John Woo Presents Stranglehold

Max Payne 3 gdzieś tam niby się tworzy, a tymczasem na rynku growej rozrywki zrobiła nam się pewna luka. Jasne, bullet time to już nie nowość, a strzelanek na wszelkiej maści sprzęty wychodzi zatrzęsienie, lecz cóż z tego, skoro nie ma tytułu, który ładnie to wszystko złożyłby do kupy przyprawiając sensowną fabułą. Czy raczej – nie było.

20.09.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:55

Stranglehold to pierwszorzędna gra akcji, co w sumie gwarantuje już nazwisko którym jest sygnowana w pełnej wersji tytułu – John Woo Presents. Fani twórczości mistrza doskonale obeznani z jego wcześniejszymi filmami (jeszcze sprzed ery Hollywood-komerchy) poczują się jak w domu, inni – no cóż, jak na wyśmienitej strzelnicy z porządną historią. Jako główny bohater powraca Inspektor Tequila znany już z Dzieci Triady (aka Hard Boiled), uparty oraz nieustępliwy. W tle przewiną się porachunki mafijne, yakuza, tony ciał, a wszystko to w rodzinnej atmosferze. Jak to? Okazuje się, że Tequila, czy też idealnie cyfrowo odtworzony Chow Yun Fat, posiada familię. Oto powracają duchy przeszłości, a bohater wkurzony występuje w obronie swoich na nowo odnalezionych bliskich. Lepszy powód do krwawej wyrzynki na spluwy się przecież nie znajdzie. Krzywd na rodzinie się nie wybacza.

Już fenomenalnie zrobione menu gry zapowiada co się za chwilę dziać będzie – Chow ostrzeliwuje się w opcjach głównych, posyłając kulki w kierunku określonych pozycji. New Game i jedziemy. Tytuł hula w oparciu o jeden z najefektywniejszych i najefektowniejszych silników ostatnich lat – Unreal Engine 3, co z miejsca widać. Teksturki ładne, w dodatku o dziwo nie doczytujące się (co niestety było typowe dla tytułów opartych na tym enginie), postacie wykonane świetnie, acz może lekko plastikowo… Tym, czego się po UE3 nie można było spodziewać, a co stanowi zarazem największy atut Stranglehold, jest jednak totalna rozwałka. Demolka. Rozpierducha. Praktycznie każdy element muru, kolumny, stołu, neonowej reklamy, czy innego świniaka na straganie, można odstrzelić. Po skończonej „akcji” w danej lokacji zawsze na podłodze wala się sterta gruzu i śmiecia najprzeróżniejszej maści, a miejscówka w niczym nie przypomina kasyna czy baru, którym była zanim Tequila wskoczył tu na tequilę (zawodowo zmieszaną przez chusteczkę naturalnie).

Obraz

W walce największym sprzymierzeńcem naszego Inspektora jest styl, lub też konkretniej – jego licznik. Generalnie każda zakręcona akcja jest warta więcej niż czyste posłanie przeciwnikowi kulki między oczy. Za zwykłe sprzątnięcie „zawodnika drużyny przeciwnej” wskoczy nam jeden punkcik, ubicie zbira w slow motion to już dwa, zwolnienie czasu i wymierzenie salwy we wroga biegnąc po barierce trzy, a gdy dodamy do tego odbicie od muru licznik przybije nam piąteczkę. Styl jest ważny z kilku powodów. Kupujemy za to różnorakie bonusy w sklepie (o czym za chwilę), ale także odblokowujemy Osiągnięcia, przede wszystkim jednak stylowe usuwanie przeciwników napełnia nam pasek umiejętności specjalnych. A tych mamy kilka.

[break/]Podstawowy skill naszego Tequili to możliwość podleczenia się w dowolnej chwili, kiedy akurat wiemy, że nie damy rady dobiec już do apteczki, lub takowej w danej lokacji po prostu nie ma. Dalej mamy przymiarkę z biodra, taki growy „sokoli wzrok”, w trybie to którym po oddaniu strzału kamera podąża za pociskiem, a ten trafiając wroga wywołuje u niego różne spazmy w zależności od tego w cośmy akurat wcelowali – złapie się za szyję przy kulce w tętnicę, czy też zacznie szukać w kroku odstrzelonych przed chwilą klejnotów. Tryb trzeci to tzw. Barrage, wzmacniający siłę i szybkostrzelność broni, a nas czyniący nieśmiertelnym do czasu wyczerpania się „paliwka” na pasku, albo ręcznym wyłączeniu umiejętności – warto w ten sposób konserwować energię, bo przyda się nie raz. Skill ostatni to czysta poezja: Tequila w towarzystwie białych gołębi odstawia taniec śmierci momentalnie czyszcząc całą lokację z przeciwników. Mocna rzecz, acz ciągnie z paska niemiłosiernie. Na szczęście przy okazji większych zadym w okolicy zawsze znajdzie się kilka skrzętnie poukrywanych papierowych żurawi orgiami dodatkowo odnawiających nasze wcześniej nadwątlone zasoby.

Obraz

Przeciwnicy na poziomie normal nie stanowią dla nas praktycznie żadnego zagrożenia – sami wbiegają pod lufę, a jedynym większym problemem jest ich liczebność oraz to, że praktycznie zawsze wyskakują nam oni za plecami. Acz spawn pointy są logiczne, bo wróg wyleci na nas przez drzwi, albo przez siatkę, zaś nie pojawi się z czystego powietrza jak to ma miejsce w setkach innych produktów. Na Hardzie i wyżej sielanka się kończy – tu, wzorem Gears of War, trzeba się już chować za murami i innymi autami, żeby na komendzie nie wołali na nas potem „durszlak”. Jeśli zabijacy nie prą przed siebie, lecz zatrzymali się gdzieś w tle i prowadzą ostrzał ciągły to znak dla nas, iż można takiego typa załatwić w widowiskowy sposób za sprawą interakcji z otoczeniem – należy poszukać belki podtrzymującej strop, tudzież innej wybuchającej beczki znajdującej się „akurat” w pobliżu. Z początku elementy takie są odpowiedni podświetlone, w późniejszych poziomach jednak musimy rozglądać się i kombinować już sami.

Obraz

Generalnie tak właśnie najczęściej wygląda rozgrywka. Od czasu do czasu nagle na Tequilę zasadzą się gdzieś przeważające siły wroga i wejdziemy w tryb Stand-off czyli szybkich, bliskich starć na broń palną. Inspektor widoczny jest wtedy od pasa w górę, na środku ekranu mamy wroga. Prawą gałeczką unikamy jego kul w lekko zwolnionym tempie, lewą gałką naprowadzamy celownik na przeciwnika, lub też na przykład przygodnie leżącą butlę gazową, która po oberwaniu z gnata wbije się w ciało zagrażającego nam delikwenta i razem z nim poszybuje w kierunku najbliższej, cementowej kolumny roztrzaskując ją na drobne kawałki. Potem kolejny wróg, tak do wybicia wszystkich z sekwencji. W jednej z misji przyjdzie nam także szerzyć zniszczenie przy użyciu stacjonarnego działka zamontowanego na helikopterze. Taka tam odskocznia.

[break/]Poziomów jest siedem obszernych, co wystarczy, by uczynić grę odpowiednio długą dla przeciętnego gracza. Akurat w sam raz, ponieważ gdyby nie częsta zmiana otoczenia rozgrywka szybko mogłaby zrobić się nużąca – w końcu „tylko” biegamy tu i strzelamy. Każdy etap podzielony jest na checkpointy, od których możemy zacząć przechodząc grę ponownie, a powiem Wam że miałem niemałą frajdę w pokonywaniu na nowo znanych miejscówek starając się powykańczać wszystkich zbirów wyłącznie elementami otoczenia. Poza tym naturalnie odkryjemy tutaj różnorakie sekrety, od poukrywanych skrzętnie za drewnianymi płotami broni, nawet do sali kinowej z wyświetlanymi najnowszymi trailerami gier Midway, toteż warto wybrać się na „wycieczkę krajoznawczą” przynajmniej raz jeszcze.

Obraz

Wspominałem o sklepie – za zbijane na przeciwnikach punkty stylu możemy od samego Johna Woo kupić różnorakie bajery typu grafiki z gry, najfajniej jednak wypadają filmiki z różnych faz jej produkcji, ot chociażby pierwsze wizualizacje potyczki w barze, jeszcze na silniku Psi-Ops. Tutaj też wyłożymy na dodatkowe postacie dla trybu multiplayer, co biorąc pod uwagę absolutny brak popularności trybu sieciowego w Stranglehold zrobimy wyłącznie dla Osiągnięć. Taka smutna prawda – jeśli już znajdziemy kogoś do przycięcia na Live, to najczęściej będzie to ledwie jednominutowy meczyk ku powiększeniu Gamerscore tam określoną ilością zwycięstw. A szkoda, bo wykorzystywanie bullet time w multi to w końcu świeżynka.

Obraz

Podsumowawszy - rozgrywka w Stranglehold jest niesamowicie sycąca, a zarazem niezwykle efektowna, zaś akcja zwalnia wyłącznie wtedy kiedy faktycznie potrzebny jest nam oddech (i apteczka). Rozwałka otoczenia bezapelacyjnie „rządzi”, bonusowe dodatki ze sklepu dają radę, za to multiplayer zasysa – ale równowaga w przyrodzie być musi. Dodatkowy plus za fakt, że na każdego bossa jest sposób, także dobrze kombinujący gracz w każdej sytuacji powinien dać sobie radę. Polecam tytuł ten przynajmniej sprawdzić.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)