie przestrzeni roboczej, choć w gruncie rzeczy w praktyce nie stanowi to problemu, ponieważ zazwyczaj i tak aktywujemy tę listę tylko na chwilę w celu wykonania jakiejś prostej operacji. Co więcej z czasem zauważyłem, że coraz chętniej zostawiam to menu aktywne na dłuższą chwilę i jakoś tak paradoksalnie bardzo dobrze oraz wygodnie z tego rozwiązania się korzysta. Muszę przyznać, że to doświadczenie było największym zaskoczeniem w trakcie tego niespełna tygodnia niezbyt intensywnego korzystania z BlankOn. Naprawdę chętnie bym zobaczył podobne rozwiązania dostępne dla mojego ulubionego Xfce i może nawet pokusiłbym się o porzucenie mojego dotychczasowego faworyta w tym zakresie, czyli Whisker Menu.
Innym zaskakującym rozwiązaniem jest drugi boczny "panel", choć może "zaskoczenie" to nienajlepsze słowo, bo twórcy deepina zdążyli oswoić użytkownikiem z tym pomysłem. Otóż po najechaniu kursorem na prawy górny róg ekranu pojawia się z tej strony listwa o zbliżonych bądź nawet identycznych gabarytach co menu aplikacji. Z jej poziomu można wywołać podstawowe opcje związane z konfiguracją systemu czy współpracy z różnymi peryferiami typu myszka czy klawiatura.
Jeśli mam być szczery to był właśnie ten moment, w którym nasunęło się mi skojarzenie z deepinem, zaś wszystko to co napisałem wcześniej o faktycznych czy rzekomych powinowactwach między tymi dystrybucjami, było pokłosiem myśli, która w tym momencie mi się objawiła. Choć jeśli mam być szczery to rozwiązanie twórców BlankOn zdecydowanie bardziej mi się podoba niż ich chińskich kolegów. Głównie ze względu na fakt, że w mojej opinii jest ono dużo czytelniejsze. Żaden ze mnie heavy user Deepin Desktop Environment (DDE), ale mimo spędzenie niemałej liczby godzin z tym środowiskiem nadal miewam problemy z szybkim namierzeniem niektórych opcji. Moim zdaniem autorzy DDE nieco przeszarżowali chcąc udostępnić dostęp do niemal wszystkich ustawień z poziomu bocznego panelu. Propozycja dostępna dla BlankOn jest bardziej intuicyjna moim zdaniem oraz zdecydowanie bardziej estetyczna.
Skoro jednak jest tak dobrze, to czemu jest tak źle, że aż pozwoliłem sobie nazwać BlankOn "ubogim krewnym" deepina? Odpowiedź jest rzecz jasna banalna: po prostu wszystko inne w mojej opinii jest gorsze i to czasem dość znacznie. Dlatego dalszą część tego wpisu poświęcę uwypukleniu tych różnic, które wpłynęły na taką własnie ocenę.
Wsparcie oraz strona internetowa
To był ten moment, w którym zastanawiałem się jeszcze czy aby to na pewno dobry wybór. Z pomocą przyszło Google, które dostarcza swojego translatora coraz lepiej radzącego sobie z tłumaczeniem wrażych narzeczy na ten swojsko brzmiący. Niestety strona domowa BlankOn jest wyłącznie w rodzimym języku jego twórców. Na szczęście nasze przeglądarki coraz więcej potrafią i dzięki temu byłem w stanie w ogóle pobrać obraz tej dystrybucji. Ktoś powie, że to kwestia drugorzędna i zapewne dużo w tym racji, trzeba jednak pamiętać, że to samo dotyczy potencjalnego wsparcia w rozwiązywaniu ewentualnych problemów, co w tym przypadku jest o tyle istotne, że przecież mamy do czynienia z autorskim środowiskiem graficznych, o czym napiszę trochę dalej.
Na przeciwległym biegunie znajduje się deepin, który całkiem niedawno odświeżył własną stronę. Nie zaglądałem na nią od wakacji, kiedy to połączenie z nią było jeszcze nieszyfrowane, więc nie potrafię ocenić jak bardzo zmienił się jej wygląda od tego czasu, natomiast na dzień dobry mamy do wyboru wsparcie dla 8 języków poza chińskim. Zaś coby było ciekawiej od pewnego czasu mamy polski nieoficjalny portal poświęcony tej dystrybucji, do którego znajduje się z resztą odnośnik na domowej stronie deepin. Niestety mam wrażenie, że autorzy tego polskiego portalu dostali ostatnio trochę zadyszki, ponieważ nowe wpisy na ich stronie pojawiają się dużo rzadziej niż chociażby 4 czy 5 miesięcy temu. Dodatkowo DDE zyskał już jako taką popularność i od biedy mądrości w jego ujarzmianiu można szukać w wielu miejscach w Internecie. Oczywiście trudno mieć jakieś ogromne pretensje do twórców BlankOn, że to nadal dość niszowa dystrybucji, ale tak czy siak z tego punktu widzenia duży plus dla deepin.
Menedżer oprogramowania i autorskie repozytoria
Na koniec dnia i tak zawsze wracam do Synaptica, więc z tego punktu widzenia dedykowane narzędzie do pobierania oprogramowania nie powinno specjalnie rzutować na ocenę obu dystrybucji. Natomiast gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć - abstrahując całkowicie od mojej opinii na ten temat - że twórcy deepina zdecydowali się na dostarczenie autorskiego rozwiązania za co mimo wszystko jakieś uznanie się należy. W przypadku BlankOn domyślnym narzędziem jest Gnome Software, które jeszcze do niedawna w mojej opinii było całkowicie nieużywalne. Nie śledzę specjalnie losów tego projektu, ale w ostatnich miesiącach musiał nastąpić jakiś przełom, ponieważ ta nakładka na domyślnego menedżera oprogramowania wreszcie pozwala w miarę komfortowo zainstalować część z dostępnych w repozytoriach aplikacji i nie piszę tego wyłącznie na podstawie tych dość skromnych doświadczeń z BlankOn. Tak czy siak oba projekty z punktu widzenia ZU uważam za szalenie potrzebne i w związku z tym szczerze im kibicuję, ponieważ z tej perspektywy - przeciętnego Kowalskiego - są one dalece lepiej pomyślane niż chociażby “sklep” Minta, ponieważ użytkownik ma za ich pośrednictwem dostęp do podstawowego oprogramowania, a nie wszystkich pakietów jak ma to miejsce w przypadku Miętusa.
Przejdźmy jednak do najważniejszej kwestii, czyli dodatkowych repozytoriów dla obu dystrybucji. Nie ma co ukrywać, że chiński system operacyjny bije na głowę swojego konkurenta w zakresie dostępnego oprogramowania. W jego zasobach znajduje się soft nie tylko niedostępny w standardowych repozytoriach Debiana, ale prawdopodobnie część aplikacji jest unikalna w porównaniu do najpopularniejszych dystrybucji. Dlatego w zestawieniu z chińskim produktem BlankOn wypada dość schematycznie, choć nie do końca jest to prawda. Byłem niezwykle zaskoczony tym, że BlankOn nie korzysta - ja większość debianopochodnych - w żadnej mierze z gotowych repozytoriów Debiana. Każda pobierana paczuszka na starcie jest zasysana z własnych serwerów. Podejście takie można oceniać w dwojaki sposób, choć mimo wszystko zawsze wzbudza to u mnie uznanie i świadczy potencjalnie o silnym zaangażowaniu twórców w rozwój własnej dystrybucji, nawet jakby działania te miały się wyłącznie ograniczać do podpisywania gotowych paczek własnym kluczem szyfrującym. Z drugiej strony zazwyczaj w przypadku mniej popularnych rozwiązań skazuje użytkownika na jedynie słuszny serwer posadowiony nierzadko tysiące kilometrów od jego komputera (w tym wypadku dostępne były puszki stojące gdzieś w Indonezji). Co to oznacza dla czasów aktualizacji czy instalacji jakiejś aplikacji nie muszę tłumaczyć.
Dodatkowo w przypadku BlankOn miała miejsce sytuacja zgoła niedopuszczalna, choć taka historia już mnie kiedyś spotkała w przypadku innej dystrybucji. Otóż jeden z jedno z repozytoriów - i to w dodatku te, które wg zgubnego opisu odpowiedzialne jest za łatki bezpieczeństwa - było nieaktualne bądź zawierało po prostu błąd w adresie. Na szczęście wystarczyło jednak dodać przy nim dwie literki, by poprawnie opisać domenę tego zasobu, by zaczął on wreszcie odpowiadać miast rzucać błędami, ale tak jak pisałem takie rzeczy nie powinny się zdarzać.
Na koniec wspomnę jeszcze o jednym, czyli autorskim oprogramowaniu dostarczonym wraz z systemem operacyjnym. Postanowiłem nie wydzielać tego do osobnej kategorii, ponieważ bardzo rzadko z mojej perspektywy stanowi ono wartość dodaną danej dystrybucji. Zazwyczaj dość szybko lądują one na wysypisku mojej niepamięci i w ich miejsce trafiają moje ulubione “zastępniki”, o ile wcześniej ich nie było zainstalowanych. O ile twórcy deepinie dostarczają na start całkiem sporo czasami naprawdę przyzwoitych “drobiazgów” do podstawowych czynności jak odtwarzanie multimediów, przeglądanie zdjęć czy innych przyziemnych czynności, to ich indonezyjscy koledzy w tym przypadku wykazują się daleko idącą wstrzemięźliwością. O dziwo ja tę drugą strategię uważam za zdecydowanie trafniejszą, choć jeśli już miałbym również w tym zakresie pokusić się o ocenę, to właściwie niespecjalnie jest co porównywać, mając na uwadze biedę na tym polu panującą w przypadku BlankOn.
Środowisko graficzne
Już wcześniej zaznaczyłem, że próby upodobnienia się do GUI znanego z desktopów “Sadowników” uważam zawsze za wielkie nieszczęście, ale najwidoczniej jestem w mniejszości, ponieważ prawdopodobnie istnieje na tyle liczne grupa odbiorców zainteresowanych tymi klimatami, że w ostatnich latach rośnie liczba dystrybucji, która podążają tą ścieżką. Niestety w przypadku BlankOn dochodzi jeszcze bagaż powinowactwa - dość bliskiego jak sądzę - z nielubianym przeze mnie Gnome 3. Na szczęście to, czego najbardziej się obawiałem, czyli niska responsywności interfejsu, okazała się lękami na wyrost. Naprawdę nie ma tragedii, choć do szybkości takiego Xfce nadal jest bardzo daleko, to naprawdę da się dość komfortowo korzystać z tego rozwiązania bez narażania na uszkodzenie własnego uzębienia nawet na tak "ograniczonym" sprzęcie jak mój "Cukiereczek". O dziwo wydaje mi się, że zwinnością Manokwari przewyższa chińską propozycję, tak się bowiem składa, że w mam deepina posadowionego na jednej z partycji domowego netbooka od Acera, który wyposażony jest w identyczną ilość pamięci oraz wyraźnie mocniejszy procesor (Intel Celeron N3150), choć oba do najbardziej efektywnych się nie zaliczają. Muszę przyznać, że na oko BlankOn działał żwawiej niż deepin, choć całkiem możliwe, że to głównie kwestia różnych napędów w obu urządzeniach, ponieważ sprzęt Acera wyposażony jest w tradycyjny dysk, podczas gdyby do tego od Gigabyte włożyłem napęd SSD.
Niestety jednak największą wadą obu jest środowisk są mocno ograniczone możliwości konfiguracji pod własne preferencje. Mówię oczywiście o wbudowanych narzędziach i mechanizmach dostępnych na start, które nie wymagają instalowania zewnętrznych aplikacji czy grzebania w plikach konfiguracyjnych. Ale i tutaj można się pokusić o wyraźną gradację, ponieważ pod tym względem indonezyjska dystrybucja wydaje się wręcz tragiczna. To, że jesteśmy skazani na jedynie słuszny panel aplikacji to jeszcze byłbym w stanie przeboleć, bo akurat - jak już wspomniałem - przypadł mi on do gustu. Ale brak możliwości powiększenia ikon przypiętych do dolnego docka to już ociera się o kuriozum. Ich domyślna wielkość zapewne nie wadziła by tak bardzo w przypadku instalacji na laptopie, gdzie nasze oczy znajdują się jakieś pół metra od monitora. W przypadku HTPC podpiętego do telewizora, który znajduje się odległości kilku metrów od użytkownika, jest to szalenie irytujące. Próbowałem na różne sposoby to przeklikiwać, ale zawsze z tym samym rezultatem, czyli bez efektu. Oczywiście nie mogę wykluczyć, że po prostu coś mi umknęło, tym bardziej, że bardzo słabo znam Gnome 3, na którym Manokwari bazuje, ale ponownie wracamy do braku wsparcia BlankOn w języku do ogarnięcia dla średnio wyedukowanego Europejczyka.
Jeśli już przy kwestii języka jesteśmy, to kolejna sprawa, która może być irytująca dla osób nad Wisłą urodzonych. Niby można wybrać polski jako główne narzecze dla BlankOna, ale dostępny on jest - jak łatwo zgadnąć - wyłącznie dla tych elementów środowiska, które bazują wprost na GTK+ czy też Gnome 3. W efekcie część ustawień czy też opcji jest widoczna w mowie Reja podczas gdy inne wyłącznie po angielsku. I tak w menu aplikacji mamy większość kategorii opisanych po polsku, choć niestety musiało się pojawić słowo "science" zamiast "nauka". Nie mamy też "ustawień" tylko "settings", ale już po ich wywołaniu wszystkie opcje są po polsku. Z drugiej strony boczny panel ustawień jest w całości po angielsku. Oczywiście nie są to kwestie, które uniemożliwiają sprawne korzystanie z systemu i co gorsza zdarza się to w przypadku dużo bardziej popularnych dystrybucji, ale takich “drobnostek” jest znacznie więcej i po zaledwie kilku dniach użytkowania tej tytułowej dystrybucji mam pewność, że w dzisiaj lub jutro czeka mnie konieczność przywrócenia MX Linuksa, tudzież poszukania innego rozwiązania w miejsce BlankOn.
Podsumowanie
Niestety jak widać w tym zestawieniu BlankOn w moich oczach wypada bardzo przeciętnie w porównaniu do deepina, a przecież należy wziąć poprawkę na to, że ten ostatni wcale nie należy do moich faworytów (na netbooku Acera ostał się wyłącznie siłą inercji, ponieważ głównym systemem na nim używanym jest Android-x86). Oczywiście zapewne znajdą się osoby, które w przypadku tej dystrybucji mogłyby się odnaleźć znakomicie, zwłaszcza że przy wszystkich swoich niedomaganiach BlankOn może się naprawdę podobać. Niestety na bazie moich nader skromnych doświadczeń z tym distro wielkiej kariery poza Indonezją mu nie wróżę. Z drugiej strony wszystko wskazuje na to, że jego twórcy takich ambicji nie mają i stawiają na rodzimych użytkowników, a ponieważ to ogromny “rynek zbytu” to może i mają słuszność.