Elite Beat Agents
Oto oni – muzyczna odmiana Facetów w czerni, taneczne siły specjalne lepsze niż Elvis, Patrick Swayze oraz Katarzyna Cichopek razem wzięci – Elite Beat Agents! Pierwsza część ich przygód, znana w Japonii jako Osu! Tatake! Oendan!, odniosła w Kraju Kwitnącej Wiśni spory sukces, a nawet znalazła kilku wyznawców i w rejonach świata nie posługujących się Kanji – tutaj problemem była jednak „skośna” ścieżka dźwiękowa. Kontynuacja jest już bardziej zrozumiała, bo najzwyczajniej w świecie wszystko jest po angielsku.
19.07.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zasady rozgrywki nie uległy zmianie w stosunku do pierwowzoru i nadal są proste jak drut. W rytm muzyki należy kolejno stukać stylusem w ponumerowane okręgi. Moment „pacnięcia” wskazuje nam zawężające się wokół pola z cyferką kółko. Ilość stuknięć do wykonania podczas danego utworu zależy od wybranego na początku gry poziomu trudności oraz tego, którą akurat misję zaliczamy – im dalej, tym trudniej, normalna rzecz. Miejscami obok stuknięć należy stylusem pociągnąć z punktu A do punktu B (a często i z powrotem) lub zakręcić kolorową tarczą. Tyle podstaw. Każdy kawałek składa się z kilku segmentów (najczęściej czterech), po „przestukaniu” planszy dostajemy zaś podsumowanie naszych wyczynów w poszczególnych jej partiach oraz naturalnie wyświetlany jest nasz ogólny wynik. Przy osiągnięciu odpowiednich pułapów punktowych odblokowujemy sobie etapy bonusowe, do odkrycia jest także szereg dodatkowych postaci.
Zadaniem naszej muzycznej jednostki specjalnej jest wkraczanie do akcji w poważnych sytuacjach kryzysowych. Tym samym za pomocą tańca i śpiewu pomożemy zagubionemu psiakowi wrócić do domu, jedna nastolatka umówi się dzięki nam z wymarzonym kolesiem, rozkapryszone blondynki (ukłon w stronę sióstr Hilton) urządzą sobie raj na bezludnej wyspie, a dziewczynkę czekającą na bożonarodzeniowy cud odwiedzi duch zmarłego papy… No dobra – faktycznie kryzysowe są tak naprawdę ostatnie misje w grze, ale nie będę psuł Wam zabawy. Dość powiedzieć, że wcześniejsze pomaganie innym przy ich (nie)codziennych problemach nie pójdzie na marne.
Każdy etap ma jakąś fabułę, a ta przedstawiana jest za pomocą animowanych komiksów – dłuższego wprowadzającego do zadania, oraz krótszych wyświetlających się podczas rozgrywki na górnym ekraniku. Na touchscreenie do muzyki i rytmu wystukiwanego przez nas stylusem odstawiają kosmiczne pozy agenci w czerni. W zależności od kawałka układy choreograficzne są inne, za każdym razem jednak rozbrajające - niewątpliwą zgrywę gracz będzie miał przy takim na przykład YMCA - klasyk.
[break/]Ścieżka dźwiękowa jest naprawdę dobra, nawet pomimo faktu, że nie mamy tu do czynienia z kawałkami oryginalnymi, lecz jedynie zwykłymi coverami. Tak czy siak na bank będziecie świetnie bawili się m.in. do rytmu Material Girl, Sk8ter Boi, Canned Heat, czy Highway Star. Kojarzenie piosenek znacznie ułatwia rozgrywkę, bo wiadomo czego się spodziewać na planszy, gorzej z utworami mniej znanymi – tutaj nie pozostaje nic innego jak nauczyć się pacnięć na pamięć, partia po partii. Jakby ktoś nadal nie łapał rytmu istnieje możliwość obejrzenia fragmentu piosenki, na którym zaliczyliśmy skruchę – uwierzcie mi, ta opcja przyda się nieraz.
Grafika nie jest jakimś mega-artystycznym cudem, ale plansze komiksowe wykonane są starannie, zaś trójwymiarowe modele agentów oraz ich animacja zabijają śmiechem. W sumie to otoczka jest lepsza niż można by się tego spodziewać po tytule, w którym człowiek generalnie nie ma czasu za bardzo zwracać uwagi na akcje w tle, bo koncentracja idzie w „trzaskanie” okręgów. Całość jest mangowata, zdecydowanie karykaturalna i sprawdza się wyśmienicie w przypadku przerysowanego charakteru gry.
Grywalnościowo Elite Beat Agents to mała perełka. Jeśli tylko nie boicie się reakcji osób postronnych nie tyle na grę, co Was samych przycinających w to w słuchawkach na DSie (a przyłapywano mnie już na nuceniu, śpiewaniu, głośnym śmianiu się oraz wyzywaniu „ni stąd ni zowąd”), w dodatku zaś uwielbiacie wszelkie tytuły muzyczne (małe i duże) to Agenci wciągną Was bez reszty. A być może warto pokazać gierę jakiejś fajnej koleżance, jeśli chcecie iść z nią na lody? Zdecydowanie do rozważenia (oczko).