RETRO-zjarany — czyli jak to z kolekcjonowaniem jest
04.08.2018 | aktual.: 04.08.2018 09:28
Witam po długiej przerwie i z miejsca przepraszam za bierne podejście do wpisów jak i aktywności. Ale jak to w życiu… najpierw obowiązki a później przyjemności. Tym bardziej nie do końca wiem od czego dzisiaj zacząć, a właściwie od której strony pierwej ugryźć dzisiejszy temat.
Kilka aspektów bycia kolekcjonerem, czyli ahhh te wspomnienia…
Dla każdego kolekcjonera, zdobywanie coraz to kolejnych egzemplarzy czy to konsol, czy gier jest zajęciem niezwykle ekscytującym i przyjemnym. Tym bardziej jeśli udaje się zdobyć obiekt marzeń i gorącego pożądania z czasów dzieciństwa. Wybujała wyobraźnia podsycana barwnymi okładkami i opisami nowoczesnych (ówcześnie) technologii, potrafiła jedynie bardziej rozpalić ogień pożądania. Tak… wiem jak to napisałem J … ale czy nie tak to działało?! Dzisiaj jesteśmy już przesyceni możliwościami i efektami graficznymi stosowanymi w grach. Wręcz trudno nas zaskoczyć, stąd producenci prześcigają się w wymyślaniu coraz to nowych gadgetów z nadzieją że zrewolucjonizują rynek. Kiedyś było diametralnie inaczej. Brak dostępu do takich dobrodziejstw, oraz zaporowe ceny sprawiały że w latach dziewięćdziesiątych mało kto wiedział o konsolach takich jak NES, czy Atari 2600 inaczej zwany Juniorem. Nie było tak łatwo dostępnego Internetu, więc podstawowym źródłem informacji były jeśli nie raczkujące czasopisma o tematyce powiedzmy IT, oraz kolorowe reklamy z katalogów i zachodnich czasopism. Dla przykładu zamieszczam zdjęcia z Niemieckiego magazynu sprzedażowego OTTO z 1993 roku.
Był to przynajmniej dla mnie pierwszy magazyn w którym widziałem pierwsze wzmianki o jakichkolwiek innych konsolach czy komputerach, poza obecnymi u nas „Pegasusem” i „Konsolą Rambo”.., tylko jak wyjaśnić wartość takiego sentymentu, komuś kto urodził się w domu już z Internetem.
Kolejnym aspektem który dodatkowo działał na wyobraźnie niewątpliwie były rozmowy czy przechwałki kolegów, którzy skądś albo posiadali, albo grali na coraz to innym sprzęcie. Jak również ogrywane tytuły dodatkowo były analizowane na niespotykaną dzisiaj skalę. Nie uważam aby dzisiejsza młodzież potrafiła to w pełni teraz zrozumieć, a tym bardziej docenić. Frajdę potrafiły sprawiać godziny spędzane na grach typu „Scorched Earth”, jeśli ktoś miał w domu PC.
Z perspektywy czasu i obecnego pojęcia kultowych gier „Quake”, czy „Wolfenstein 3D” to naprawdę był rarytas, i pierwsze „GTA” nie mogę tu pominąć. Trudno mi jednak samemu wczuć się należycie w czasy odrobinę wcześniejsze, czyli za królowania Amigi, Commodore czy Atari, i tych godzinach spędzonych na wyczekiwaniu, aż się gra wczyta po godzinie, za entym razem z kasety.
I teraz powstaje pytanie… któż miał by dzisiaj czas i cierpliwość aby spędzić wieczór przy plątaninie kabli, migoczącym monitorze i kaprysach starych komputerów, chcących lub nie coś uruchomić. Nie zapominajmy też, że były to czasy gdzie interfejsu graficznego OS’u albo nie było, albo był bardzo skąpy. Czy jednak ktoś na to wtedy zwracał uwagę, jak na problem?
Wróćmy jednak do meritum. Patrząc z boku na powyższe wspominki, niewątpliwie ta część historii była udziałem określonej grupy młodych ludzi, którzy najczęściej słowo „wakacje”, dzisiaj kojarzą z czymś innym niż 2 miesiące laby od szkoły. Można by rzec, że w porównaniu do innych dziedzin życia, gdzie ten proces już dawno nastąpił, doszło tutaj do sytuacji gdzie stykają się ze sobą przynajmniej dwa, jeśli nie trzy pokolenia pasjonatów konsol, komputerów i gier. Gdzie pierwsze pokolenie było prekursorem, nie mającym swojego wzoru do naśladowania, a może bardziej nie mającym już przetartych szlaków.
Niewątpliwie wśród nas na pewno chodzą tacy, dla których „Bajtek” był źródłem nowości, a pierwsza przepisana gra czymś na miarę wynalezienia koła. Jednakże chciałem tutaj zauważyć, iż uboga ilość materiałów do przerobienia, akcesoriów do zdobycia (jeśli to zestawić z obecnymi realiami, gdzie trudno przetworzyć nawet ułamek dostępnych danych tematycznych), wcale nie zniechęcała nikogo do rozwoju zainteresowań. Z wielu takich zapaleńców wyłonili się prawdziwi hobbyści, i kolekcjonerzy.
Ludzie którzy są w stanie o jednym temacie prawić dzień, noc całą, a i jeszcze wracać do początku dyskusji przedstawiając całość z innej perspektywy, tak jak by temat zdawał się nie mieć końca. Oczywiście dla większość z nas pierwsze wybory co do kierunku kariery, również uwarunkowane były takimi właśnie zauroczeniami.
Jakiś czas temu na blogu DP kolega Krogulec opisał Marcina zbierającego i ratującego od zapomnienia nasze rodzime wynalazki. Prawdę mówiąc posłużyłem się tutaj konkretnym przykładem, jednakże nie tylko o takich kolekcjonerach chciałem napisać. Cofając się zatem o krok w tył by zobaczyć szersze spektrum, wyciągnąć można jeden wniosek.
…Stara miłość nie rdzewieje !
A co za tym idzie, najczęściej jako kolekcjonerzy realizują się ludzie, którzy z sentymentem spoglądają wstecz, a niejednokrotnie nie są w stanie przypomnieć sobie nazwiska pierwszej dziewczyny, ale za to pierwszą grę w życiu w którą grali, już tak. (Nie czarujmy się … to w olbrzymiej większości faceci! ) Oczywiście nie chciał bym nikogo zaszufladkować, jednakże mocno zaokrąglając tak to wygląda. W sumie też nie dawno (rok, może dwa temu) redaktorzy CD Action skrobnęli artykuł na temat docelowej grupy odbiorców, gdzie coraz trudniej poprawnie sprofilować artykuł tak by dobrze trafiał do szerszego grona czytelników. Pomijając ostatnie, zmierzam do tego że pragnienie zebrania kolekcji, nie biorą się znikąd. U jednych pojawia się taka idea, gdy orientują się że posiadają już w swoich zbiorach coś, co sprawia im niezwykłą frajdę i chętnie nie tylko wspominają, ale i wracają do ulubionych gier i maszyn. Innych natomiast motywuje nadarzająca się okazja, na kupno czegoś w wyjątkowej cenie. Łączy ich jednak jedno… ponadprzeciętna wiedza w temacie, którą wciąż rozwijają.
Wiadomo że nie jestem w stanie w pełni sprofilować tej grupy, bo nie da się od tak wrzucić do worka wszystkich na raz, a każdy przypadek może być zupełnie indywidualny. Jednakże nie chciał bym się i na tym wątku w tym momencie skupiać, aczkolwiek jest on istotny z perspektywy tego do czego zmierzam.
Zakańczając ten przydługawy wstęp chciał bym nakreślić problemy, z którymi każdy miłośnik retro może się najczęściej spotkać, podczas kolekcjonowania, jak i przechowywania swoich elektro skarbów. Kwestia ta moim zdaniem jest dość istotna i nim ktokolwiek zdecyduje się na taką zabawę, powinien sobie również odpowiedzieć na analogiczne pytania.
- Kwestia pierwsza: KOSZTY
No i tutaj bywa różnie. Oczywiście wszystko zależy od strategii działania, czy jest się aktywnym kolekcjonerem z grubym portfelem, łowcą okazji, a może po prostu graczem. Są tacy, którzy za upragniony tytuł są gotowi zapłacić po kilka tysięcy złotych, o ile jest to jakaś perełka, unikat.
..Inna sprawa, czy zabawa dotyczy poszukiwania wszystkich sprzętów, czy ma się określone preferencje dla konkretnych generacji. Jedno jest pewne. Abstrahując od super okazji, które rzadko, ale się zdarzają, niemal każdy stanie przed dylematem. Posiadając 99 tytułów na daną konsolę, a widząc to na czym niezwykle mu zależy… czy przepłacić, czy się wstrzymać ( a to jako ostatnie konwulsje trzeźwego myślenia :P ).
- Kwestia druga: STAN TECHNICZNY
Niestety ten akapit, jest jednym z najczęściej zasmucających każdego, kto faktycznie dba o konsole i rozumie kaprysy zakupów używanego sprzętu i gier. Pozwolę sobie też ten rozdział rozdzielić, gdyż inną kwestią jest kupowanie, inną przechowywanie, a inną eksploatacja. Więc jeśli chodzi o kupno używanych konsol, to niestety bywa różnie. Są tacy którzy starają się wyciągnąć maksimum ze sprzętu nie dbając o niego przy okazji, następnie szukają jelenia żerując na sentymencie i stwarzając pozory nierozeznania. Niemal jak w sentencji … „Niemiec płakał jak sprzedawał.” I w obecnych czasach jakże bolesne przypadki przegrzania sprzętu, czy spalenia jakiegoś układu są normą.
Osobiście uważam, że nie tyczy się to w takim samym stopniu wszystkich generacji konsol, bo i technologie się zmieniają. Choć procesory przyśpieszają, grafiki generują foto-realistyczne obrazy, a dyski pozwalają na przechowywanie terabajtów danych, to jednak trwałość nowego sprzętu jest dużo gorsza niż konsol starszej generacji. Śmiem wysnuć teorię, że przyszłość retro, konsol obecnych generacji może stać pod dużym znakiem zapytania, owszem dostęp do używanych tytułów może być powszechny, ale czy będą to nośniki nadal w pełni wartościowe?. Być może skrobnę kiedyś wpis na temat nośników gier, oraz tego jaki miały wpływ na rynek, jak i na same firmy, jednakże od razu mogę powiedzieć, że mimo wszystko trwałość kartridży, porównując do kaset audio i płyt jest znacząco większa. Uważam też, że ten stan rzeczy się już nie zmieni. Firmy wydające coraz to nowsze konsole i gry, nie będą chciały ulepszać tych technologii, gdyż jest to działanie wpływające na ich niekorzyść. Tutaj podstawowy cel marketingu, najważniejsza jest sprzedaż, a nie późniejsza eksploatacja produktu, choć doraźne działania mają za zadanie sprawiać wrażenie dbania o klienta. Całe działania marketingowo promocyjne splatają się właśnie w punkcie sprzedaży i na nim kończą. Zatem rynek wtórny jest nie tyle złem koniecznym, z perspektywy producentów, co kulą u nogi i konsekwencją wcześniejszych ścieżek dystrybucji. Na marginesie podkreślę tylko fakt rysujących się płyt CD, oraz pogarszający się odczyt z upływem czasu. (Na całe szczęście płyty tłoczone profesjonalnie są pod tym względem dużo lepsze niż te wypalane przez nas i nasze domowe nagrywarki).
Prócz samych nośników gier, mamy również ogrom osprzętu który czymś zasilić trzeba. Z czasem jednak wydajność baterii i akumulatorów spada, a zapomniane i rozładowane mogą się wylać uszkadzając urządzenie. Sprawa wydaje się niby banalna, ale jeśli ktoś ma więcej konsol, doskonale zrozumie problem. Inna sprawa że nie mówimy tylko o okresowym podładowaniu, a przechowywaniu przez kilka lat, w dobie kontrolerów bezprzewodowych jest się o co bać. Dla tego tutaj delikatny ukłon w stronę tych producentów, którzy zastosowali możliwość zasilania akumulatorkami AA, lub AAA, które łatwo zastąpić i przede wszystkim wyciągnąć.
- Kwestia trzecia: AKCESORIA i CZĘŚCI ZAMIENNE
Nie piszę o dziełach sztuki jakimi są obrazy, czy rzeźby, które raz postawione, położone lub zawieszone mogą sobie spokojnie leżeć i ot cały ich urok. Konsole i gry jako ogół są sprzętami elektronicznymi mającymi konkretną funkcjonalność, bez której są zbieraczami kurzu. Nawet kolekcjonerzy ich nie kupują aby tylko leżały, tym bardziej ze świadomością że któraś jest uszkodzona bez możliwości naprawy. (oczywiście są wyjątki od reguły, w postaci unikatowych egzemplarzy, czy sprzętu na części, ale raczej nigdy nie jest to zakup pierwszego modelu danej konsoli do kolekcji). Zatem z upływem czasu możliwości rozbudowy, czy przede wszystkim możliwości naprawy wykładniczo maleją. I z tym każdy się musi liczyć.
Prawdę mówiąc, z delikatną nadzieją patrzę na znienawidzony przez korporacje rynek chiński, który przy braku wsparcia od producentów sprzętu czasami oferuje tańszą, o ile nie jedyną alternatywę części zamiennych. Nie możemy zapomnieć zresztą że Atari, Commodore, o ile jeszcze istnieją, to już na pewno nie poprzez utrzymanie się firmy od początku działalności, a przez wskrzeszanie marki. Są też i takie, o których już zapewne nie usłyszymy nigdy. W przypadku Segi, od czasów ich ostatniej konsoli jaką był Dreamcast, firma zajęła się jedynie licencjonowanie produktów czy tworzenie gier, ale póki co nie ma nawet iskry nadziei na konsolowego następcę.
- Kwestia czwarta: PRZECHOWYWANIE
Z czasem każdy kto z dumą rozpulchnia swoje zbiory zaczyna myśleć o odpowiednim wyeksponowaniu swoich zdobyczy, jako zaszczytne miejsce w regale, czy przygotowana wcześniej półeczka z podświetleniem. Jeśli ma ktoś 2 lub 3 konsole to raczej nie jest problem, ale jeśli posiada się już więcej niż 10 konsol (co wcale nie jest jakimś wyczynem), to zaczyna się robić ciasno. Tym bardziej jeśli wliczamy do aranżacji gry na różnych nośnikach. Samo wyeksponowanie i przechowywanie to owszem problem jeśli się ma małe mieszkanko, ale przecież nie po to się zbiera by tylko leżało, więc liczy się również dostępność. I teraz coś wspaniałego na deser, co jest powodem do prawdziwej dumy dla „grających ” fair…, czy ktoś widział kogokolwiek chwalącego się pirackimi wersjami gier? :P
Oczywiście płyty CD, DVD, kasety LP, Dyskietki magnetyczne wymagają innego podejścia do przechowywania, wystawione na niekorzystne czynniki takie jak wilgoć, światło słoneczne, czy silne pole magnetyczne może skutkować utratą możliwości uruchomienia czegokolwiek z nośnika. Jeśli chodzi o zakup używek, to jak ze świecą szukać ofert od osób które te problemy nie tylko rozumieją, ale i działanie powyższych czynników starają się zniwelować.
Pozostałe problemy związane z przechowywaniem opisałem wspominając o bateriach.
- Kwestia piąta: KOMPATYBILNOŚĆ WSTECZNA
HA!!!... Nie zawsze się o tym mówi, ale niewątpliwie jest to problem dla kolekcjonerów. Załóżmy że ktoś zbierał swoje gierki od bardzo dawna, oczywiście wszystko w ładnych pudełkach, na dobrze zachowanych nośnikach. I do uruchomienia ulubionej gierki zmuszony jest przechowywać, lub zdobyć nie tyle sprzęt co system operacyjny na którym ulubiona pozycja da się uruchomić. Jeśli głębiej drążyć temat rozumiem te ataki które zaraz na mnie spadną, że podejście z kompatybilnością to ograniczenia dla OS’a i jego rozwoju etc…, jednakże kiedy jakiś stary sprzęt pada, na przykład karta graficzna to czasami niemal niemożliwe się wydaje zdobycie tego samego modelu by sterowniki nadal działały o ile nowe są dostępne do kompatybilnego zamiennika… a co jeśli to procesor lub płyta główna? Z kolei nie jest to ciekawa perspektywa mając oryginalną wersję gry co chwilę kupować jej odświeżoną kompatybilną wersję. Tym bardziej że cykl życia systemu operacyjnego z roku na rok się skraca. Wielka chwała i plus dla braku tego problemu przy konsolach :D
- Kwestia szósta: WADY STAREGO SPRZĘTU
Oczywiście tego podpunktu nie można pominąć. Jeśli ktoś liczy na super świetną zabawę przy każdym sprzęcie, który weźmie w swoje ręce, może się sromotnie przeliczyć. Zbieranie konsol bez rozumienia tematu, a tym bardziej próby przeżywania historii każdego egzemplarza zgodnie z okresem, w którym został wydany, może mijać się z celem. Im starsza technologia tym więcej kaprysów. Zacznijmy od dobrego telewizora, czy monitora. Tutaj już zaczynają się schody, gdyż technologia CRT odchodzi w zapomnienie, a jednym z głównych sposobów podpinania najstarszych konsol było złącze RF, którego w niektórych telewizorach już próżno szukać. Monitory z wejściem TTL‑RGB to zresztą antyki, a i kolejna rzecz do przechowywania. Jakość sygnału z powyższych jest kwestią nie napawającą optymizmem, z którą co niektórzy starają się dzisiaj radzić przy pomocy cudów techniki, jak upscalery i tym podobne. Poza tym akcesoria pozwalające odczytać stare nośniki danych jak stacje dyskietek i kaset z czasem szwankują, oczywiście są sposoby alternatywne na wczytywanie danych, nie zapominajmy jednak że chyba najtrafniejszym tutaj określeniem będzie stwierdzenie …Nostalgia słono kosztuje.
Epilog
Myślę że nie wyczerpałem tematu retrokłopotów całkowicie, i każdy na pewno dysponuje własnym subiektywnym spojrzeniem na temat. Oczywiście że są emulatory, jednak te nie zawsze oddają prawdziwy klimat. Niewątpliwie potrafią więcej aniżeli oryginalny sprzęt, eliminując wspomniane niedogodności i są poniekąd Happy Endem mojego wpisu. Nie mniej jednak, jeśli tak zebrać te wszystkie podpunkty razem, czasami w życiu każdego kolekcjonera pojawiają się wątpliwości co dalej… A to miejsca brakuje, a to coś się zepsuło i wydaje się że nie opłaca się naprawiać, albo akcesoriów nie ma… lub co gorsza żona się kłóci że potrzebuje miejsca, a jakieś stare złomy zagracają salon. Opcji takowych dylematów jest sporo. Możliwy jest również wariant wypalenia, zorientowania się że dwie drogi: bycia pasjonatem i ilość czasu dostępnego na własne pasje (w tym granie), nie idą już w parze i co gorsza nie wiadomo czy ten stan się zmieni. O to w sumie nie trudno. Tym bardziej jeśli zwykły rachunek matematyczny podpowiada że już z pewnością nie zagramy nawet w połowę posiadanych tytułów, nie mówiąc o ich przejściu, nawet gdybyśmy mieli godzinę dziennie na ten cel przeznaczony. W dorosłym życiu o takową godzinę coraz trudniej. Zatem co niektórzy sprzedają własne egzemplarze z mniejszym lub większym rozrzewnieniem, i z nadzieją że nowy nabywca sprzęt poszanuje i być może poczuje choć cień ekscytacji którą On, pierwszy właściciel przeżywał pierwszy raz uruchamiając konsolę.