Test słowników offline ENG v2
Dzisiaj powitanie obrazkowe, zdjęcie własne z dworca PKS w Gdańsku:
Stali bywalcy mojego bloga (wszyscy trzej licząc ze mną) pamiętają zapewne mój test słowników offline. Od czasu tamtego wpisu znalazłem kolejne aplikacje tego typu, toteż przyszedł czas na kontynuację.
Flashback
Gwoli przypomnienia: testuję zarówno thesaurusy jak i słowniki działające w trybie offline i dostępne na platformę Linux (a większość też na Windows). Test wykrywalności słów to mój własny wynalazek, jak pokazał pierwszy wpis - dość dobrze spełniający swoją rolę. Lista słów:
1.beckon 2.bouge 3.chasm 4.chisel 5.coup 6.dishevelled 7.gad 8.intertwining 9.linger 10.livid 11.lurch 12.nab 13.oust 14.probe 15.reconcile 16.reprieve 17.savage 18.slurred 19.sprawl 20.tutelary
Wszystkie powyższe słowa znajdują się w bazie serwisu Dictionary.com, więc zgromadzenie listy słów zawierającej je wszystkie jest możliwe.
By the rivers of Babiloo
Ten program zasugerował mi w komentarzach do części pierwszej kamil_w . Tutaj pozdrowienia za fajną rozmowę na Zlocie :) Ale wróćmy do rzeczy.
Standardowo interfejs przypomina początki HTMLa, kiedy strony dzielono na kilka kolumn. Ekran powitalny od razu zaznacza bardzo ciekawą rzecz:
Żeby zainstalować nowy słownik z internetu, zaznacz "Zarządzaj słownikami... i wybierz jeden z Pobierz słowniki
Wow! Wreszcie jakieś user-friendly rozwiązanie dotyczące instalacji słowników! Niestety rzeczywistość to nie utopia i owo magiczne autopobieranie....cóż.....niby działa jak trzeba. Ale ktoś ewidentnie nie pomyślał i tak oto:
1) Żeby zaznaczyć słownik do ściągnięcia na liście TRZEBA użyć klawisza Enter, nie można samą myszą 2) Idiotyzm stulecia - przycisk Accept tylko zamyka okno, a trzeba użyć malutkiej ikonki pod listą
Cieszy za to domyślny katalog zapisu - w katalogu aplikacji, nie robiąc burdelu w /Home. Niestety nadal nie jest to pełna automatyzacja - pobrane słowniki nie są od razu instalowane. Aplikacja zaliczyła zresztą epic faila, bo katalog do którego ma zapisywać ściągnięte słowniki nie powstał, a samych słownikow z autodociągarki nie mogłem znaleźć. W związku z tym wrzuciłem te, które na potrzeby 1 wpisu ściągnąłem do StarDicta.
W efekcie wykrywalność słów to kalka StarDicta, co nie dziwi. Znowu zabrakło dwóch słów. Tutaj wyszła na jaw bardzo ciekawa sprawa. Otóż w komentarzach do części poprzedniej ktoś zarzucił mi piractwo, w sensie ściągania tych słowników. Postanowiłem sprawę zbadać i po jakimś czasie znalazłem taką informację:
The original StarDict project has recently been removed from SourceForge due to copyright infringement reports. Most of the files were lost with the demise of the project. The project has re-emerged here since then, though the legal issues may never have been resolved.
No i weź tu ufaj developerom. Nie chcę od razu rzucać oskarżeń, więc powiedzmy że w związku z tym StarDictowi dochodzi nowa wada w postaci kontrowersji licencyjnych a wybór słowników do Babiloo powinien być ostrożny.
Aplikacja lokuje swoją ikonkę w tacce systemowej i jest z grubsza przetłumaczona na język polski. Nie wiedzieć czemu, część ustawień (Wygląd i Okno Popup) jest....zablokowana.
Mój złociutki!
Nikogo chyba nie zaskoczę pisząc, że w programie GoldenDict znowu mamy typowy układ kolumn. Po lewej indeks słów, po prawej wyjaśnienia. Górna belka programu zawiera szereg nieopisanych ikonek. Genialnym pomysłem jest filtr słowników - możemy jednym kliknięciem włączać je i wyłączać na ikonkach. Poza tym znajdziemy tam tak przydatne przyciski jak Print czy Pronounce Word.
Ogółem interfejs robi dobre wrażenie, aczkolwiek górna belka mogłaby być domyślnie nieco większa. Okno preferencji pozwala ustawić sporo rzeczy ,w tym własne hotkeysy.
Wykrywalność słów to prawdziwa zagadka. Domyślnie po odpaleniu aplikacji zobaczyłem, że samoistnie zaimportowała te dwa pechowe słowniki Longmana i Oxfordu. I tutaj zaskoczenie - wyniki różnią się od StarDicta i Babiloo, a to dokładnie te same słowniki! Niestety dla GoldenDicta, wykrywalność spadła - brakuje już 3 słów.
Po wyłączeniu tych dwóch podejrzanych oraz Sieci (Wikipedia to źródło sieciowe, Wordnet w tym przypadku nie) wykrywalność....wzrosła do 2 brakujących.
Brak języka polskiego (ale jest kilka innych), śliczna ikonka w zasobniku. Dwa tryby wyświetlania definicji. Szału nie ma, ale to naprawdę porządny kawałek kodu.
Wnioski, konkluzje, dyskurs
Całkowicie subiektywna klasyfikacja programów:
1. Artha 2. GoldenDict 3. Babiloo 4. StarDict 5. KThesaurus
Artha króluje za wybitny pomysł z oznaczeniami jak na kartach kolekcjonerskich oraz wykrywalność. Tuż za nią GoldenDict ze względu na dobrą wykrywalność, fajne wybieranie słowników w locie oraz nieco lepsze dopracowanie od Babiloo, który byłby wyżej gdyby nie idiotycznie wykonane instalowanie słowników i brak jakiegokolwiek na starcie. StarDict ze względu na ten bałagan legislacyjny oraz wykrywalność nielepszą od konkurencji wyżej być nie może. KThesaurus to szrot jakich mało, nie odpalajcie bo nie ma po co.
Ciekawskim mogę jeszcze zaoferować LightLang, który wymaga kompilacji i jest BARDZO mocno zrusyfikowany. Na tyle mocno, że nie znając tego języka nie mam po co opisywać tego programu.
Aż dziw bierze że Arthy nadal nie ma w zbiorach DobrychProgramów.
Dziękuję za czytanie i zapraszam do Komentarzy - pierwsza część dostała ich niewiele i naprawdę mocno rozważałem porzucenie drugiej z tego powodu.