QuickOffice dla Pixela: drogi Chromebook nie będzie już tylko przeglądarką

Bardzo drogi Chromebook – modelPixel – który wyceniono w USA na 1300 dolarów, wzbudziłwśród internautów mieszane reakcje. Z jednej strony urządzeniechwalone jest za oszałamiającą jakość obrazu, elegancję isolidność wykonania, z drugiej wyśmiewane za bycie najdroższąprzeglądarką WWW na świecie czywykorzystanie dość przestarzałych komponentów (m.in.interfejsy USB 2.0). Pierwszy z tych zarzutów Google chceunieważnić, wykorzystując w tym celu technologię NativeClient, dzięki której możliwe jest uruchamianie w Chrome aplikacjinapisanych w C i C++. ChromeOS na Pixelu otrzymać ma pakiet biurowyz „prawdziwego zdarzenia”, na bazie zakupionego wcześniej przezGoogle QuickOffice'a.Wiceprezes Google'a Sundar Pichaiprzedstawia pomysł na drogiego chromebooka (przypomnijmy, że taniechromebooki można kupić w USA za 249 dolarów) jako dopełnieniehistorii dla wielu użytkowników. Coprawda zwykłe Dokumenty Google są kochane przez wielu, ale dziękiQuickOffice dla ChromeOS-a, możliwe będzie na Pixelu robienierzeczy dotychczas niemożliwych. [img=quickoffice]Jak na razie te rzeczy niewyglądają jakoś szczególnie imponująco. Choć z technicznegopunktu widzenia przeniesienie QuickOffice'a na NativeClienta jest osiągnięciem ciekawym, to z perspektywyużytkownika drogiego chromebooka dostaje on tylko prosteprzeglądarki dokumentów generowanych przez Worda, Excela iPowerPointa. Dopiero bowiem za kilka miesięcy wersja QuickOffice dlaprzeglądarki będzie w stanie edytować dokumenty.Warto przypomnieć, żeQuickOffice to pakiet trzech aplikacji biurowych, napisanych z myśląo urządzeniach mobilnych, zgodnych z formatami dokumentów MicrosoftOffice. Google przejęło producenta pakietu w połowie 2012 roku, iod tego czasu sprzedaje jego wersje dla telefonów i tabletów (wwersjach na Androida i iOS-a). Wprowadzenie go na ChromeOS-asugerować może dwie rzeczy – niemożliwość zbudowaniarealnego pakietu biurowego, działającego całkowicie w chmurze, jaki znużenie Dokumentami Google'a, których rozwój w ciąguostatniego roku najwyraźniej stanął w miejscu. Tymczasem Native Client, dającyprogramistom Google'a wytchnienie od pisania „ciężkich”aplikacji w technologiach i językach niezbyt się do tegonadających, wydaje się idealnym dopełnieniem dlakomputera-przeglądarki. Dziś już w Chrome Web Store można znaleźćnie tylko gry na Native Clienta, ale też ważne aplikacje biznesowe.Udostępnienie aplikacji „premium” użytkownikom komputera, naktórym w praktyce działa tylko przeglądarka może byćjakimś sposobem na to, by uzasadnić istnienie chromebooków,dla których wciąż konkurencją są zwykłe laptopy, zezwykłym Windows, Linuksem czy OS-em X – i przeglądarką Chrome.Oczywiście Native Client mawielu krytyków, szczególnie wśród ludzi związanych z tzw.otwartymi technologiami webowymi – mówią oni nawet, że Google poprostu wymyśliło microsoftowe ActiveX na nowo. Częściowo mająrację: choć teoretycznie technologia Google'a jest opensource'owa iw założeniach możliwa do przeniesienia do innych przeglądarek, tojednak trzeba pamiętać, że sama wtyczka NaCl korzysta z interfejsuPepper, całkowicie związanego z architekturą Chrome ipraktycznie niemożliwego do przeniesienia np. do Firefoksa. W tejsytuacji ten kolejny krok Google'a – wydanie luksusowegochromebooka z aplikacjami exclusive – to już nie jestdziałanie na rzecz Otwartej Sieci, lecz po prostu budowanie swojegowłasnego, zamkniętego ekosystemu oprogramowania, najwyraźniejbardziej zamkniętego niż to, co oferują swoim użytkownikomMicrosoft czy Apple.

28.02.2013 11:32

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (22)