Quo vadis? cz.1
21.01.2012 20:59
Przez polski światowy internet właśnie przetacza się potężna burza. Burza która może zadecydować o kształcie internetu w przyszłości. Burza w której ścierają się trzy potężne siły. Z jednej strony wielkie korporacje, przede wszystkim medialne. Z drugiej zwykli szarzy użytkownicy internetu. Firmy, jak można się domyśleć, chcą jednego. Abyśmy płacili. Za wszystko. Najlepiej gdyby płatne było powietrze.
Dlatego dążą wszelkimi środkami do przejęcia pełnej kontroli nad siecią. Tak aby mogły decydować, o każdej informacji jaka do nas dociera, i ile za nią zapłacimy. Tak jak robią to teraz, za pomocą pracy, radia, telewizji itp. Mogą nam wmawiać dowolne kłamstwo powtarzając je, aż stanie się prawdą. Mogą lasować nasze mózgi odmóżdżającą papką. Kreować trendy, mody, potrzeby ludzi. Dlatego internet jaki znamy, sieć w którym każdy może dostarczać informacji i treści, a dowolna osoba może po nie sięgnąć, jest ich największym wrogiem. Ludzie natomiast chcą bronić tego, co gigantycznym wysiłkiem miliardów udało się stworzyć, pierwszego niezależnego od nikogo medium, z którego każdy może korzystać wedle własnego uznania. Jest jeszcze trzecia strona, gorsza moim zdaniem od korporacji, których intencje są jasne i zrozumiałe. Strona, której podstawowym nadrzędnym obowiązkiem jest dbać i walczyć o prawa i swobody ludzi. Strona, która utonęła w morzu hipokryzji i zachłanności. Nasze wspaniałe rządy.
Zachowanie rządzących wielu krajów dobitnie pokazuje czyje interesy tak naprawdę ich obchodzą. Na pierwszy ogień idzie ACTA. W mojej skromnej opinii, sposób przygotowania tej umowy trudno nazwać inaczej jak jawnym zamachem na demokrację i wszystkich obywateli państw, którzy do tego paktu dołączą. Prawo przygotowywane w tajemnicy przed ludźmi, których ma dotyczyć. Już sam ten fakt powinien kosztować głowy wielu ludzi. Polski rząd posunął się jeszcze dalej. Zgodził się na ratyfikowanie tej umowy bez jakichkolwiek konsultacji społecznych (temat oczywiście w mediach przemilczano) i uznał to za swój wielki sukces. Gdyby do takiej sytuacji doszło w XVI‑XVII wieku, to obywatele Rzeczypospolitej, szlachta o której tak wielu mówi jako o zbieraninie warchołów i pijanic; prawdopodobnie rozniosłaby króla i całą jego świtę na szablach...
ACTA jako takie oczywiście szlachetne w zamiarach, jako kolejna umowa dbająca o ochronę praw autorskich, tak naprawdę dba o interesy korporacji medialnych i organizacji hipotetycznie dbających o prawa artystów, w rzeczywistości o charakterze bardziej chyba zbliżonym do mafijnego jak RIAA, czy polski ZAIKS (link1, link2 ). Już teraz wiele serwisów, jak np. youtube czy polski chomik, usuwa treści użytkowników wobec których ktoś zgłosi naruszenie praw autorskich (wystarczy samo niepotwierdzone w żaden sposób zgłoszenie). Z youtuba zginęło tak wiele amatorskich, niekomercyjnych nagrań, tylko dla tego że ktoś gdzieś w tle użył piosenki jakiejś dużej wytwórni. ACTA może doprowadzić do tego, że całe strony będą zamykane w podobny sposób. Ba wystarczy, że na jakimś serwisie znajdzie się link prowadzący do materiałów, które mogą zawierać treści chronione prawem autorskim, by ten serwis zablokować.
W USA okazało się, że ACTA to za mało. Postanowiono dołożyć kolejne cegiełki. Tak powstały projekty ustaw SOPA i PIPA. Ustawy te dają narzędzia organom rządowym pozwalającym na filtrowanie internetu podobnie jak ma to miejsce w chociażby w Chinach. Oczywiście wciąż pod płaszczykiem dbania o prawa autorskie obywateli. W sprzeciwie wobec tych projektów wiele serwisów i portali podjęło protest. Wśród nich pojawiły się takie tuzy jak Wikipedia czy Google (choć gigant z Mountain View święty nie jest, inne formy niszczenia neutralności sieci mu nie przeszkadzają, ale o tym później). Protest pojawił się również oddolnie, sami internauci postanowili dać wyraz swoim poglądom, porzucając firmy które SOPA poparły (link1).
Poparcie dla SOPA/PIPA w amerykańskim senacie po ostatnich wydarzeniach gwałtownie spadło. Jednak zamknięcie serwisu MegaUpload poprzez FBI, które nastąpiło już po protestach, pokazuje że nic nie zmienia to w ogólnych założeniach kontroli internetu poprzez USA. Skutkiem tej akcji nie były już protesty, a ataki ddos wykonane przez grupę "anonimowych" na kilkanaście stron należących do rządu amerykańskiego i przemysłu rozrywkowego. Niestety trudno przypuszczać aby te ataki na dłuższą metę przyniosły jakiś pozytywny skutek. Prędzej zostaną potraktowane na poziomie typowego ataku terrorystycznego.
Jako przyczynek do dalszych restrykcji, a ostatecznie, jeżeli będą się nasilać, do konkretnych działań organizacji takich jak FBI czy CIA. Sprawa MegaUpload nie jest niestety jedynym tego typu przypadkiem. Kilka krajów doprowadziło do blokady Thy Pirate Bay (link ). Pojawiały się również pomysły zablokowania protokołu torrent jako takiego, czy delegalizacji sieci p2p. Można to przyrównać do sytuacji w której nasz kochany rząd zabronił by nam używać noży, bo możemy kogoś nim skrzywdzić.
Szkoda że koncerny medialne i inni dostawcy treści nie próbują obrać innej drogi. W większości nie podejmują próby wykorzystania możliwości jakie dają sieci p2p i podobne, czy ogólnie cyfrowa dystrybucja. Gdy takie próby się pojawiają, to najczęściej są delikatnie skażone ich tradycyjną żądzą kontroli wszystkiego (DRM FTW!), co budzi naturalny sprzeciw klientów. Nikt nie chce, aby sklep w którym kupuje film czy muzykę mówił kiedy gdzie i na czym ma korzystać z zakupionych materiałów. W związku z tym wiele takich inicjatyw okazuje się sromotnymi porażkami. Choć są i takie które odnoszą spektakularne sukcesy, np. Itunes.
Na horyzoncie globalnej sieci zbiera się wiele bardzo ciemnych chmur. Najgorsze jest to, że interesy klasy rządzącej, ludzi których to my wybraliśmy w dobrej wierze i utrzymujemy za nasze pieniądze, wcale nie są zgodne z naszymi. Daleko bliżej im do pełnych chciwości koncernów medialnych, które stać na to aby przeforsować praktycznie każde rozwiązanie, nieważne jak szkodliwe dla przeciętnego użytkowania internetu. nie tą, to inną stroną, nie teraz to za kilka lat. Oni mają czas i musimy być tego świadomi. Już teraz w tych wszystkich działaniach można dopatrzeć się długofalowej strategii. Badania jak zareaguje sieć na podgryzanie jej neutralności i niezależności. Na razie kęsy są małe, ale widać, że plan jest konsekwentny w dłuższym czasie może nas kosztować bardzo wiele. A to wciąż nie wszystko. Są jeszcze dążenia dostawców internetu, o których napiszę w następnym wpisie.