Ludzie, chwileczkę... czy faktycznie chcemy prywatności absolutnej?
Sąd kazał Apple odczytać dane z iPhona zamachowca z San Bernardino. Apple mówi klientom, że będzie stawiał opór. Media biją brawo (dosłownie: "Brawo Apple! Aplauz na stojąco za postawienie się władzom"). Komentarze zachęcają: tak trzymać, jesteśmy z Wami. Użytkownicy płaczą, że prywatność jest jak woda, bez niej nie da się żyć. Nawet Hindus od handlu prywatnością przytakuje, a nasz Tomick nie rozumie, dlaczego kupując iPhona ma zakładać, że będą go podsłuchiwać. Wszyscy wydają się być zgodni jak mało kiedy, a ja przyznaję rację Trumpowi. Who do they think they are?
18.02.2016 | aktual.: 18.02.2016 22:31
Poklask, którzy otrzymuje Apple, jest krótkowzroczny i naiwny. Firma w USA bije na alarm, że umiera prywatność, ale w Chinach żeby wejść na rynek, daje władzom pełny dostęp do źródeł i kto wie, do czego jeszcze. Podmioty gospodarcze, szczególnie tak dochodowe jak Apple, kierują się ponad wszystko motywacją finansową i nie oszukujmy się, że jest inaczej. Tu i teraz opłaca się prywatność, to jesteśmy za. Gdzieś indziej prywatność przeszkadza, to przymykamy na nią oko. Jeszcze indziej na deptaniu prywatności można zarobić, to sprzedajemy firewalle i soft do inspekcji ruchu. Zachowanie amerykańskich firm w tej kwestii to przejaw gigantycznej hipokryzji.
To jest główny powód, dla którego decyzje w tak fundamentalnej kwestii nie powinny leżeć w gestii jednej lub drugiej, prywatnej firmy. Apple powinien dostosować się do decyzji sądu, z którą ma prawo się nie zgadzać. Dużo groźniejszym precedensem byłoby co innego - gdyby firma uznała że może zakpić z sądu, a jeśli sprawa pójdzie na noże, to lobbyści posmarują Kongres i wszyscy się dogadają. W sprawie unikania podatków w Europie się udało, to czemu u siebie miałoby być inaczej. Czy taka postawa garstki ludzi sprawujących kontrolę nad wpływowymi korporacjami nie jest dla nas przypadkiem większym zagrożeniem, niż ograniczone prawo do prywatności?
I tak dochodzimy do drugiego problemu...
Czy faktycznie chcemy prywatności absolutnej? Zastanówmy się, dlaczego ważne jest dla nas poszanowanie prywatności. Nie chcemy, żeby sąsiedzi widzieli, co mamy i co robimy w domowym zaciszu. Nie chcemy, żeby nasz mąż czy żona sprawdzali, czego ostatnio szukaliśmy w sieci. Nie chcemy, żeby nasi znajomi z pracy przeglądali nasze nagie zdjęcia, które robiliśmy dla kogoś innego. Nie chcemy, żeby przypadkowi ludzie mieli dostęp do naszych danych medycznych czy finansowych. Nie chcemy, żeby konkurencja poznała nasze plany.
Podobnych obaw jest całe mnóstwo i wszystkie z nich są jak najbardziej uzasadnione. Nazwijmy to potrzebą prywatności lokalnej i dostępne obecnie narzędzia jak najbardziej zapewniają nam tak rozumianą prywatność. Konsekwencje przypadku z San Bernardino nie stanowią dla niej zagrożenia, bez względu na to, czym stara się straszyć nas Apple.
Pamiętajmy też, że wszyscy oddajemy czasami skrawki swojej prywatności w kompetentne ręce. Ściągamy majtki przed lekarzem, kiedy coś swędzi. Pokazujemy fiskusowi, ile zarobiliśmy. Godzimy się więc na to, że nasza prywatność nie jest absolutna, ma jakieś granice. Niektóre wyznaczamy sami (np. pośladki pokazujemy tylko lekarzowi lub wszystkim na ulicy), inne przyjmujemy jako narzucone. Tak czy siak, nie mamy wcale prawa do prywatności absolutnej, chyba że całkowicie odizolujemy się od społeczeństwa.
Tak właśnie - absolutnej prywatności nie mamy i mieć nie powinnismy!
Jest całe mnóstwo ludzi, którzy biją w domu żonę, katują psa, albo odcinają głowę nauczycielce Włoskiego. Skręca mnie, kiedy jakiś debil wrzuca na YouTube film, w którym dusi w worku kota. Wkurza mnie, że dzięki narzędziom typu Tor jacyś obleśni frustraci wymieniają się zdjęciami i filmami, w których koledzy po fachu robią z dziećmi to, co Polański. Jeśli ktoś w ramach prywatności swojego domu trzyma w piwnicy związaną sąsiadkę, to odpowiednie służby powinny tam wejść razem z drzwiami i zrobić porządek. Irytujemy się wszyscy, kiedy służby w takich przypadkach nie reagują lub nie mogą zareagować, a sąd uznaje za niepoczytalnego gościa, który wyrzucił psa przez okno, bo akurat był pijany.
Jest mnóstwo przypadków, kiedy prawo do prywatności jest słusznie naruszane lub przesuwane są jego granice. Kajetana P. zatrzymano na Malcie między innymi dzięki temu, że policja szła śladem telekomunikacyjnych okruszków. I słusznie!
Niestety, absolutnie skuteczne szyfrowanie, tak jak pełna swoboda robienia w domu wszystkiego co dusza zapragnie, nie powinno być prawem każdego człowieka. Żyjemy wśród zbyt wielu nienormalnych ludzi i to raczej się nie zmieni.
Zdobądźmy się na refleksję, kiedy największy cwaniak na podwórku agituje za brakiem kontroli tego, co robimy. Pozwólmy policji iść z duchem czasu, a dyskutujmy o tym, jak powinna szanować i nadzorować prawo do wchodzenia z butami do domów czy telefonów. Jak chronić prywatność tych, którzy jej nie nadużywają. No i może nie o tym, jak to Apple bohatersko broni amerykańskiej demokracji, a o tym, czemu podkopuje naszą. Podatkami. To przecież taki sam element demokracji, jak prywatność. Jedno optymalizujemy, czemu więc nie drugie?