Valkyrie Profile 2: Silmeria

Jeśli spytalibyście mnie o to, w jaki sposób ogólnie dzielę dobre gry, bez wahania odpowiedziałbym, że na te, z którymi romans jest dziki, gorący i niezapomniany, oraz na te, w które niby fajnie się gra, ale po poznaniu finału ich opowieści, odkłada się je na półkę i szybko puszcza w niepamięć. Ujmując krócej to nienaturalnie długie zdanie: spośród gier dobrych wyróżniam pozycje „tylko” dobre i takie, do których ktoś dosypał szczyptę tej niedefiniowalnej magii. I pewnie wiecie już, że skoro o tym piszę, to znaczy, iż Valkyrie Profile 2: Silmeria podpinam pod jedno z tych kryteriów, prawdopodobnie drugie.

Redakcja

24.09.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:55

Co mnie tak urzekło w tym tytule? Przypuszczam, że sposób patrzenia małych, skośnych oczu japońskich developerów na historię czysto europejską. Kiedy słyszę te wszystkie dziwne legendy o Odynie, Asgardzie, drzewie życia i Ragnaroku – wojnie wojen, jakoś nie mam przekonania, że jest to materiał na sensowny scenariusz. A jednak. tri-Ace nordycką mitologię zinterpretowało po prostu wyśmienicie, do tego umoczyło ją w sosie własnej produkcji, tworząc potrawę iście królewską. Fabuła, w stosunku do tej z pierwszej odsłony serii, jest bardzo dobra i potrafi z łatwością porwać gracza. Mimo że nie zawiera wielu wątków pobocznych i w założeniu jest dość prosta, to jako prequel oryginału, śledzi się ją z zaciekawieniem i przejęciem. Szczególną zaletą historii zawartej w VP2 jest główna bohaterka, a właściwie dwie główne bohaterki, które dzielą razem jeden korpus.

Młoda księżniczka Dipanu, Alicia, miała tego pecha, że dusza zbuntowanej Walkirii o imieniu Silmeria wybrała sobie właśnie jej ciało do zamieszkania. Przez większość czasu siedzi w nim cichutko, jednak czasami zdarza się jej przemówić. Zdecydowany i nie akceptujący sprzeciwu ton córki Odyna nieco kontrastuje z nieśmiałością oraz dobrotliwością Alicii, toteż dziewczyna jest wytykana palcami i postrzegana jako zwykła wariatka. Odrzucona nawet przez własnego ojca postanawia pomóc swojej – nazwijmy to – współlokatorce w ucieczce przed Odynem (który nagle zażyczył sobie jej powrotu do Asgardu) i przy okazji zapobiegnięciu wojnie między ludźmi a bogami.

Obraz

Klimat tej opowieści podtrzymywany jest przez wykonany z niezwykłym wyczuciem oraz pietyzmem świat, przez który wędruje bohaterka (bohaterki?) wraz ze swoją drużyną. Średniowieczne, przepełnione szczegółami miasteczka, które wyglądają jak żywcem wyjęte z podręcznika do historii, mają tak ogromny „wydech”, że aż nie chce się ich opuszczać. Ja mógłbym cały czas je sobie zwiedzać, obserwować codzienne życie mieszkańców, przechadzać się ciasnymi, brukowanymi uliczkami, chłonąć niesamowitą aurę, która unosi się wokół tych miejsc. Obrazu dopełnia bez przerwy towarzysząca graczowi świadomość, że nad całością czuwają potężni, pradawni bogowie, z których gniewem ludzkość już niedługo się zetrze. Zapewniam, że w mało której grze ma się poczucie spełnienia misji tak wielkiej wagi. Jasne, niby nadal wszystko sprowadza się do ratowania świata, lecz nie przed jakimś szalonym naukowcem, czy dużym, złym mutantem, a przed ostatecznym pojedynkiem z boską armią.

[break/]Sposób przemieszczania się po świecie w Valkyrie Profile 2 nieco różni się od tego znanego z „jedynki”. Przede wszystkim, nie limituje nas czas, jaki mamy na zakończenie danego rozdziału, a to oznacza, że do woli możemy odwiedzać wcześniej odkryte miejscówki, cofać się do starych lochów w celu odszukania reszty skrywających się w nich skarbów, czy aby podlevelować drużynę. Ostrzegam, że w podnoszenie statystyk postaci będziecie musieli włożyć dużo serca, zaangażowania i, co najważniejsze, mnóstwo czasu. Gra jest naprawdę bardzo trudna, o czym boleśnie uświadomi was już po kilku pierwszych godzinach zabawy. Trzeba to powiedzieć wprost – VP2 jest pozycją stricte dla hardkorowców, którzy nie tylko lubią, ale i umieją grać w japońskie erpegi. Żmudne levelowanie to jedno, natomiast drugą kwestią jest tutaj umiejętność odpowiedniego szkolenia postaci i taktyka walki.

Obraz

Pomimo, że pomaga nam nieźle wykonana opcja „help”, to jednak połapanie się w skomplikowanych menusach i do bólu udziwnionym systemie skillowania (żyłowania określonych umiejętności bohaterów) przychodzi stosunkowo późno i na pewno nie łatwo. Sprawa wygląda następująco: by w ogóle uaktywnić możliwość skorzystania z danego skilla, należy odpowiednio wyselekcjonować oraz połączyć przedmioty będące na wyposażeniu postaci. Tutaj strasznie brakuje czegoś na kształt automatycznego doboru ekwipunku – wszystkie jego elementy trzeba manualnie dobierać pod względem określonych symboli i ustawić je w narzucony sposób. Przyznam, że jest to rozwiązanie niezwykle niewygodne i zmuszające do żonglowania wyposażeniem nieco „na czuja”. Gdy w końcu uda się aktywować jakąś umiejętność, należy ją wstawić do tabelki aktualnie używanych i spokojnie czekać, aż wojownik podczas walki wypracuje zdolność korzystania z niej. Uff.

Na szczęście mechanizm starć, choć stosunkowo skomplikowany, jest dobrze wyjaśniony za pomocą klarownego i przejrzystego tutoriala, więc nikt nie powinien mieć problemów z opanowaniem podstawowych zasad walki. Paradoksalnie największe kłopoty będą mieć gracze, którym w pamięci wciąż tkwi system z pierwszego Valkyrie Profile. Tam pojedynki były podzielone na tury, w dodatku odbywały się w dwóch wymiarach. W Silmeria rzecz wygląda dokładnie na odwrót – starcia są dynamiczne i przedstawione w pełnym 3D, co znacznie je urozmaica i wzbogaca o spory akcent taktyczny. Odpowiednie poruszanie się po arenie, zachodzenie wroga od tyłu, podział drużyny na dwa oddziały, czy wreszcie rozsądny dobór kombatantów, są kluczami do sukcesu.

Obraz

W tłuczeniu przeciwników limituje nas specjalny miernik AP (Action Points), który pozwala na jednorazowe wykonanie określonej ilości akcji. Szybki dash w stronę adwersarza, po czym ofensywa każdym z członków ekipy zazwyczaj kosztuje zużycie całego miernika, który następnie trzeba napełnić poprzez wędrowanie po planszy. Wtedy jednak jesteśmy kompletnie bezbronni i wystawieni na kontrę wroga, co może być bardzo nieprzyjemne w skutkach i zmusić nas do podleczenia postaci jakimś czarem bądź eliksirem, ale to oczywiście również kosztuje cenne punkty AP. Należy zatem kombinować i uderzać tak, aby po wykonanym ruchu mieć pole do odnowienia Action Points. Jasne, że brzmi fajnie, łatwo i przyjemnie, jednak niech was nie mylą pozory – ciężko jest dojść do takiej wprawy, aby częściej łoić oponentów, niż być łojonym przez nich.

[break/]Tak jak mówiłem wcześniej – trzeba dużo czasu poświęcić na levelowanie i, uwaga, podnoszenie własnych umiejętności manualnych. Te również się przydają, bowiem tworzenie combosów w Valkyrie Profile 2 wymaga odpowiedniego timingu, wyczucia i precyzji. Niby można na hurra wyprowadzać atak wszystkimi jednocześnie, lecz najwięcej punktów doświadczenia dostajemy za okładanie przeciwnika, gdy ten znajduje się w powietrzu, lub gdy wcześniej zostanie powalony na ziemię. Mało tego – przemyślana ofensywa bardzo często zapewnia nam możliwość odpalenia ataku specjalnego (Soul Crush). Jest to rzecz bardzo przykra i bolesna dla wroga, lecz korzystanie z niej wcale nie przyjdzie wam szybko ani łatwo. W VP na PSX’a niemalże od początku wszystkie postacie miały możliwość zadania super-ataku, natomiast grając w Silmeria, po 15 godzinach zabawy dopiero drugi członek mojej drużyny posiadł tę umiejętność. Nie ma lekko.

Obraz

Aktywowanie ‘specjala’ jest uzależnione od aktualnie dzierżonej przez postać broni. Często umożliwienie wykonania Soul Crusha jest przypłacone innymi właściwościami oręża, na przykład możliwą do wykonania ilością ataków, czy ich siłą. Podczas gry warto szkolić zmaterializowane dusze wojowników, następnie, po osiągnięciu przez nie określonego levelu, wypuszczać je na wolność. Przy odrobinie szczęścia, spotkamy je potem na naszej dalszej drodze i po krótkiej pogawędce otrzymamy jakiś sympatyczny bonus, często w postaci broni, która będzie nam służyć przez długie godziny gry.

Fani „jedynki” zapewne pamiętają jak wyglądała tam sprawa rekrutowania świeżej krwi do drużyny – kiedy Walkiria wyczuła, że na Ziemi umiera wojownik, szybko pojawiała się na miejscu i przygarniała go pod swoją opiekę. Z punktu widzenia gracza oznaczało to ogólne poznanie historii bohatera oraz okoliczności jego śmierci. Nie wszystkie z tych scen były interesujące, niektóre przynudzały i oglądało się je nieco na siłę, lecz nie mogę zaprzeczyć, że były świetną przyprawą do całej historii oraz nadawały jej fajnego, specyficznego klimatu. W drugiej odsłonie serii nie zaciągamy poległych wojaków do służenia boskiej armii, gdyż Silmeria jest upadłą Walkirią i zwyczajnie nie posiada do tego wystarczającej mocy (poza tym w ogóle nie jest to w jej interesie). Może jedynie zmaterializować duszę martwej postaci, a potem ewentualnie zapewnić jej wolność. Bez ceregieli, ckliwych dialogów, czy poznawania życiorysu każdego z osobna. Teraz cała historia kręci się wokół normalnych, żywych osobników, którzy stopniowo dołączają do naszej wesołej ferajny. Nie sposób nie przyznać, iż czyni to całą fabułę bardziej spójną i pozwala w pewien sposób związać się z bohaterami, wokół których się kręci. Co prawda na początku nie byłem przychylny temu rozwiązaniu, gdyż krótkie historie Einherjarów z pierwszego VP bardzo mi się podobały i dzisiaj właśnie z nimi kojarzę tę grę, lecz szybko przekonałem się do nowego sposobu prowadzenia akcji. Patrząc obiektywnie – jest po prostu lepszy.

Obraz

Wierny oryginałowi pozostał za to system eksploracji lochów, który odbywa się w tradycyjnym 2D i wbrew pozorom wypada wprost znakomicie. Alicja może poruszać się jedynie w pionie i poziomie, co samo w sobie byłoby mało porywające gdyby nie fakt, że niewiasta posiada moc strzelania tak zwanymi fotonami. Mogą one chwilowo sparaliżować przeciwnika tworząc zeń coś w rodzaju kryształu – nie tylko pozwala to uniknąć walki, gdy drużyna jest osłabiona (choć nie wszystkie stwory da się potraktować fotonem, co by nam za lekko nie było), ale także nieco zbliża zabawę w stronę platformówki, a czasem nawet gry logicznej. Po dwukrotnym, nazwijmy to, zamrożeniu wroga, bohaterka zamienia się z nim miejscami, toteż nieraz aby dostać się na wyższe kondygnacje terenu trzeba nieźle kombinować z odpowiednim używaniem fotonów. Elementów logicznych, mimo że średnio wyrafinowanych, jest całkiem sporo i nieźle urozmaicają rozgrywkę. Nie męczą, nie sprawiają, że gracz zacina się w pewnym punkcie na kilka godzin, ale jednak zmuszają do główkowania i uruchomienia wyobraźni.

[break/]Przebywanie w lochach dodatkowo ubarwiają kamienie o charakterystycznych właściwościach – seal stones, które mają spory wpływ na otoczenie, naszą drużynę, oraz przeciwników. Gracz może nosić przy sobie tylko jeden kamień, tym samym w określony sposób oddziałując na wrogów. Znając ich słabości można w znaczny sposób ułatwić sobie życie dobierając odpowiednie seal stone’y – jeśli w danym dungeonie oponentów cechuje mała tolerancja na ogień, to powinniśmy poszukać kamienia, który wszystkie „ogniowe” ataki gracza wzmocni na przykład o 50%. Jeśli boss zadaje bardzo wiele ciosów, które jednak zżerają tylko po 100 punktów zdrowia, to najlepiej znaleźć kamień gwarantujący zniwelowanie tak słabych uderzeń. Przedmioty te można swobodnie przekazywać między różnymi miejscówkami, przekładać, zabierać, wymieniać – jednym słowem, zabawy i majstrowania jest z nimi całkiem sporo. Sympatyczna rzecz.

Obraz

Ze względu na to, iż większość gry jest wykonana w dwóch wymiarach, autorzy mogli dopracować i napakować jak największą ilością szczegółów statyczne tła, co faktycznie uczynili. Valkyrie Profile 2, pomimo pewnych ograniczeń i praktycznie zerowej interakcji z otoczeniem, wygląda po prostu cudownie. Nawet nie i tak rewelacyjna strona techniczna grafiki (ostre tekstury, świetnie wykonane i animowane modele postaci, detale…), co fantastyczny design stanowią o jej sile. Pisałem już o tym we wstępie – szczególnie miasta i wszelkie osady prezentują się wprost bajecznie, choć i dungeony potrafią oczarować. Mieniąca się złotem kopalnia, łąka z targanymi wiatrem źdźbłami trawy, czy przeklęty las zalewany strugami deszczu to tylko przykłady pierwsze z brzegu. Dosłownie każda miejscówka, każda najmniejsza lokacja jest tutaj wykonana z tak przesadną dokładnością i z takim smakiem, że aż niekiedy można zwątpić, czy to aby na pewno gra na stareńkie PS2.

Grafice bez mrugnięcia okiem wystawiłbym „dychę”, gdyby nie średnio wyglądające sekwencje walki. Widać, że panowie z tri-Ace zdecydowanie lepiej radzą sobie z dwoma, niż z trzema wymiarami. Areny są dość grubo ciosane i wykonane nieco bez polotu, lecz mimo to poprawnie. A starcia same w sobie, mimo że bardzo efektowne, dynamiczne i na wskroś japońskie (błyski, huki, fajerwerki, samuraje… no dobra, bez samurajów), czasem potrafią przyciąć, co trochę psuje ogólne wrażenie. Jednak nie zmienia to faktu, że VP2 zalicza się do kanonu najpiękniejszych gier na PS2, niezależnie od tego, czy komuś podoba się idea dwuwymiarowości, czy też nie. Silmeria to po prostu uczta dla każdego choć trochę widzącego człowieka. Nie gorzej sprawa ma się z dźwiękiem – muzyka Motoi Sakuraby doskonale buduje i tak silnie zaakcentowany klimat gry, a aktorzy użyczający głosu postaciom spisali się na medal. Każdy choć trochę słyszący człowiek to doceni.

Obraz

Natomiast nie każdy choć trochę umiejący grać człowiek doceni Valkyrie Profile 2. Nie jest to może tytuł niszowy, ale na pewno nie dla laików – jest trudny, skomplikowany, czasochłonny, wymagający cierpliwości i obycia z japońskimi RPGami. Jeśli jednak czujecie się na siłach, to czym prędzej go atakujcie. Takie gry nie ukazują się codziennie. VP2 jest jedną z tych perełek, które stanowią prawdziwą ucztę dla bardziej wymagających graczy. Pewnie, że nie jest to pozycja idealna - ma chory system skillowania i ogólnie jest raczej mało przystępna, ale zapewniam, iż to nie ma znaczenia. Po prostu zbyt dobrze broni się klimatem, systemem walki oraz oprawą, by takie drobnostki mogły przyćmić jej blask. Polecam z całych sił.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)