20 lat komórek. Od minimalizacji do maksymalizacji
Oglądaliście "Oszukać przeznaczenie 5"? Bohaterowie tego filmu nie używali telefonów przed kamerą aż do ostatniej sceny. Finałowy zwrot fabularny wymagał ukrycia przed widzem czasu akcji, a widok dowolnej komórki zepsułby misterny plan.
Telefony komórkowe to prawdopodobnie najdynamiczniej rozwijający się rynek konsumencki na świecie. Nawet laik po spojrzeniu na urządzenie powinien być w stanie bez większych problemów oszacować jego wiek z dokładnością do 3 lat. Dlatego niewiele jest kategorii produktowych, które przez dwie ostatnie dekady zmieniłyby się bardziej.
20 lat temu komórki dopiero trafiały pod strzechy
Skoro już trzymamy się filmowych klimatów, to przypomnijmy, że w roku, w którym dobreprogramy zaczęły swoją działalność, hitem w kinach był "Spider-Man". Jego główny bohater używał…
No dobra, wówczas dostępne były już ciut bardziej zaawansowane sprzęty, ale mimo wszystko ta scena dobrze odzwierciedla trendy z początku wieku. Branża mobilna znajdowała się dopiero w fazie rozwoju, "masz komórkę?" rzucone do nowo poznanej osoby nie było pytaniem retorycznym, więc i widok nastolatka nawiązującego kontakt przez publiczny telefon nikogo nie dziwił.
Wczesny etap rozwoju komórek nie przeszkodził jednak Nokii w wypuszczeniu najpopularniejszego telefonu wszech czasów
Nokia 1100 wylądowała na półkach sklepowych w 2003 roku i dobrze wpisywała się w panujące wówczas trendy. Była to prosta komórka z monochromatycznym ekranem, w której pierwsze skrzypce odgrywały niewielkie gabaryty.
Telefon mierzył raptem 10,6 x 4,6 x 2 cm, co oznacza, że jego front był ponad 2,5 razy mniejszy od tego w iPhonie 14 Pro Max. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Nokia 1100 była tak idealnie wycelowana w potrzeby konsumentów, że przez 6 lat obecności na rynku sprzedała się w zawrotnej liczbie 250 mln egzemplarzy. To zagwarantowało jej miejsce na szczycie najlepiej sprzedających się telefonów komórkowych w historii.
Na początku tysiąclecia rozwój komórek polegał przede wszystkim na odstrzeliwaniu kolejnych kategorii produktowych
Producenci szybko zrozumieli, że telefony komórkowe nie muszą służyć tylko do dzwonienia. Już w latach 90. zaczęły się eksperymenty z bardziej zaawansowanymi rozwiązaniami, ale dopiero mniej więcej w latach 2002-2006 do kieszeni milionów Kowalskich i Smithów zaczęły trafiać technologie doprowadzające do zagłady innych kategorii produktowych.
To właśnie w tym okresie zaczął się gigantyczny bum na komórki z kolorowymi wyświetlaczami, doczepianymi lub wbudowanymi aparatami, odtwarzaczami muzyki czy możliwością instalowania prostych gier i aplikacji. Tym samym zaczęły one wypierać z rynku urządzenia jednofunkcyjne.
Komórka przestała być kojarzona wyłącznie jako urządzenie komunikacyjne, a zaczęła pełnić rolę gadżetu do wszystkiego. Prawdziwy pokaz tego, co można upchnąć w kieszeni, miał jednak dopiero nadejść.
Pora porozmawiać o iPhonie, czyli "telefonie bez klawiatury, którego nikt nie zechce"
"499 dolarów z kontraktem! To najdroższy telefon na świecie, który nie przemawia do klientów biznesowych, ponieważ nie ma klawiatury, co sprawia, że nie jest dobrym urządzeniem do e-maili [...] Lubię naszą strategię, uwielbiam ją [...] W tym momencie sprzedajemy miliony, miliony i miliony telefonów rocznie. Apple sprzedaje zero telefonów rocznie. Za pół roku będą mieli najdroższy telefon jaki kiedykolwiek powstał i zobaczymy... Zobaczymy, jak się potoczy nasza rywalizacja".
Reakcja Steve'a Balmmera - ówczesnego prezesa Microsoftu - na pokaz pierwszego iPhone'a w styczniu 2007 roku przeszła już do historii. Dziś jest to prawdopodobnie najważniejszy produkt w branży mobilnej, ale jego sukces jeszcze kilkanaście lat temu nie dla wszystkich był oczywisty.
Gdybym miał wskazać najważniejsze wydarzenie na rynku mobilnym z ostatnich 20 lat, wskazałbym właśnie na premierę iPhone'a.
Nie był to pierwszy telefon z dotykowym ekranem na świecie. Nie był to nawet pierwszy smartfon na świecie. Dopiero Steve'owi Jobsowi udało się jednak stworzyć produkt, którym interesują się nie tylko biznesmeni, ale i masy. Produkt, który łączy niespotykane dotąd możliwości z niebywałą łatwością obsługi.
Dopiero Android udowodnił jednak, że smartfon może mieć naprawdę każdy
Mainstreamowy potencjał iPhone'a wynikał przede wszystkim z bezkonkurencyjnie przyjaznej obsługi. Od samego początku było to jednak urządzenie drogie, co oczywiście otworzyło pole do działania rywalom. Google nie przespał okazji.
Android - który początkowo rozwijany był jako oprogramowanie dla aparatów fotograficznych - ujrzał światło dzienne w 2008 roku. Stał się systemem mającym być równie przyjaznym w obsłudze jak iOS, ale znacznie bardziej przystępnym.
Własny smartfon z Androidem mógł wypuścić każdy, więc i kupić mógł go każdy. Android stał się oprogramowaniem napędzającym telefony bardzo drogie i bardzo tanie. Duże i małe. Zwyczajne i niecodzienne.
Efekt? Wystarczyły 4 lata, by Android stał się najpopularniejszym systemem operacyjnym na świecie. Zdetronizował nie tylko platformę iOS, ale nieźle prosperujące dotychczas systemy jak BlackBerry OS, Symbian czy mobilny Windows.
Wielu próbowało rywalizować z Androidem i iOS-em, ale nie udało się w zasadzie nikomu
W 2010 roku Microsoft porzucił rozwijaną od 10 lat platformę Windows Mobile na rzecz Windows Phone'a - systemu nowocześniejszego i lepiej dostosowanego do rynkowych realiów. Oprogramowanie nie przetrwało nawet kolejnej dekady, bo po latach wegetacji wsparcie dla niego zostało ostatecznie zakończone w roku 2019.
Nokia w 2011 roku eksperymentowała z oprogramowaniem MeeGo, które zostało uśmiercone jeszcze przed próbą nawiązania walki z konkurencją.
W 2009 roku Samsung pokazał własny system bada OS, który miał być planem B na wypadek, gdyby jego smartfony z Androidem nie odniosły oczekiwanego sukcesu. Jak jednak wiemy, nie było takiej potrzeby, więc ostatnie wydanie pojawiło się raptem 2 lata później.
W 2013 roku kanadyjski gigant wypuścił serię systemów z BlackBerry 10 - całkowicie nową wersją oprogramowania, które miało być godną konkurencją dla Androida i iOS-u. W 2018 platforma trafiła na cmentarz.
A to tylko kilka kropel w morzu bezskutecznych prób przełamania duopolu Google'a i Apple'a.
Przez 20 lat byliśmy świadkami wielu roszad i upadków, ale i debiutów
"Czy ktoś jest w stanie dogonić króla telefonów komókowych?" - pytał w 2007 roku Forbes w swoim artykule na temat potęgi Nokii. Dziś firmy, które sprzedają więcej smartfonów, ciężko wymienić jednym tchem.
Nie jest to bynajmniej jedyny producent komórek, który lata świetności ma już dawno za sobą. Podobny los spotkał przecież m.in. BlackBerry, HTC, LG Siemensa, Ericssona czy Microsoft.
Rynek nie lubi jednak próżni, dlatego na miejsce upadłych graczy pojawiają się nowi. W 2002 roku nie dało się kupić komórki Apple'a, Xiaomi, Huaweia, OPPO, vivo, realme, czy OnePlusa.
Tak, na upadku zachodnich gigantów skorzystali przede wszystkim producenci z Państwa Środka, bo to oni zdominowali w ostatnich latach rynek mobilny.
Zaczęło się od minimalizowania. Skończyło się na maksymalizowaniu
20 lat temu praktycznie wszyscy producenci starali się czynić swoje telefony coraz mniejszymi. W pewnym momencie trend się jednak odwrócił, a teorii na temat przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele.
Od ponad dekady, rozwój smartfonów - wyjąwszy stosowanie coraz wydajniejszych podzespołów czy lepszych aparatów - polega w dużej mierze na zwiększaniu ekranów. Nic nie obrazuje tego lepiej niż porównanie pierwszego flagowca z linii Samsung Galaxy S z najnowszym.
Możemy być pewni, że trend ten prędko się nie zatrzyma. Rozwój składanych czy zwijanych wyświetlaczy sprawia, że na horyzoncie nie widać nawet górnej granicy wielkości ekranu, który można upchnąć w kieszeni.
Publikacja powstała w ramach cyklu z okazji 20-lecia dobrychprogramów. Wszystkie artykuły można znaleźć na stronie poświęconej jubileuszowi.
Miron Nurski, dziennikarz dobrychprogramów