Xperia Z Ultra — jak tabliczka czekolady, jak deska do krojenia
Xperia Z Ultra to urządzenia z pogranicza światów — można powiedzieć, że jest to telefon z ekranem o przekątnej 6,44 cala, co brzmi dość absurdalnie, ale nie będzie nieprawdą. Dla mnie jednak Z Ultra w sposób naturalny zajęła pozycję tabletu i w taki właśnie sposób wolę o niej pisać. Dodam tu, że urządzenie to jest tabletem niezwykle mobilnym i wygodnym, telefonem zaś bardzo mało komfortowym.
03.12.2013 | aktual.: 03.12.2013 18:58
Rozmiar tego tabletu od razu przywodzi na myśl tabliczkę czekolady. Urządzenie jest leciutkie i sprawia wrażenie cienkiego — przy wymiarach 179,4 × 92,2 × 6,5 mm waży zaledwie 212 gramów. Trzyma się je bardzo dobrze i, co prawda, jedną ręką obsłużyć się nie da, ale jako ekranik do czytania czy przeglądania Internetu sprawdza się wyśmienicie. Ramka wokół ekranu nie jest ani za mała, ani za duża i w żadnej pozycji nie miałam problemów z niekontrolowanymi dotknięciami. Jeśli ktoś uważa, że 7-calowy tablet jest jeszcze za duży lub za ciężki, by wygodnie trzymać go jedną ręką, polecam przyjrzenie się Xperii Z Ultra.
Również granie i konsumowanie multimediów są bardzo przyjemne na tym urządzeniu. Rozmiar ekranu okazał się idealny do takich pozycji, jak Prince of Persia, Mass Effect Infiltrator czy odświeżony Carmageddon — wszystkie te gry wymagają dwóch rąk, ale 8-calowy tablet to już dla mnie trochę za dużo (i za ciężko), zaś 5-calowy smartfon to zdecydowanie za mało, by granie było wygodne. Producent zapewnia, że 3050 mAh bateria zapewni 16 godzin rozmów w sieci 3G, od siebie zaś dodam, że średnio intensywnie użytkowany tablet (z kartą Aero2) ładowałam co 2-3 dni. Dodatkowe kilka(naście) godzin pracy zapewnia tryb Stamina, który pozwala wyłączyć transmisję danych i wszelkie zbędne sensory, kiedy ekran urządzenia jest wyłączony. Użytkownik może jednak wybrać niezbędne aplikacje, które w drodze wyjątku będą mogły korzystać z zasobów urządzenia, mimo włączenia energooszczędnego trybu pracy. Do szczęścia brakuje jakiejś osłony złącza stacji dokującej, by krawędzie nie drażniły palców. Sama stacja jest jedynie podstawką z ładowarką, od której nie da się niestety odłączyć kabla.
Na cieniutkich bokach, poza centralnie umieszczonym, magnetycznym złączem dla docka, znajdziemy charakterystyczny włącznik w połowie wysokości urządzenia, a także regulację głośności i gniazdo na słuchawki. Zabrakło tu znanego z Xperii Z1 fizycznego spustu migawki. Pod uszczelnianymi klapkami kryją się gniazda na karty SIM i microSD, z drugiej zaś strony gniazdo microUSB. Warto tu zaznaczyć, że Sony zadbał zarówno o możliwość przekazywania obrazu przez MHL, jak i możliwość podłączenia peryferiów przez USB (OTG, przejściówkę należy zdobyć we własnym zakresie). Wykończenie brzegów jest, moim zdaniem, miłe dla oka i skóry, choć miłośnicy metalu mogą poczuć się zawiedzeni. Aktywnych ucieszy możliwość przywiązania do urządzenia smyczy na jednym z rogów. Poza białym, można nabyć także tablety w czarnej i fioletowej obudowie, choć z poszukiwań w Sieci wynika, że te ostatnie są trudno dostępne i przez to znacznie droższe.
Sony zamontował tu panel Triluminos for Mobile o rozdzielczości 1920×1080 i zagęszczeniu pikseli na poziomie 344 ppi. Jest to wyświetlacz stworzony po to, by przekonać użytkowników, że zachowuje się tak samo, jak panele w telewizorach tego producenta. W telewizorach Sony zrezygnował z białego podświetlenia ekranu, którego filtrowanie przez subpiksele nie jest dostatecznie dokładne, aby możliwe było precyzyjne odwzorowanie barw i pokrycie dużej przestrzeni. Zamiast tego, ekrany Triluminos zostały wyposażone w kolorowe podświetlenie generowane przez kwantowe kropki (quantum dots, mierzące 2-10 nanometrów nanokryształy materiałów półprzewodnikowych, emitujące światło o długości fal zależnej od rozmiaru), a ryzyko, że filtr RGB przepuści barwy „zanieczyszczone”, wyeliminowane.
Ekrany te charakteryzują się głęboką czernią i mocno nasyconymi, czystymi kolorami (niebieski jest ich słabym punktem, gdyż produkcja odpowiednio małych kropek jest bardzo trudna), których mogą wyświetlić znacznie więcej, niż konwencjonalne panele LED. Tu do akcji wchodzi jeszcze autorski X-Reality Engine, który podczas odtwarzania podbija rozdzielczość obrazu, usuwa szumy, nasyca kolory i tak dalej. Wyświetlane kolory nie mają co prawda wiele wspólnego z naturalnymi, ale są niezwykle miłe dla oka (nieco szczegółów technicznych można znaleźć na digitalversus.com).
Triluminos for Mobile, wprowadzony w tym roku, ma również trójkolorowe podświetlenie, ale zastosowany został tu tradycyjny filtr LCD. Zaowocowało to tylko minimalnie szerszą, niż sRGB, skalą wyświetlania barw (nie aż tak szeroką, jak telewizory i zdecydowanie węższą, niż prezentowana w materiałach promocyjnych). Nie jest to zresztą potrzebne na urządzeniu, które niezbyt często zobaczy materiały wykraczające poza powszechnie spotykaną przestrzeń barw. Cała magia leży tak naprawdę w przetwarzaniu obrazu, manipulowaniu gammą, kontrastem i nasyceniem kolorów, oraz w reprodukcji brakujących pikseli i algorytmach podnoszących rozdzielczość oglądanych materiałów.
Wyświetlacz ten jest reklamowany jako naturalnie odwzorowujący kolory, co w praktyce oznacza, że barwy skóry będą istotnie zbliżone do naturalnych, ale reszta zostanie „podkręcona”, co widać szczególnie podczas oglądania ciemnych obrazów (cienie są zbyt ciemne i giną w nich detale). W grach i wszelkiego rodzaju grafice komputerowej efekt jest pozytywnie piorunujący, jednak jeśli chodzi o przeglądanie zdjęć ekran ten, niestety, nie zachwyca. Jeśli chodzi o filmy, bywa różnie. Dla niskiej jakości materiałów na YouTube algorytmy Sony potrafią zdziałać cuda, ale potrafią też całkiem odebrać radość z oglądania przez sztucznie wyostrzone krawędzie i pojawiające się z tego powodu artefakty — na szczęście można samemu zdecydować, kiedy zostaną włączone (przełącznik znajduje się w ustawieniach wyświetlacza). Poniżej znajdują się kadry z filmów, przy czym te po prawej stronie były odtwarzane z włączonym X-Reality.
Ekran przykryty został szkłem odpornym na zarysowania i potłuczenie, które przetrwało noszenie razem z kluczami w torebce, podróże w plecaku i podróż na podłodze samochodu. Dopiero przy robieniu na nim sałatki owocowej szkło się poddało stalowemu nożowi, ułożonemu pod niefortunnym kątem (ceramiczny nie robił na nim żadnego wrażenia). Po pokrojeniu wszystkich składników można spokojnie umyć tablet razem z innymi naczyniami (certyfikat IP58). Idealne połączenie — tablet, telefon i deska do krojenia w jednym ;-). Oczywiście nie polecam wykorzystywania tego urządzenia w kuchni na co dzień. Odradzam także krojenie czegokolwiek na „plecach” urządzenia, gdyż daleko im do odporności szkła chroniącego ekran.
Mimo solidnej konstrukcji, Xperia Z Ultra została w moich oczach zdyskwalifikowana także w roli odtwarzacza filmów oraz czytnika książek pod prysznic. Pierwszym powodem jest brak głośników stereo (chyba że ktoś ma wodoodporne słuchawki do kompletu), drugim zaś szaleństwa ekranu, kiedy padają na niego krople wody. Niestety związana z tym jest niemożność robienia Ultrą zdjęć pod wodą (pomijam wyzwalacz „na uśmiech”). Myślę, że Sony mógłby zadbać tu o jakąś blokadę ekranu dotykowego, którą można wprowadzić i znieść wciskając odpowiednią kombinację przycisków fizycznych. Fizyczny spust migawki również nie zaszkodzi.
Wnętrze tabletu jest równie atrakcyjne, jak jego ekran. Znajdziemy tu układ Snapdragon 800 (MSM8974), taktowany z częstotliwością 2,2 GHz, układ graficzny Adreno 330 i 2 GB RAM-u. Wyniki w benchmarkach plasują to urządzenie w ścisłej czołówce, zaraz obok Galaxy Note 3. Tę moc aż się czuje podczas używania urządzenia — Android 4.2.2 (Sony obiecuje aktualizację do Androida 4.4) działa niezwykle płynnie i nawet najbardziej wymagające aplikacje działały bez zarzutu, a w górnej części urządzenia dało się odczuć skok temperatury do około 35°C. Do mocnych komponentów dołożony został zestaw czujników i odbiorników, na czele z NFC, przez radio FM z RDS, dwuzakresowe Wi-Fi, GPS po akcelerometr, żyroskop, czujnik zbliżeniowy i elektroniczny kompas.
Po podłączeniu tabletu do komputera, pojawia się opcja zainstalowania oprogramowania Sony Bridge. Jest to typowy menedżer, pozwalający przesyłać z i na urządzenie multimedia, aktualizować oprogramowanie i zrobić kopię zapasową danych. W wersji dla OS X aplikacja bezbłędnie integruje się z iPhoto oraz iTunes, dzięki czemu synchronizacja multimediów jest bardzo prosta. Niestety, nie udało mi się tą drogą zaktualizować systemu — program zawisał bez wyraźnego powodu. Widocznie Windows jest do tego niezbędny.
Dziwi to tym bardziej, że na Xperii Z1 aktualizacje rozprowadzane są w trybie OTA. Poza tym program pozwala na synchronizacje kontaktów z Outlookiem, kontem Google bądź Książką adresową, tworzenie i przywracanie kopii zapasowej danych oraz wspomaga przesiadkę na Xperię z innych urządzeń.
Jeśli zaś chodzi o oprogramowanie na urządzeniu, zdecydowanie za często zobaczymy takie ostrzeżenia:
Znalazły się tu klienty usług PlayStation Mobile (tu wystarczy podać inny kraj, aby dostać się do usługi), Video Unlimited, Reader by Sony oraz Czasopisma Google, z których w Polsce jeszcze za wiele nie skorzystamy. Osobiście, zamiast tych wszystkich klientów usług, z których nie skorzystam, wolałabym dostać choćby 20 GB miejsca na zdjęcia w jakiejś chmurze.
Znalazł się tu także autorski odtwarzacz filmów, galeria (niestety domyślna nie została usunięta, więc funkcje się dublują) oraz świetna, moim zdaniem, aplikacja Sony Walkman, która poza „zwykłym” odtwarzaczem umożliwia także dobieranie muzyki do nastroju i pozwala pobrać z Sieci dane utworach. Aplikacja jest również zintegrowana z niedziałającym w Polsce Music Unlimited. Bardzo spodobał mi się także czytnik wiadomości o nazwie Socialife, którego graficzna reprezentacja listy nagłówków urzekła mnie oryginalnym projektem. Aplikacja pozwala zalogować się do serwisów społecznościowych (Facebook, Twitter, YouTube, VKontakte) i dodać odnośniki do własnych kanałów RSS lub wybierać źródła wiadomości z popularnych i polecanych.
Na uwagę zasługuje także prosta aplikacja Sketch, w której możemy coś sobie zapisać lub porysować prostymi narzędziami, oraz prościutki program do zapisywania notatek lub list tekstowych i głosowych (również w jednej notatce). Zestaw uzupełnia aplikacja polecająca pozycje z Google Play. Ciekawostką jest możliwość pisania odręcznego (również po polsku), mimo że urządzenie nie jest sprzedawane z rysikiem. Niektórym przydać się mogą także pływające widżety, które pozostaną „nad" wszystkimi aplikacjami. Możemy w tej postaci uruchomić dowolny widżet, również taki pobrany z Play Store. Domyślnie mamy do dyspozycji notes, miniprzeglądarkę, kalkulator, odliczanie, dyktafon oraz skrót do zapisywania zrzutu ekranu. Za ochronę odpowiedzialny jest pakiet McAfee, znajdziemy tu także TrackID do identyfikowania muzyki grającej akurat w otoczeniu oraz podstawowy pakiet biurowy.
Sam launcher wydał mi się bardzo przyjemny. Pozwala między innymi na zmianę skórki razem z tapetą (dostarczone przez producenta), co zapewnia konsekwentną personalizację urządzenia. Niewątpliwą zaletą w moich oczach jest możliwość wybrania ustawień, do których dostęp uzyskamy z poziomu ekranu powiadomień. Szuflada z aplikacjami pozwala na dopasowanie listy do swoich preferencji — można sortować aplikacje alfabetycznie, według częstotliwości używania lub własnoręcznie. Można również bezproblemowo gromadzić je w folderach, dzięki czemu te niedziałające w Polsce można schować z widoku (można też wyłączyć je w ustawieniach).
Na szczególną uwagę zasługują możliwości konfiguracji systemu, zależnie od pory lub podłączonego urządzenia. Możemy w ten sposób na przykład zlecić tabletowi uruchamianie odtwarzacza muzycznego po podłączeniu słuchawek, wyciszenie po 22 lub uruchomienie aplikacji po umieszczeniu w stacji dokującej. Niestety nie ma możliwości konfiguracji takich zdarzeń, kiedy spełnione są bardziej zaawansowane warunki, jak wyłączenie WiFi po wyjściu z domu (podobne ustawienia znajdują się w ustawieniach zarządzania energią — Wi-Fi zostanie włączone tylko jeśli w zasięgu będzie jedna ze znanych sieci). Można oczywiście zlecić tabletowi publikację wpisów na Facebooku, więc tylko zdrowy rozsądek powstrzymuje przed chwaleniem się, że Ultra została podłączona do ładowarki. Znajdziemy tu kilka predefiniowanych ustawień, które możemy modyfikować, jest również możliwość dodawania własnych opcji.
Zamontowany tu 8-megapikselowy aparat nie robi takiego wrażenie, jak ten w Xperii Z1, nie znajdziemy na obudowie Ultry także fizycznego spustu migawki ani, niestety, żadnego źródła światła, które mogłoby posłużyć za lampę błyskową. Aplikacja zawiera 9 prostych filtrów, ma możliwość zrobienia panoramy oraz kręcenia filmów obiema kamerkami urządzenia. Nie znajdziemy tu jednak żadnych wymyślnych trybów, jak wybieranie najlepszej miny osób na zdjęciu czy możliwość retuszu — tylko to, co niezbędne, oraz kilkanaście trybów tematycznych, pomagających dostroić aparat do sceny. Jedynym udogodnieniem są zdjęcia w serii. Jakość rejestrowanego obrazu jest całkiem dobra, choć osobiście trochę kręcę nosem na geometrię obiektywu i brak doświetlania.
Oczywiście jeszcze lepsze wrażenie robią te zdjęcia oglądane na ekranie Trilluminos, choć jak już wspominałam, czasami detale ukryte w cieniu stają się niewidoczne. Cyfrowego zoomu, tradycyjnie, lepiej nie ruszać.
Moim zdaniem Xperia Ultra jest świetnym, kieszonkowym tabletem z łącznością LTE. Ma mocne komponenty, bardzo odporną obudowę, można ją bez obaw zabrać nad wodę, na basen czy do kąpieli. Jest to świetna konsola do gier i niezły odtwarzacz filmów, jeśli brak wbudowanych głośników stereo nie jest przeszkodą. Poza nimi naprawdę niczego mi nie brakowało.
Momentami odczuwałam nawet przesyt, spowodowany oprogramowaniem, które czy to dublowało możliwości samego Androida (galeria), czy to w ogóle nie działało w Polsce (połowa funkcji Walkmana). Daje to poczucie, że ekosystem Sony nie jest jeszcze do końca przemyślany i zamiast radować, pogłębia przekonanie, że mieszkamy w kraju zapomnianym przez dystrybutorów treści. W momencie frustracji natychmiast pojawia się wrażenie, że trzymane w rękach urządzenie jest za drogie i można błyskawicznie zapomnieć, że to sprzęt solidny i wydajny.
Czasami warto dopłacić, żeby kupić lepszą czekoladę. Moim zdaniem warto też dopłacić, żeby kupić lepszy (lżejszy, wydajniejszy, solidniejszy…) kawałek elektroniki. Jednak Xperia Z Ultra jest moim zdaniem odrobinę za droga.