Kiedy Admin przychodzi z wizytą
Posprzątałem wczorajsze skarpetki z podłogi, wytarłem kurze, przetarłem mokrą szmatą podłogi, na stół zarzuciłem nowiusieńki obrus, który swoją śnieżną białością nadał przyzwoitą skromność staremu i sfatygowanemu meblowi.
Z pudełka po sportowych trampkach wyjąłem zawinięte w gazetę rytualne oprzyrządowanie oraz mój najcenniejszy skarb i relikwię świętą: włos z brody RMS, zatopiony w specjalnym tworzywie, nazywanym sztucznym bursztynem. Kopertę z ekologicznego papieru, do której włożyłem banknot o najwyższym dostępnym nominale, położyłem z prawej strony relikwii, która zajmowała miejsce na środku stołu.
Pobiegłem do garderoby, włożyłem świąteczne ubranie czyli flanelową koszulę i lekko przyciasne jeansy a do tego tenisówki. Wróciłem do salonu, wszedłem na krzesło i szmatką z mikrofazy przetarłem oledowy ekran wiszącego na gwózdku eratquemasa, przy okazji sprawdzając czy przy ostatniej kompilacji użyłem odpowiednio koszernej wersji jądra.
Odstawiłem krzesło i rozejrzałem się po salonie. Wszystko przygotowane i zapięte na ostatni guzik. Czy o czymś nie zapomniałem - niczym mały głód dopadł mnie wtedy wielki niepokój - no bo o czym mogłem zapomnieć? W końcu to nie jest moja pierwsza wizytacja duszpasterska. Wtedy przyszło olśnienie - zapomniałem o kredzie!
Pobiegłem do komórki, wyjąłem z niej aluminiową drabinę, do kieszeni włożyłem kredę a potem zatargałem drabinę przed drzwi wejściowe do mojego mieszkania. Wlazłem na drabinę i drukowanymi literami nad drzwiami napisałem kredą: G+N+U 2011. Teraz już naprawdę jestem gotowy na wizytę Mastaha Admina!