Harry Potter i Zakon Feniksa
Ach, znów się zaczęło. Świat zdążył już oszaleć na punkcie ostatniego tomu o przygodach młodego czarodzieja, a tu wytwórnia Warner Bros. wypuszcza świetnie zrealizowany film. Wydaje się, że wszystko idzie po myśli już pędzącej maszyny komercyjnej spod znaku Pottera, setki tysięcy zabawek sprzedaje się jak świeże bułeczki, albumy ze zdjęciami atakują wszystkie znane człowiekowi saloniki z prasą, a do książki i filmu ma za chwilę jeszcze dołączyć gra na świetnym poziomie, stworzona przez nikogo innego, jak samo Electronic Arts. A wyszło? Jak zawsze?
06.07.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rozpoczynając grę można mieć bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony fabuła raczej nie zaskoczy osób, które czytały książkę i oglądały film po kilka razy. Z drugiej powinna być ona na tyle dobrze przedstawiona, by tych, co tego jeszcze nie uczynili, zachęcić do udziału w ogólnoświatowym potteroszaleństwie. Stąd najważniejsze by była zrozumiała - a temu gra niestety nie jest w stanie sprostać. Historia zaczyna się jak w książce, od małego pojedynku Harrego z Dementorami, w wyniku którego nasz młody czarodziej zostaje teoretycznie wyrzucony ze szkoły. Później akcja przenosi się bardzo szybko między domem Syriusza Blacka, a Ministerstwem Magii, aby w końcu rzucić naszego młodego podopiecznego pod ogromne wrota szkoły Hogwarts. Wszystko to trwa mniej więcej 10 minut. Nie wiadomo dlaczego mamy zostać wyrzuceni, jak poszedł proces (w zasadzie to tutaj nie wiemy nawet, czy do niego doszło) i o co w tym wszystkim chodzi. Tylko osoby naprawdę dobrze orientujące się w świecie młodego czarodzieja i fabule papierowego pierwowzoru zdołają odgadnąć, w którym momencie historii jesteśmy. Studio EA za tak lekceważące potraktowanie graczy powinna zalać fala krytyki.
No dobrze, może w jednym aspekcie nie jest różowo, ale przecież ogólnie aż tak źle też na pewno nie jest - powiecie. Ano nie - odpowiem i pokrótce opiszę o co w grze chodzi. Harry Potter and the Order of the Phoenix (dla wygody zwany tu będzie Zakonem Feniksa) pozwala nam z widoku z trzeciej osoby kierować poczynaniami Harrego. Biegamy sobie po szkole Hogwarts i okolicach, a w ślad za nami wędruje dwoje naszych najwierniejszych książkowych towarzyszy. Wykonujemy szereg misji, które najczęściej wiążą się głównie z fabułą filmu. Od czasu do czasu napotykamy na element w filmowej wersji nieobecny, lecz znany nam z książki - za co akurat EA można pochwalić.
[break/]Zganić za to należy za znikomą ilość tych motywów. Zdecydowanie nie wykorzystano potencjału drzemiącego w licencji. Większość stojących przed nami zadań ogranicza się do przebiegnięcia kilku korytarzy, dotarciu do konkretnej osoby albo pomieszczenia i tyle. Czasami ma się wrażenie, ze uczestniczymy w jednej wielkiej cutscence przerywanej grywalnymi elementami. Życie w Hogwarts składa się ze sporej ilości bardzo nudnych czynności. Specjalne punkty odblokowujące bonusy dostajemy za tak fascynujące osiągnięcia jak dokładne posprzątanie korytarzy zamku, czy poskładanie w całość rozbitych waz. Profesor Dumbledore zdecydowanie powinien być ścigany za wykorzystywanie swoich uczniów jako darmowej siły roboczej.
Odrobinę rumieńców dodaje Zakonowi Feniksa na szczęście system czarowania, choć szkoda, że tak kiepsko przeniesiony z konsolowej wersji gry. Zaklęcia zwykłe rzucamy za pomocą ruchów myszki przy wciśniętym jednym klawiszu, a te ofensywne wywołujemy analogicznie poprzez wduszenie klawisza drugiego. Na samym początku gry system taki sprawia ogromną frajdę, lecz tylko dlatego, iż podstawowe czary należą do bardzo prostych. Ot, przysunięcie w naszą stronę danego przedmiotu odbywa się na przykład przez ruch do siebie właśnie. Trudniejsze magiczne ćwiczenia przychodzą wraz z nauką czarodziejskiego fechtunku. Tutaj należy szybko ogłuszyć przeciwnika, gdyż w przeciwnym wypadku pojedynek może trwać i trwać. Nadal brzmi prosto, ale przy multiplatformowości gry zapomniano chyba o fakcie, że myszka działa inaczej niż pad. Bardziej skomplikowane zaklęcia są często trudne do rzucenia nie same z siebie, ale ze względu na dziwne czytanie ruchów gryzonia. Harry macha różdżką w powietrzu na prawo i lewo, a z zaklęcia nici. Nie mogę powiedzieć, żeby było to zachwycające. Po kilku godzinach takiego w większości bezproduktywnego wywijania „patykiem” poziom frustracji jest naprawdę wysoki. Dobry pomysł bez pokrycia w realizacji, przynajmniej w tej wersji sprzętowej. Szkoda.
Dobrym powodem, dla którego chcielibyśmy nowego Harrego Pottera zainstalować na naszym komputerze jest jednak chociażby rozmach, z jakim pokazano zamek Hogwarts. Co, jak co, ale to udało się zrobić programistom od EA po prostu perfekcyjnie. Gra pozwala rozwinąć nam skrzydła tam, gdzie kończą się możliwości książki i filmu. Dzięki niej możemy osobiście (no, w pewnym sensie) przejść się wszelkimi korytarzami zamczyska i przyjrzeć każdemu najmniejszemu kątowi. Od zakurzonej biblioteki po chatkę Hagrida, Hogwarts zachwyca pięknem oraz dopracowaniem. Wszystkie korytarze wypełnione są przez setki uczniów magii, którzy nie tylko biegają na zajęcia, ale również grają i robią głupie kawały kolegom i nauczycielom (przodują w tym oczywiście bracia Weasley). Bardzo fajnym elementem są właśnie minigierki, które zdecydowanie dodają grze rumieńców.
[break/]Co, jak co, ale grafika w grze jest czymś naprawdę pięknym, w dodatku wszystko chodzi bardzo sprawnie. Głównym super elementem, jak już napisałem, jest przepysznie zrealizowany zamek, ale nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie jego murów. Klatka schodowa Hogwarts jest, tak jak w książkach, w pełni dzika i nigdy nie wiadomo, czy zdążymy wbiec na stopnie zanim zmienią swoje miejsce. Gdy wyjdziemy na zewnątrz, postać może napotkać fruwające w powietrzu liście. Obrazy żyją swoim życiem i odbiorowi całości nie przeszkadza nawet to, iż się powtarzają. Jeśli o postacie chodzi to wszyscy bohaterowie wyglądają tak, jak w filmie. Również głosy zostały podłożone bardzo dobrze, choć niektóre dialogi są zbyt drętwe. Nie wiadomo dlaczego nie przerzucono rozmów z filmu i dostajemy okrojoną, uboższą wersję.
Oprawa graficzna nie jest jednak tutaj wszystkim. Trochę klimatu dodaje na pewno fakt, że udostępniono nam specjalną, magiczną mapę, która nie tylko pokazuje umiejscowienie poszczególnych pokoi, ale również gdzie przebywają określone postacie. Dzięki temu wypełnianie celów zadań jest bajecznie wręcz proste. W grze, prócz wspomnianych problemów z czarowaniem, nie napotkamy w sumie żadnych trudności. Po zaznaczeniu miejsca, do którego chcemy dojść pokazują się nam na ziemi ślady, którymi musimy podążać. Za zebrane na przestrzeni rozgrywki punkty możemy odblokować specjalne dodatki, takie jak filmiki pokazujące wywiady z aktorami, czy twórcami. Tutaj nie opuszczało mnie jednak ani na chwilę wrażenie, że jest to trochę przyrost formy nad treścią. EA chwali się swą produkcją tak, jakby Zakon Feniksa był nowym Half Lifem.
Niestety, ale Zakon Feniksa bardziej przypomina dodatek do wersji DVD filmu - jest tu wirtualna wycieczka po zamku, są minigierki i wywiady z twórcami, ale sprzedawanie tego produktu, jako pełnowartościowej gry jest najzwyklejszym naciąganiem graczy i fanów. Widać, iż EA poszło po najmniejszej linii oporu i postanowiło wykorzystać licencję filmową do zbicia kasy. Owszem, można zainstalować na dwie godzinki, pobiegać po lokacjach, popatrzeć sobie, acz mogło być tak pięknie…