Netbooki - najgorsze komputery, które świat pokochał

W 2007 roku Asus uznał, że pora na coś nowego i wypuścił na rynek Eee PC - przenośny komputer, który miał zmienić wszystko. Faktycznie, zmienił - ale trochę inaczej, niż wyobrażali to sobie jego twórcy.

Netbooki - najgorsze komputery, które świat pokochał
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons
Konstanty Młynarczyk

24.09.2021 07:15

Pisząc o konstrukcji i wyposażeniu Eee PC trudno nawet mówić o kompromisach, bo były one w całości podporządkowane maksymalnemu obniżeniu ceny. W czasach, kiedy budżetowe komputery były wyposażane w 1 GB RAM, malutki Asus miał zaledwie 512 MB pamięci operacyjnej.

Ekran LCD miał przekątną 7" i rozdzielczość 800x480 pikseli ("tanie" notebooki miały ekrany 14" o rozdzielczości 1280x800 punktów), a pełniący funkcję pamięci masowej dysk flash miał… 4 GB pojemności, z czego użytkownik miał do dyspozycji 1,8 GB na swoje pliki i aplikacje.

Asus zastosował budżetowy, ultraniskonapięciowy procesor Intel Celeron, okrojoną klawiaturę i touchpad niewiele większy od dużego znaczka pocztowego, a całość działała pod kontrolą Linuxa Xsandros.

Komputerek ważył niecały kilogram i miał działać na baterii ponad 3 godziny. Ale jego najważniejszym atutem była cena. Eee PC kosztował 1099 zł - połowę tego, co trzeba było zapłacić za klasycznego notebooka z kategorii tych tanich. Przy takiej cenie, co mogło pójść nie tak?

Do czego to komu?

Asus miał jasny pomysł na to, kto i do czego będzie używał jego nowego komputera. Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmiała: wszyscy. Odpowiedź na drugie była bardziej skomplikowana. Eee PC miał służyć do pracy z dokumentami, odtwarzania multimediów, przeglądania stron WWW, wreszcie, do utrzymywania kontaktu za pośrednictwem poczty e-mail i komunikatorów.

Nie miał jednak, w zamyśle producenta, zastępować komputerów stacjonarnych, czy notebooków, ale uzupełnić je. Miał być komputerowym odpowiednikiem Smarta z branży motoryzacyjnej.

Mimo dość ostrożnych reakcji (ja w swojej recenzji nazwałem go, po długim wymienianiu braków i wad, "ciekawą propozycją") cena uczyniła cuda i Eee PC zaczął się sprzedawać. Wyglądało na to, że pierwszy raz od chwili powstania tego systemu operacyjnego jakiś komputer z Linuksem odniesie rynkowy sukces - być może, jak marzyli niektórzy, przekonując do otwartego OS-u "zwykłych użytkowników" i przełamując monopol Windowsa.

Niestety, pojawiły się te same kłopoty, z którymi później nie raz jeszcze zmagali się producenci usiłujący wprowadzić na rynek nowe systemy operacyjne: jak łatwy w obsłudze i intuicyjny nie byłby interfejs, był "inny", co stanowiło przeszkodę nie do pokonania dla całej rzeszy Kowalskich, a bardziej zaawansowani użytkownicy nie mieli tu swoich ulubionych aplikacji. Już trzy miesiące po wprowadzeniu Eee PC na rynek Asus wypuścił wersję wyposażoną w Windows XP.

Tymczasem inni producenci poczuli powiew wiatru zmian i dosłownie zalali rynek miniaturowymi, tanimi komputerami przenośnymi, dla których ukuto nową nazwę: netbook. Zaczęło się od firm z dalekiego wschodu, kiedy swoje netbooki pokazał Acer i MSI, ale już wkrótce produkowali je wszyscy - Toshiba, Dell, HP, Lenovo…

W 2008 roku Intel wprowadził nową linię tanich, energooszczędnych procesorów Atom, które były wprost stworzone do tego, żeby znaleźć się w netbookach. Wkrótce netbookowym standardem stał się procesor Atom, ekran o przekątnej 10", 1 GB pamięci ram i dysk twardy o pojemności około 150 GB, a wszystko to działające pod kontrolą systemu Windows i umieszczone w komputerze ważącym około 1,2 kg. Netbooki były wszędzie i wydawało się, że nic nie powstrzyma ich ekspansji.

Tak pięknie żarło, a zdechło…

Dla kogoś, kto urodził się po roku 2000 nazwa "netbook" ma duże szanse być pustym słowem, nie niosącym żadnych skojarzeń. Dzieje się tak, bo zaledwie siedem lat po pojawieniu się na rynku Eee PC, w 2014 roku, netbooki zaczęły znikać z oferty producentów, wkrótce rozpływając się w niepamięci. Co się stało?

Tak naprawdę dziwić powinno nie zniknięcie netbooków, ale fakt, że zdobyły tak ogromną popularność: tych komputerów niemal nie dawało się używać. Za małe klawiatury, za małe ekrany i przede wszystkim, dużo za słabe komponenty sprawiały, że praca na netbooku nigdy nie była przyjemnością. Na wyświetlaczach niskiej rozdzielczości strony internetowe były nieczytelne, a przeglądanie zdjęć czy oglądanie filmów wymagało pokładów cierpliwości z powodu niskiej wydajności urządzenia.

Jedna z teorii na temat wyginięcia netbooków mówi, że ludzie kupowali je w przekonaniu, że kupują notebook, tylko mniejszy, a potem, rozczarowani ich możliwościami, nie decydowali się już na następny model.

Według innej, najbardziej chyba popularnej, netbooki zabił Steve Jobs, prezentując jesienią 2010 roku iPada - urządzenie, które robiło wszystko to, co miały robić netbooki, tylko o niebo lepiej. Zarówno rozczarowanie netbookami, jak i pojawienie się tabletów z pewnością miały duży wpływ na zniknięcie tej kategorii sprzętu, ale wydaje się, że największym mordercą okazał się inny czynnik. Ten sam, który wywindował je na szczyt - cena.

Eee PC był niezwykle tani, ale używanie go było katorgą. Zwiększenie ilości pamięci operacyjnej, większy ekran i pojemniejszy dysk twardy w kolejnych modelach Asusa i innych producentów wyraźnie poprawiło wygodę pracy, ale nie pozostało bez wpływu na cenę, podobnie jak instalowanie Windows. W ciągu kilku lat netbooki stawały się coraz lepsze - pojawiały się też modele premium - ale ich ceny rosły.

Tymczasem wśród klasycznych notebooków trend był odwrotny - robiły się coraz tańsze. W pewnym momencie zakup netbooka, który wciąż był "komputerem drugiej kategorii" zwyczajnie przestało mieć sens, bo oszczędność była niewielka, szczególnie w porównaniu do różnica w możliwościach. I tak skończyła się historia małych komputerów z wielkimi ambicjami. Tęsknicie za nimi czasem?

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:WP Tech
netbookasus eee pcipad
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (74)