Titan Quest
I oto doszedłem do Wielkiego Problemu Recenzenta. Tak naprawdę mógłbym skrócić tą recenzję do jednego zdania: jeśli podobało Wam się Diablo II, koniecznie zagrajcie w Titan Quest; jeśli nie, zignorujcie ten tytuł. Wypełnię jednak swój przyjemny obowiązek, ale jeśli ten tekst zbytnio będzie przypominać Wam artykuł o legendarnym D2, umywam ręce, bowiem nie jest to moja wina.
25.07.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:55
Przypomnijmy może szybciutko schemat, który wprowadziło do świata komputerowej rozrywki Diablo. Zapomnijmy o wielowątkowej fabule, tysiącach statystyk, skomplikowanych zadaniach, stosunkach międzyludzkich (międzyelfich, międzykrasnoludzkich itd.) oraz wewnętrznych konfliktach głównych bohaterów. Tutaj chodzi o walkę, bezwzględną bitwę o przetrwanie własne oraz całego rodzaju ludzkiego (to jest takie niby uzasadnienie przyjemnej dla oka i zaspokajającej prymitywne instynkty jatki). Dodajmy do tego mnóstwo potworów spacerujących sobie leniwie po mapie, tysiące przedmiotów chętnych do znalezienia się w naszym plecaku, wciągający tryb wieloosobowy i oto mamy hack’n’slash, jeden z najbardziej popularnych gatunków gier komputerowych. Nieważne, że od czasów wspomnianego już rogatego króla ta uproszczona wersja cRPG-ów prawie się nie rozwinęła. Wielkie D jest po prostu idealne w swojej klasie, jest w zasadzie synonimem tego typu komputerowej rozrywki. Wróćmy jednak do Titan Quest.
Nadeszły mroczne czasy dla słonecznego antycznego świata. Oto zepchnięci niegdyś w podziemne otchłanie Tytani, odwieczni wrogowie bogów Olimpu, zdołali wydostać się ze swego więzienia i planują zemstę na całym rodzaju ludzkim (a także boskim). Dlatego też Ty, graczu, masz za zadanie stanąć do nierównego boju z setkami czyhających na Twe życie potworów, przebyć niezliczone kilometry nękanych przez zło terenów, wedrzeć się do samego serca zła, i zdusić je własnymi rękoma. Boju nierównego o tyle, że żaden przeciwnik nie ma przecież z nami szans. Jako niestrudzeni wojownicy czy wojowniczki o wolność starożytności, uzbrojeni w dzidę, miecz, łuk oraz magię zwiedzimy górzyste tereny Grecji, piaski Egiptu i ogólnie bezdroża Orientu, naznaczając naszą trasę setkami dymiących jeszcze trupów. Tak właśnie przedstawia się fabuła Titan Quest. Nie można nazwać jej chyba innym przymiotnikiem niż „prosta”, ale przecież w tym gatunku historia jest tylko pretekstem do walki. Spójrzmy więc, jak wyglądają nasze pierwsze kroki w antycznym świecie.
Na samym początku czeka nas niemałe zaskoczenie. Gdzie tu wybór klasy postaci? Jedyną rzeczą, którą można skonfigurować, jest płeć. No i oczywiście, pozwolono nam jeszcze wpisać imię. Wybrawszy już, czy kierować będziemy panem, czy panią, gra rzuca nas do antycznej Grecji, gdzie czeka nas drugie zaskoczenie, choć z pewnością bardzo miłe. Titan Quest jest po prostu przepiękne, tylko tak można to określić. Gdyby ktoś teraz znów dał mi szansę cofnąć się do czasów podstawówki i odpowiedzieć na pytanie w jakich czasach chciałbym żyć i dlaczego, bez chwili wahania stwierdziłbym, że w starożytności. Pomyślicie tak i Wy raz spojrzawszy na pełne słońca równiny, przepiękną, błękitną wodę, groźne skały oraz piękne Greczynki – wieśniaczki błąkające się tu i ówdzie po zapyziałych, acz wielce malowniczych wioskach.
[break/]Zachwyt grafiką wzrasta wprost proporcjonalnie do czasu spędzonego w świecie Titan Questa. Już po kilku chwilach od rozpoczęcia rozgrywki napotkamy buszującego w zbożu dzika, i nawet ta niezbyt romantyczna okazja sprawi, że nabierzemy jeszcze większego respektu wobec kunsztu panów z Ironlore. Nasz włochaty wróg zaszarżuje bowiem i w swym pędzie ku pewnej zgubie zostawi za sobą ślad w postaci łagodnie falującej pszenicy. Kiedy już trup dzika zabarwił czerwienią ziemię, biegałem radośnie w kółko w polu przez kilka minut, tak bardzo mi się to podobało. Piękna grafika ma jednak swoją cenę, wymagania sprzętowe Titan Quest są dość wysokie.
Przebiwszy się przez pierwsze zastępy wroga nasz bohater, bądź bohaterka, awansuje w końcu na drugi poziom i tutaj właśnie czeka nas pierwszy poważniejszy wybór w drodze do pokonania złowieszczych Tytanów. Do dyspozycji mamy osiem dróg rozwoju, pierwsza związana z walką: wojna, obrona, łotrostwo i łowy; druga związana z magią: natura, ziemia, duch, burza. Oczywiście, nie wszystkie umiejętności oddane są od razu do naszej dyspozycji. Aby wykupić potężniejsze umiejętności musimy najpierw posiadać te z niższych poziomów, wygląda to identycznie jak znany i lubiany schemat z D2. Nie możemy traktować tego jednak jako zwykłe ściągnięcie z legendarnego przodka Titan Quest. Taki system umiejętności sprawdził się doskonale, o czym świadczy ogromna ilość stron internetowych poświęconych takim, a nie innym ścieżkom rozwoju danego typu bohatera, każda pretendująca do tytułu „złotej formuły” D2. A przecież właśnie to jest dowodem genialności gry, długoletnie uwielbienie fanów.
Mimo tego, że nie mogę posunąć się jednak do stwierdzenia, że TQ będzie miało tak samo długi żywot, jak D2 sądzę, iż produkt Ironlore powalczy troszkę o tytuł następcy rogatego władcy. Wróćmy jednak do mechaniki. Tym, co różni opisywany produkt od jego przodka, jest niejaka otwartość systemu umiejętności. Wraz z rozwojem postaci, możemy wybrać dla niej kolejne dziedziny, w których może się specjalizować. Nie zachodzi więc znana wszystkim sytuacja z D2, gdzie początkowy wybór klasy postaci eliminuje jakąkolwiek możliwość używania umiejętności innych typów. Jeśli więc brniemy przez hordy potworów za pomocą miecza, nic nie stoi na przeszkodzie, aby wspomóc naszego herosa odrobiną magii. Jest to niewątpliwie niezwykle trafny pomysł, udowadniający nam, że nawet dobre i sprawdzone schematy można jeszcze polepszyć. Jestem pewien, że następne hack’n’slashe skopiują ten pomysł z Titan Quest.
Dodatkowym plusem takiego rozwiązania problemu rozwoju postaci jest niesamowita wręcz liczba możliwości kombinacji „skillów”, przez co gracz nie czuje bez przerwy na szyi gorącego oddechu przyszłej odpowiedzialności za podjęty na początku rozgrywki wybór. Co w dalszym stopniu umila rozrywkę to postaci neutralne napotykane w trakcie gry, które z przyjemnością pomogą nam odwrócić błędne decyzje i rozdysponować punkty od początku. Czy to nie jest piękne? Piękne graficznie, klimatyczne Diablo, które nie jest naszym przeciwnikiem, ale raczej sprzymierzeńcem i nie każe nam przeklinać się w duszy za wybór Paladyna, a nie Druida. Oprócz umiejętności, naszą dzielną wojowniczkę, lub wojownika, opisuje pięć współczynników, których wartość możemy podnieść wraz z osiągnięciem kolejnego poziomu doświadczenia: zdrowie, energia, siła, inteligencja i zręczność.
[break/]Przejdźmy teraz do pozostałych kwestii interesujących diablomaniaków najbardziej. System wyposażenia jest identyczny z tym, występującym w zmaganiach z rogatym potworem z piekła. Możemy więc skonfigurować dwa zestawy broni, abyśmy przypadkiem nie stanęli oko w oko ze zbyt szybkim przeciwnikiem dzierżąc we dłoni tylko łuk. Na co można ponarzekać odrobinę, to brak znanego z wielu gier guziczka automatycznie aranżującego wyposażanie w plecaku. Powtarza się więc znany wszystkim moment, gdy plecak jest juz „prawie” wypełniony, a w diabloklonach, jak w życiu, „prawie” robi wielką różnicę. Wracamy więc do wioski i spędzamy kilka dobrych minut na przenoszeniu sztylecików oraz innego typy przedmiotów tak, aby zmieściła się nam jeszcze jedna rzecz, która wypadła z zabitego centaura.
Jeśli zaś chodzi o ilości tzw. „lootu”, Titan Quest zdecydowanie nie zawodzi oczekiwań przeciętnego gracza. Nie można tego samego niestety powiedzieć o ich jakości. Gra ma wyraźne braki w systemie losowania zdobyczy, nawet na bardzo wysokim poziomie może na przykład czekać nas nagroda w postaci marnej dzidy, która nawet na trzecim poziomie byłaby zwykłą wykałaczką. Po tym, jak w D2 z trupa Duriela wypadł mi nędzny kozik, nie myślałem, że mogę być bardziej zirytowany. Myliłem się jednak i Titan Quest był dla mnie prawdziwą lekcją pokory oraz cierpliwości.
Warto jeszcze wspomnieć o trybie gry wieloosobowej, która pozwala 6 graczom stanąć ramię w ramię w walce z siłami zła. Dzięki temu, żywotność gry niewątpliwie się wydłuża. Dodając jeszcze do tego wspomniany już system uzyskiwania umiejętności, multiplayer staje się już nie dodatkiem, ale równowartościową częścią Titan Quest, zapewniając temu produktowi wielu fanów, którzy z przyjemnością poświęcą swoje cenne godziny na radosną sieczkę w Internecie. O prawdziwej popularności gry będziemy mogli przekonać się dopiero za kilka miesięcy, sprawdzając wspomnianych już stron internetowych i ilości wynalezionych „genialnych” schematów bohaterów.
[break/]Jak na razie wydawałoby się, że opowiadam tu o prawdziwym dziele, grze prawie idealnej. I w tym momencie wszyscy fani Diablo powinni przestać czytać ten artykuł i udać się do sklepów. Skieruję teraz moje słowa do tej mniej fanatycznej części ludzkości. Titan Quest zdradza symptomy choroby, na którą cierpiał również jego Wielki Rogaty Ojciec. Przede wszystkim, gra jest niesamowicie powtarzalna i potrzeba bardzo dużo samozaparcia, by przetrwać ponad czterdzieści godzin rozgrywki (bo tyle mniej więcej czasu potrzeba, aby „satysfakcjonująco” przejść tą grę), polegającej na ciągłej walce, zbieraniu łupów, powrotach do wioski, sprzedaniu niepotrzebnego ekwipunku, ponownej walce i tak dalej, i tak dalej.
Oprócz tego nieustannie towarzyszy nam wrażenie, że to wszystko już gdzieś widzieliśmy. Co prawda wtedy oprawa graficzna nie stała na takim poziomie, nie było pełnego środowiska trójwymiarowego, dynamicznego oświetlenia, pięknych cieni przy zachodzącym w świecie gry słońcu i innych cukierków, które przecież nie do końca stanowią o klasie produktu. Fabuła również nie należy do zbyt ambitnych i pozbawiona jest zakrętów jak nieistniejące prawie w Polsce autostrady. A właśnie zwroty akcji sprawiają, że mamy ochotę posiedzieć jeszcze chwilkę przed ekranem, skoro już przez pierwsze godziny rozgrywki zapoznaliśmy się z tym produktem prawie od podszewki. Jeśli zaś chodzi o udźwiękowienie gry, nie można się do niczego przyczepić, muzyka i wszelkie możliwe odgłosy zrealizowane są poprawnie, nic dodać, nic ująć.
Podsumowując, powtórzę się odrobinę. Dla wszystkich maniaków Diablo tytuł ten to po prostu prezent od niebios. Jest tu wszystko, co kochamy w tym gatunku gier, oblane pięknym graficznie sosem, z mnóstwem przedmiotów do zdobycia, setkami stworów do zamordowania za pomocą dziesiątków narzędzi zemsty. Reszta graczy znajdzie tu wiele przyjemnych dla oka elementów, kilkanaście godzin dobrej zabawy, ale gdzieś tak w środku rozgrywki, nudę. Titan Quest miał w zasadzie zadanie tytaniczne, bo przebić Diablo to quest questów. Ale gra omija ten problem, czerpie z genialnego, znanego wszystkim schematu pełnymi garściami bez żadnej pretensji do oryginalności, za to z wielką dozą szacunku dla wielkiego dzieła firmy Blizzard.