Dziesięć lat z Linuksem... a porzuciłem go dla Maka
23.04.2017 | aktual.: 28.04.2017 09:02
GNU/Linux jest świetnym systemem, którego używałem przez ostatnią dekadę, choć znam go znacznie dłużej (zaczęło się od Corel Linux). Niemniej w 2007 roku, postanowiłem uczynić z pingwinka główny system. Początkowo zafascynowany Knoppixem, wybrałem jednakże Ubuntu 7.10 Gutsy Gibbon. Świetnie jeśli chodzi o Linuksa, wspominam wydanie Ubuntu 8.04 Hardy Heron, które na moim komputerze było tak stabilne, że po roku od wydania zastanawiałem się, co Canonical chce poprawiać przez następne 2 lata (kiedyś wydania LTS, posiadały trzyletni okres wsparcia). Niezadowolony jednak z polityki Canonicala, przeszedłem później na Debiana, openSUSE, aby ostatecznie wybrać w 2009r dystrybucję Fedora, wtedy w wersji 12. Owa dystrybucja zachwyciła mnie na tyle, że do dziś jej używam - to moje finalne distro. W międzyczasie używałem Linuksa w pracy, a zazwyczaj było to Ubuntu, którego instalowałem czasami w zastępstwie Fedory. Tym sposobem właśnie, upłynęło mi z Pingwinem ostatnie 10 lat :‑)
Aby być sprawiedliwym, trzeba naprawdę przyznać – w toku tych lat, Linux zrobił gigantyczny postęp. Obsługa była wygodna już w 2007 roku, kiedy przeszedłem na system fruwającego nielota, jednak dziś jest jeszcze lepiej. Przyzwyczaiłem się do pingwinka na tyle, że był dla mnie wyborem oczywistym, choć nigdy nie mogłem odkleić się ostatecznie od Windows (nie da się ukryć, że producenci oprogramowania dla firm, uparcie trzymają się Okien). Mój problemem jeśli chodzi o świat GNU i Linusa Torvaldsa na desktopie jest taki, że nie patrzę przez różowe okulary. Parokrotnie naraziłem się na polskich forach linuksowych, ponieważ potrafiłem mówić rzeczowo i z sensem, co mnie drażni w tym systemie. Nie udawałem, że wszystko jest miłe, fajne, łatwe i przyjemne. Mimo całej sympatii - czasem brakuje pakietów z aplikacją, bywają niekompatybilne, trzeba szukać repozytoriów trzecich, utworzyć gdzieś symlinka, a niektóre aplikacje czy gry spoza repozytoriów...wywalają błąd na starcie (czegoś brakuje / coś jest nie tak etc). Akceptowałem owe rzeczy, ale czasami było to po prostu...niewygodne. Spójrzcie z mojej perspektywy – jesteście przedsiębiorcą z napiętym terminarzem, wychodzicie wczesnym rankiem, wracacie około godziny 21, trzeba zrobić jeszcze to i owo, a tymczasem serwer Apache odmawia katalogu www na /home, aplikacja od CAD‑a wymaga symlinka, a gra wyrzuca błąd na starcie. Urok używania systemów na pakietach rpm był taki, że czasami paczki rpm z programem…po prostu nie było. Oczywiście istnieją społecznościowe repozytoria (Fedora COPR), ale np. Brackets był przeterminowany, a na oficjalnej stronie wisiała paczka deb, którą trzeba rozbroić i dodać symlinki, lub przerobić na rpm. Kalkulowałem to jednak w kontekście niedogodności, które posiada każdy system. Była to rzecz normalna, tolerowana, jednak czasem uwierała. Mimo wszystko jednak, byłem zadowolony z Linuksa :‑)
Pomimo całej sympatii do Pingwinka, który jest świetnym systemem – naturalną drogą ewolucji dla mnie, jako linuksiarza, było dążenie do świata Apple. Powtarzałem zawsze, że chciałbym Maka ponieważ „jest daleko od Windows, blisko do Linuksa, ale posiada świetne zaplecze oprogramowania”. Miałem styczność z Macintoshem Classic, Quadrami, a także którymś z Power Macintoshy. Było to bardzo dawno, lecz owe doświadczenia utrwaliły w mej głowie dobry wizerunek. Przejście z Linuksa na Maka - zmarginalizuje potrzebę Windows, zyskam dostęp do pakietów pokroju Final Cut Pro X, a także natywnych aplikacji dla Maka. Od słów do czynów - postanowiłem wykorzystać okazję, sprawdzić konto bankowe...i wybrałem się na zakupy. Padło na MacBooka Pro z 2016 roku, ekran 13" – model bez Touch Bar, ponieważ nie potrzebuję tego ficzera.
Ogólnie macOS jako system – działa bardzo szybko, jest reponsywny, wygląda sympatycznie, zastrzeżeń do designu nie mam. Nie powiem jednak, że to system idealny – widziałem już czarny ekran o konieczności restartu, bo coś wybuchło :‑) Czego by jednak nie mówić, dla mnie to wygodny OS. W pewnym sensie odetchnąłem, jeśli chodzi o programy. Na Linuksie do montażu wideo miałem KDEnLive, który miewał swoje humory, czasem dość ostre. Myślałem często o zakupie Lightworksa, jednak pokręcony sposób aktywacji, skutecznie mnie zniechęcił (najlepiej zainstalować i nie ruszać, w tym zmieniać komputer). Korzystając z Maka...cóż, od ręki dostałem iMovie, choć nie omieszkałem zakupić Final Cut Pro. Moja biblioteka gier na Steam, również powiększyła się w stosunku do Linuksa. Dostępnych jest multum programów, które mają wersję dla macOS. Naprawdę wielką wygodą jest wejść na www danego programu, pobrać plik dmg i zainstalować paroma klikami. Nabywając lustrzankę Canona, producent wydał swój program na Windows i Maka. Podobnie do mojego PS Vita, również mogę korzystać z oficjalnego klienta od Sony, zamiast społecznościowego QCMA (wybawienie na Linuksie, inaczej byłoby ciężko). Ogólnie nie muszę wreszcie przerabiać paczek deb na rpm, tworzyć własnych paczek z plików spec, myśleć o symlinkach jeśli trzeba, a także kombinować. Dodatkowo mój stary laptop, którego zastąpił niedawno MacBook Pro, od Linuksowego kernela 3.10...zaczął być gorzej obsługiwany. Zamiast lepiej było gorzej, a na bugzillach nie widzieli w tym problemu. Dlatego stawianie dystrybucji na nowo, rozpoczynam od przywrócenia kontroli podświetlania matrycy, bo inaczej nie działa. Odpalając programy spoza repozytoriów, zaczynam często od zobaczenia w konsoli co muszę zrobić, aby ten program odpalić. Czy krytykuję właśnie Linuksa? Oczywiście, że nie – przywykłem do tego i uznaję za naturalną rzecz. Niemniej dopiero na komputerze Apple zobaczyłem, że hej…to naprawdę wygodny sprzęt. Drobne niedogodności na Linuksie, tutaj wydają się abstrakcją.
Przejście na ekosystem Apple sprawiło również, że nie potrzebuję już Windows tak bardzo, jak bywało to dawniej. Wrzuciłem system Microsoftu do VirtualBox i służy już wyłącznie, do oprogramowania InsERT. Nawet Wine jest mniej potrzebny, ponieważ zaplecze programów na Maka, po prostu jest większe. Bycie przedsiębiorcą z Makiem, też jest nieco łatwiejsze niż na Linuksie.
Przyznam szczerze, że publikując ten wpis, mam pewne obawy. Wiecie jednak, że nie jestem hejterem, a Linuksa używam od 10 lat. Powiem więcej - kupując Maka nie czułem żadnej magii Apple, moje życie nie stało się lepsze, nie jestem bardziej kreatywny niż wcześniej. Niemniej spędzenie czasu z MacBookiem pozwoliło mi, aby wyrobić sobie pewną opinię. Otóż Linux i macOS, swoimi koncepcjami są dość blisko. Jedyne czego Pingwinowi trzeba, to większego wsparcia producentów. Wtedy używanie Linuksa, nie będzie się różnić od jabłka (serio). A skoro nie będzie widać różnicy, to po co przepłacać ;‑)
Spis mojego blogowania: klik
grafiki: extremetech, philcrisp1