Moje sprzętowe, noworoczne postanowienie...
Witam wszystkich po dłuższej przerwie "nieuprawiania swojego poletka". Dzisiaj opowieść o moim noworocznym postanowieniu sprzętowym.
Nasz pacjent
Jak zawsze po nowym roku, zrobiłem sobie postanowienia. Jednym z nich było... przywócenie do życia mojego komputera stacjonarnego. Dane pacjenta:
- płyta główna MSI socket 754 (2xIDE/2xSATA/AGP/5xPCI),
- AMD Sempron 2800+ 1,6 GHz,
- 512 MB RAM,
- dysk twardy WD Blue 1TB SATA - system i soft,
- dysk twardy Samsung 1TB SATA - magazyn danych,
- Palit Radeon 9800 PRO 256 MB RAM AGP,
- 2x kontroler PCI USB 2.0,
- 1x kontroler PCI FireWire,
- nagrywarka DVD Samsung
- jakaś tam czarno-szara obudowa standard ATX
- zasilacz take.me 350W.
"A cio się stiało?"
Powodem problemu były typowe zjawiska przyrody w postaci baardzo dużej burzy. Zwykle jak jestem w domu, po prostu odłączam główny wyłącznik prądu instalacji domowej, ale traf chciał, że byłem w mieście... Mam co prawda przy stacjonarkach filtry ale strzeżonego Pan Bóg strzeże... Piorun strzelił... Stało się...
Wróciłem z miasta. Wypiłem herbatkę... i komp nie startuje. Jakoś w tamtym okresie nie miałem weny do naprawy sprzętu więc tylko wyjąłem dyski i podłączyłem je na drugim moim sprzęcie, znacznie słabszym ale jarym (Duron 750@810 MHz, 784 MB RAM, dysk Maxtor 20 GB + 2 dyski z danymi).
O dziwo dysk WD startuje, ale nie można nic odczytać - partycje zniknęły. Drugi, Samsung, martwy. Ech... Odłożyłem dyski na półeczkę aby mi nerwy przeszły. Co, z róźnych przyczyn, zajęło mi ponad pół roku ;)
Jak postanowienie to postanowienie
Tydzień temu wziąłem byka za rogi. Odkurzyłem zestaw (kto by pomyślał, że obudowa to idelany domek dla myszy! a jakie piękne kaka robią! i w jakiej ilości!), zdezynfekowałem denaturatem wewnątrz obudowę i zacząłem testy.
Po sprawdzeniu całości, okazało się, że... zasilacz jest usmażony. Fakt, take.me jest na czarnej liście zasilaczy, więc można było się tego spodziewać. Pytanie co z resztą? Na moje szczęście cała reszta działała, zwyjątkiem kości ramu. 512 mega ddr‑a produkcji GoodRam-a poszło do nieba.
Jestem typem chomika, niejednym na blogach DP, więc coś tam się znalazło z części. Między innymi kość 1 GB GoodRam i zasilacz Modecom Feel 500W. Tak, wiem, też jest na "czarnej liście" ale cóź, kasy chwilowo brak i powędrował do obudowy.
Podłączyłem tylko dysk WD i sprawdziłem, czy system ruszy. Nie ruszył. No cóż, pora przeprosić się z Linuxem. SystemRescueCD to cudowna dystrybucja, a ja z niej potrzebowałem TestDisk'a. Na całe moje szczęście "poleciała" tylko tabela partycji. Dane miałem całe, uff. Kilka kliknięć, trochę czekania i system ładnie wstał.
Gorzej z Samsungiem. Martwy, nawet talerzami nie kręci, pewnie elekronika albo napęd uszkodzone. A na odzyskiwanie mnie nie stać... Nic, niech leży. Cel osiągnięty... może kiedyś się nim zajmę...
Lepsze wrogiem dobrego...
Skoro mój stary/nowy komputer działał, mogłem "zwolnić ze służby" poczciwego Durona. Przeniosłem wszystkie trzy dyski (Maxtor 20GB, WD Blue 500GB, WD Green 250 GB) do naprawionego zestawu, poustawiałem mastery/slavey i zadowolony odpaliłem. W teorii... System nie wstaje... Nawet płyta nie ruszyła...
Fajnie, znowu padł! Co się mogło stać? Odłączyłem molexy w dyskach i cud. Ruszył. Dziwne. Czyżby zasilacz? Jeden dysk na SATA, trzy dyski na ATA + DVD na ATA. Niby nieduże obciążenie.... Do tego molex dla Radeona jak zawsze. Zasilacz niby 500W, dałem za niego z rok temu 150 zł. Za słaby?
Za słaby. Po odłączeniu najmniejszego dysku system wstaje poprawnie. Cóż, przyjdzie się pogodzić z jednym dyskiem mniej. Może to i lepiej - na Duron-ku zainstaluje sobie Debiana.
Natomiast co do systemu, to mam "stary dobry" Windows XP SP3. Należało by go zmienić. Ale waham się pomiędzy Windows 7 32@64 bit czy Debianem.
Grunt to wytrwałość
Ta stara prawda jest wiecznie żywa. Zwłaszcza w przypadku informatyka. Swoje postanowienie spełniłem, sprzęt chodzi. A zasilacz take.me naprawiłem (kondensatory były do wymiany) - przyda się do nowych projektów, zwłaszcza, że kumpel mi dwa kompletne kompy podrzucił za free - dla niego to staroć. Ale o tym napiszę kiedy indziej...