Rzut Okiem - Call of Juarez: The Cartel

Po sukcesie, jaki odniosło naprawdę niezłe Call of Juarez: Więzy Krwi wszystko wskazuje na to, że Techland nabrał wiatru w żagle. Z jednej strony Ubisoft, z drugiej współpraca z Deep Silver, dzięki któremu na rynek trafiło również dobrze przyjęte Nail’d. Niebawem czeka nas do tego wesołe wybijanie w pień zombiaków, czyli Dead Island, a nie jest to jedyna gra napędzana przez piątą już wersję autorskiego silnika firmy - Chrome Engine. We wrocławskiej siedzibie Techlandu wzięliśmy oto udział w pokazie nowego Call of Juarez.

Redakcja

04.03.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:58

The Cartel - bo tak brzmi podtytuł projektu, otwiera nowy rozdział serii. Zabieg niezbędny, ponieważ historia "kowbojskiej" gałęzi McCallów została zakończona. Przyszła pora na spore zmiany, zaś niewątpliwie największą z nich jest przeniesienie akcji do współczesności. Rzecz dała twórcom kolejne pole do popisu - obecny Dziki Zachód to nadal rozległe pustynie Arizony, świat bezprawia czy nieodparte poczucie wolności, niemniej tradycyjne rumaki zamieniono tu na samochody, a klasyczne rewolwery na znacznie bardziej zróżnicowany i zaawansowany technologicznie arsenał. Nie zabraknie też tak istotnego elementu, jak dojrzały mroczny klimat, który został przyprawiony o niezwykle intensywną akcję.

Tłem opowieści jest Meksyk oraz Stany Zjednoczone, walczące z narkobiznesem. Bossowie przestępczego światka stali się bezkarni, rosną w siłę. Wszelkie próby aresztowań czy nalotów na ich meliny z reguły kończą się fiaskiem, gdyż bandziory doskonale wiedzą kogo opłacać - krety są wszędzie... Pada pomysł na utworzenie niewielkiej jednostki specjalnej, której członkowie będą ponad prawem, zaś możliwość ewentualnego "przecieku" sprowadzi się do całkowitego minimum. W jej szeregach znaleźli się najlepsi z najlepszych. Kim Evans, agentka FBI, to wschodząca gwiazda biura. Brat był w gangu, stąd nie są jej obce przemoc czy "dragi". Jest ambitna oraz oddana sprawie. Z DEA dołącza Eddie Guerra - cwaniak i pozer, ma też problem z hazardem, ale zna się na swojej robocie. Zespół zamyka zaś dziwnie znajoma twarz - funkcjonariusz LAPD o nazwisku McCall. Ben jest synem pastora, potomkiem znanego nam już doskonale rodu. To twardziel preferujący raczej brutalne rozwiązywanie ewentualnych "spornych" sytuacji.

Obraz

Wielu fanów gry uważało, że Więzy Krwi były wprost idealnie stworzone pod współpracę, aczkolwiek tytuł nigdy nie doczekała się takiego trybu. The Cartel naprawia przeoczenie, oferując rozgrywkę dla trzech osób jednocześnie. Nie oznacza to jednak, że przedstawione wyżej trio na każdym kroku będzie grzecznie trzymać się za rączki. W zależności, jaką postać wybierzemy, mamy inny wgląd na wydarzenia. Weźmy na to w jednej misji decydując się na grę Benem jesteśmy oddaleni od reszty drużyny o kilka kilometrów. McCall zajmie się wymianą z bandziorami, podczas gdy Eddie oraz Kim będą go osłaniać za pomocą karabinów snajperskim. Ponadto warto się dobrze zastanowić zanim wcielimy się w któregoś z bohaterów - raz wybrany pozostaje on z nami już przez całą historię.

[break/]Poza obsadą zmiany widać już również w samej rozgrywce. Przede wszystkim Techland zdecydował się wyeliminować dwa bardzo drażniące wielu dotąd motywy. Żegnamy oto wszelkie sekcje skradane oraz "platformowe". Nowi bohaterowie wolą raczej czyste wejście „z buta” - i nic dziwnego, w końcu taki mają charakter. Najprawdopodobniej nie doświadczymy także systemu zasłon, choć w prezentowanym nam fragmencie gry był on poniekąd obecny. Okazuje się, że wszelkie lepienie się do obiektów nie zawsze działało tak, jak należy, przez co stawało się zwyczajnie bezużyteczne. Zastąpi je zapewne po prostu flankowanie.

Obraz

Rzecz działa na podobnej zasadzie, co w Brothers in Arms. Grając solo, w niektórych miejscach sterowani przez komputer pomagierzy zasypią przeciwnika ogniem, podczas gdy naszym zadaniem będzie zajść wroga gdzieś z boku. Zarysy postaci (lub fantomy, jak określają to twórcy) wytyczą nam najlepszą oraz najbezpieczniejszą ścieżkę. Kompani natomiast dadzą znak, kiedy najlepiej przeskoczyć między punktami. W trybie współpracy flankowanie może uruchomić każdy - pozostali gracze mają pięć sekund, aby zająć wyznaczone pozycje. Na podobnej zasadzie działa też taktyczne wchodzenie do pomieszczeń. Daje to sporą przewagę w starciach, gdyż zapewnia najlepszą pozycję do strzału. Trzeba przy tym zaznaczyć, że gra wcale nie zmusza, żeby z mechaniki tej obowiązkowo korzystać.

Obraz

Świat nowego Call of Juarez może nie jest do końca otwarty, ale tu i ówdzie pojawiają się sekcje z siedzeniem "za kółkiem". Może być to śledzenie oprychów do ich kryjówki, albo ekscytujący pościg na autostradzie. Panuje pełna swoboda w wykorzystaniu pojazdów w walce. Strzelanina na parkingu? Po co marnować kule, skoro śmiało możemy porwać jakąś furę i przejechać bandziorów. A jak fragmenty "jeżdżone" wyglądają w trybie współpracy? Zadbano o to, że kiedy jedna osoba prowadzi, reszta ekipy nie siedzi bezczynnie. Pasażerowie mogą zamieniać się miejscami, wychylać i prowadzić ostrzał. W starciach z pomocą przychodzi znane z wcześniejszych odsłon spowolnienie czasu, nieco inne dla każdej postaci.

[break/]Graficznie na chwilę obecną The Cartel szału nie robi. Jest po prostu dobrze. Miasto bezprawia wygląda wiarygodnie i zdaje się żyć. Na rogach ulic stoją prostytutki lub gangsterzy, zaś gdzieniegdzie dostrzec można smarkaczy malujących po murach. Chrome Engine 5 dobrze radzi sobie ze szczegółami, no i w końcu jest wstanie wygenerować pokaźną ilość postaci. Parkiet w misji Disco LA jest pełen tańczących ludzi, na ekranie też się sporo dzieje. Niektóre elementy otoczenia możemy zniszczyć, zaś widowiskowe eksplozje towarzyszą niemal każdej większej strzelaninie. Do tego otwarte przestrzenie nadal zapierają dech w piersiach. Niestety - grając wspólnie ze znajomymi widać, jak koślawo poruszają się bohaterowie. Na pokazie kulała również mimika oraz synchronizacja ruchu ust z mówionym dialogiem, ale zapewniono nas, że to element stale szlifowany.

Obraz

Świat jest brudny oraz zły, podobnie jak język, którym posługuje się nasza paczka i przeciwnicy. Do każdej, nawet najprostszej wypowiedzi, wpleciono od groma wulgaryzmów. Epitety lecą na prawo i lewo, ale też specjalnie to nie przeszkadza – w końcu mamy do czynienia z przestępcami. Aktorzy zdają się nieźle dobrani do ról latynoskich gangsterów, bo brzmią wyjątkowo dobrze. Jeżeli o nuty w tle chodzi, tak w Call of Juarez: The Cartel usłyszymy muzykę skomponowaną przez Pawła Błaszczyka. To właśnie on odpowiada ze ścieżkę dźwiękową do wcześniejszych odsłon serii, czym zyskał sobie sporą popularność wśród graczy.

Obraz

Współczesny Dziki Zachód nie jest taki straszny, jak się tego spodziewaliśmy. Chociaż poczynione zmiany mogą zniechęcić ortodoksyjnych fanów serii, z pewnością twórcy postarają się im jakoś to wynagrodzić. Ot, pewien ukłon w ich stronę to na przykład podobieństwo Bena do Raya McCall. Na całą historię składać się ma 15 misji, które ukończymy w mniej więcej dziesięć godzin. Poza trybem współpracy dla trzech graczy pojawi się również klasyczne multi, acz na ten temat Techland na razie milczy. The Cartel nie doczekało się tak szokującej i głośnej zapowiedzi, jak Dead Island, jednak wygląda na to, że Ubisoft pewne jest, że produkt ten ma szanse odnieść sukces. W nowe Call of Juarez zagramy już latem tego roku. Tytuł wyląduje na komputerach, PS3 oraz Xboksie 360.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)