Netflix uspokaja reżyserów: nie promuje oglądania filmów w przyspieszonym tempie
Netflix testuje możliwość przyspieszania i zwalniania filmów w swojej aplikacji mobilnej. Wybrani użytkownicy w ustawieniach odtwarzania mogą przyspieszyć oglądanie materiałów offline o 1,5 raza lub zwolnić o połowę.
Nie trzeba było długo czekać, aż twórcy filmów oskarżą Netflix o majstrowanie przy ich wyczuciu czasu, kaleczenie dzieł filmowych i inne zbrodnie przeciwko sztuce. Możliwość zmiany tempa odtwarzania wywołała jeszcze większą krytykę niż pomijanie czołówek w kolejnych odcinkach niektórych seriali.
Judd Apatow, Brad Bird i inni są przeciwko
Gdy media zwróciły uwagę na eksperyment w aplikacji Netflixa, reżyserzy zareagowali złością. Judd Apatow, który reżyserował „Trainwreck” i „Knocked Up”, od razu przeszedł do groźby. Reżyser zapowiedział, że za zwoła wszystkich filmowców na ziemi do walki Netflixem. Jego zdaniem firma nie ma prawa wpieprzać się w wyczucie czasu reżysera, a filmy mamy oglądać tak, jak życzą sobie tego twórcy.
przytaknęli mu koledzy po fachu. Brad Bird („The Incredibles”, „Mission: Impossible – Ghost Protocol”) określił zmianę tempa odtwarzania jako kolejną ranę na ciele wykrwawiającego się kina. Peter Ramsey („Spider-Man: Into the Spider-Verse”) uważa, że to funkcja dla leniwych ludzi bez gustu.
Aaron Paul, gwiazda „Breaking Bad”, jest zdania, że Netflix nie wprowadzi tej funkcji na stałe. Jego zdaniem możliwość zmiany tempa na życzenie byłaby równoważna z kontrolowaniem i niszczeniem sztuki. Paul jako jeden z nielicznych artystów wierzy, że Netflix zachowa godność.
No i czym to się różni od DVD?
Możliwość oglądania filmów w przyspieszonym lub zwolnionym tempie jest przecież od dawna dostępna na YouTubie. To bardzo popularne rozwiązanie w usługach z podcastami i publicystyką. Odkąd pamiętam, mają ją odtwarzacze DVD. Nawet magnetowidy pozwalały przewijać taśmę z podglądem, by łatwiej można było znaleźć ulubioną scenę w filmie. W czym problem?
Znamienne jest, że Netflix prowadzi testy na kilka tygodni przed premierą najdłuższego filmu, jaki będzie dostępny w usłudze. Martin Scorsese nakręcił dla Netflixa film „The Irishman”, trwający 210 minut. Wyszło na to, że Netflix nie wierzy, że abonenci wysiedzą prawie 3 godziny przed ekranem i trzeba im przygotować skróconą wersję filmów… ale to nie tak! Jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Netflix uspokaja: to tylko test
Keela Robison wyjaśniła wszystko na blogu Netflixa. Możliwość manipulowania tempem odtwarzania materiałów offline to jedna z funkcji, o które prosili użytkownicy. Cele są dwa – jedni chcą szybko dotrzeć do konkretnej sceny w filmie czy odcinku serialu, inni oglądają Netflixa w obcych językach i chcą uważnie wsłuchać się w dialogi.
„Jesteśmy wyczuleni na reakcje twórców i dlatego funkcja ta nie była testowana na większych ekranach, w tym na telewizorach” – przyznała pani Robinson, VP Netflixa. Zaznaczyła też, że po uruchomieniu nowego materiału prędkość odtwarzania wraca do normalnej i użytkownik musi ją ponownie przestawić. Obecnie nie ma pewności, czy ta funkcja trafi do wszystkich użytkowników i kiedy mogłoby się to stać.
Powtórzę jeszcze raz: Netflix nie zachęca do oglądania filmów w przyspieszonym tempie. Poza tym w mobilnym Netflixie testowane były też ustawienia jasności ekranu bez wychodzenia do ustawień smartfonu czy łatwiejszy dostęp do zmiany języka filmu.