EyeToy: Kinetic Combat
Granie na konsoli to czynność nie wymagająca zbyt dużej sprawności fizycznej. Całość polega w głównej mierze na uruchomieniu sprzętu, chwyceniu za pada i wygodnym rozłożeniu się w fotelu. Żeby grać nie musimy się zbytnio przemęczać; nie musimy wykonywać też zbyt skomplikowanych ruchów. Po części stąd bierze się stereotyp opisujący gracza, jako osobę nieszczęśliwą, wyposażoną w sporą liczbę zbędnych kilogramów, i praktykującą niezdrowy tryb życia. Pojawiają się jednak wyjątki zamykające usta wszystkim tym, którzy na gry zwykli w ten sposób narzekać. Oto bowiem na rynek wypuszczony został EyeToy Kinetic: Combat - gra, która zmusza grającego nie tylko do wstania z fotela i odłożenia pada, ale także wyciska z niego siódme poty. A jak to działa?
25.06.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:55
>Kamerka EyeToy w pewien sposób dokonała swoistej rewolucji. Przenosząc gracza bezpośrednio do świata wirtualnych uciech, wzbudziła sobą duże zainteresowanie, zarówno ze strony niedzielnych graczy, jak i tych, którzy z grami mają nieco więcej wspólnego. Do tej pory pojawiło się już całkiem sporo - mniej, lub bardziej udanych - „ajtojowych” tytułów, z czego najnowszy opiera się na... nauce wschodnich sztuk walki. "Kontrolerem" jest tutaj (jak zresztą w każdej odsłonie) ciało gracza, co oczywiście w kontekście samej mechaniki rozgrywki, wypada bardzo dobrze, musimy jednak brać pod uwagę jeden zasadniczy mankament. Aby móc bez większych problemów ćwiczyć Kung Fu, należy być posiadaczem naprawdę dużego pokoju, gdzie bez przeszkód będziesz w stanie dokonywać karkołomnych wygibasów. Jeśli wykonywane ćwiczenia mają mieć chociażby trochę sensu, kamera musi obejmować całą sylwetkę gracza. W przeciwnym razie zabawa mija się z celem i jedyne, co z niej wyniesiecie, to żal, iż wydaliście kasę na grę, którą nie możecie się w pełni nacieszyć. Radzę dobrze przemyśleć ewentualny zakup i rozejrzeć się za odpowiednim (co najmniej 2 metry od telewizora) miejscem w domu.
Po pierwszym uruchomieniu gry czeka Cię dokładne stworzenie swojego profilu gracza. Zaczynasz od ustawienia daty i czasu, wyboru trenera (od Ciebie zależy czy wybierzesz kobietę, czy mężczyznę) oraz podania swojego wieku, wagi, wzrostu i płci. Następnie, spośród przygotowanych zarysów różnych typów ciał, wybierasz ten, który najbardziej pasuje do Twoich gabarytów. Trafiasz do głównego menu, gdzie poza zakładką "Options" znajdują się dokładnie trzy tryby rozgrywki. "Freestyle" to zestaw rozmaitych mini-gier i ćwiczeń, wśród których możemy dowolnie przebierać i wybrać to, co nas aktualnie interesuje. Na "Quick play" składają się dokładnie te same atrakcje, jednak nigdy ich konkretny typ i kolejność zawsze są losowane. Wymienione nazwy stanowią, bądź co bądź, dodatek do głównego dania, jakim jest opcja dumnie nosząca nazwę "Personal trainer".
Na czym polega wyjątkowość tego trybu? Otóż jest to szesnastotygodniowy kurs Kung Fu, w którym przebrniecie przez szereg zadań, mających przyczynić się do ogólnego rozwoju ciała i ducha. W trakcie przygody z "osobistym trenerem" będzie Ci dane przebrnąć przez naukę czterech różnych stylów walki: Smoka, Tygrysa, Modliszki i Feniksa, z czego kurs każdego z nich trwa cztery tygodnie. W sumie na zdecydowanych śmiałków czekać będzie dokładnie 160 różnych lekcji, polegających w głównej mierze na zadawaniu ciosów, stosowaniu uników i odbywaniu walk z wirtualnymi przeciwnikami. Poziom skomplikowania danych ćwiczeń rośnie wraz z postępami w grze, a w późniejszych etapach można się naprawdę zmęczyć.
[break/]Ciekawostką jest fakt, iż przez rozpoczęciem zabawy z głównym trybem, gra robi z nami odpowiedni "wywiad". Musimy odpowiedzieć na pytania, między innymi dotyczące poziomu naszej aktywności fizycznej i wcześniejszego doświadczenia ze sztukami walki. Z troski o nasze zdrowie zostajemy także zapytani o to, czy w przeciągu ostatniego roku przechodziliśmy jakieś groźniejsze choroby bądź kontuzje. Wszystko to - wraz z dotyczącymi naszego ciała danymi, które podawaliśmy na początku - służyć ma opracowaniu odpowiedniego poziomu trudności, a także dostosowaniu systemu obliczającego spalanie kalorii do naszych indywidualnych właściwości. Musisz bowiem wiedzieć, że po każdej lekcji konsola dokonuje stosownego podsumowania, gdzie oprócz wspomnianej wcześniej ilości zgubionych kalorii, przyznawana nam jest odpowiednia nota połączona z punktacją. Na deser pozostawiono ćwiczenia nieco innego typu - stawiające bardziej na relaks, aniżeli dawanie z siebie wszystkiego. Miarowe oddychanie, masaże, no i oczywiście obowiązkowa rozgrzewka, dzięki której rozciągniemy spięte mięśnie i do właściwej zabawy przystąpimy już niejako "z biegu". Wszystkie działania odbywają się w asyście trenera, będącego takim dobrym duchem, zawsze kierującym nasze ruchy na odpowiednie tory.
EyeToy Kinetic: Combat nie oferuje co prawda żadnych technicznych fajerwerków, ale też nie jest to konieczne do tego, by gra spełniała swoje podstawowe zadanie. We wszystkim dominuje prostota, przy czym należy zauważyć, że jest całkiem schludnie, a stonowane kolory pozwalają poczuć się jak w prawdziwej sali ćwiczeń. Podobnie zresztą jak muzyka, która ani nie zachwyca, ani też zbytnio nie razi - po prostu jest. Serwowane dźwięki to coś na wzór relaksującej muzyki elektronicznej - i choć wcale nie jest to typ dźwięków, które toleruje na co dzień, skakało się przy nich dość przyjemnie i sprawnie. Utworów zaimplementowano w grze całkiem sporo, co powinno ucieszyć tych, którym słuchanie w kółko tych samych odgłosów po jakimś czasie wychodzi bokiem.
Jeśli gry na konsole traktujesz jako wyzwanie, nowa odsłona popularnego Eye Toya powinna przyciągnąć Cię do konsoli na długie godziny. Możliwości jest sporo, czemu sprzyja kilka poziomów trudności do wyboru. Ta wirtualna lekcja Kung Fu być może pozwoli wielu osobom spojrzeć na naszą ulubioną rozrywkę w nieco inny sposób. Oto bowiem pojawił się tytuł, który zamiast pozwolić odpocząć, zmusza do pełnego wysiłku fizycznego i wymaga od gracza wykazania się niemałą sprawnością. Jeśli dysponujesz dużym mieszkaniem i chcesz odbudować lub poprawić swoją kondycję, to daj tej pozycji szansę. Jeśli tylko nie zrezygnujesz po paru godzinach, może nawet uda Ci się coś zdziałać.