Recenzja Kingdom Come: Deliverance — najlepszy, rozbudowany symulator średniowiecznego rycerza!
O pierwszych wzmiankach na temat tego tytułu można było usłyszeć podczas głośnej kampanii zbiórkowej w serwisie Kickstarter w 2014 roku, w którym to otrzymaliśmy pierwsze informacje dotyczące tworzącej się produkcji. Studio odpowiedzialne za grę to Warhorse Studios, którego członkowie pracowali przy takich grach jak Mafia lub Original War. Podjęli oni decyzję o stworzeniu od podstaw, bardzo rozbudowanego symulatora średniowiecznego rycerza, który mógłby spokojnie konkurować z takimi sławami jak Wiedźmin 3 lub Skyrim. To wszystko miało zostać osadzone w historycznych ramach czasowych, pozbawionych czarów, magii oraz mistycznych stworzeń. Jak to wyszło? No cóż ... cudownie!
O trudach zostania godnym rycerskiego mienia
Mało kto mógłby się spodziewać tak udanej zbiórki na grę i prawie czterokrotnie zebranej, wymaganej kwoty. Mimo że przed studiem postawiono bardzo wygórowane wymagania, to z przecieku na przeciek, wyciekały bardzo konkretne i rzetelne informacje. Na kilka dni przed premierą, Ci którzy otrzymali zaszczytną możliwość przetestowania gry, opisywali ją jako fenomenalny symulator życia w średniowiecznej europie. Po dość nagłośnionej premierze i ja postanowiłem sprawdzić czy tytułowa gra, godna jest tak wysokiego miana.
Fabuła kampanii fabularnej rozgrywa się Europie Środkowej na początku XV wieku, dokładnie w 1403 roku. W grze wcielamy się w syna miejscowego kowala, imieniem Henryk. Na początku naszej przygody poznajemy mechanikę rządzącą się światem oraz odkrywamy w jakże pięknym i majestatycznym miejscu dzieje się główna ścieżka fabularna. Po kilku pierwszych zadaniach, uczestniczymy w brutalnym ataku wrogich wojsk na rodzinną wioskę. Nasza rodzina zostaje wyrżnięta w pień a my poprzysięgamy wypełnić ostatnią wolę ojca i zemścić się na oprawcach tak strasznej rzezi.
Nie mogąc się pogodzić ze śmiercią najbliższych, ruszamy na szlak w poszukiwaniu oprawców. Po drodze zostajemy wplątani w szalę intryg politycznych oraz otrzymujemy możliwość zostania pełnoprawnym rycerzem, w imię króla oczywiście. Wybory które czekają na nas, będą kształtować całokształt gry, więc musimy dobierać je z pewną rozwagą. Świat gry jest ogromny i niczym pusta kartka, z ogromnymi możliwościami do zapełnienia. Czekają na nas powtarzalne misje zarobkowe, zadania poboczne oraz misje fabularne.
Tylko od nas zależeć będzie w którą stronę ruszymy i z kim zawiążemy sojusz. Gdyż walka w pojedynkę bez celu przy duszy to niechybna śmierć dla parobka bez pana.
Mąkę w młynie, mielić trzeba
Pierwszym wrażeniem z jakim spotkałem się w pierwszych godzinach zabawy było porównanie Kingdom Come do istniejących już produkcji. Gdybym miał dokonać takiego określenia, powiedziałbym że znajduje się on jakoś między grą Oblivion a trzecim Wiedźminem. Rozgrywka została przedstawiona z widoku pierwszoosobowego, ukazując nam piękno średniowiecznego świata w każdym możliwym elemencie. Nasza postać potrafi chodzić, biegać, skakać i wdawać się w interakcję z każdym możliwym, napotkanym elementem w świecie.
Do tego wszystkiego dochodzą pewne elementy statystyk nad którymi cały czas musimy sprawować pieczę ... tak, kłaniają sie w tym momencie elementy gier surviwalowych. Mam na myśli pożywienie, dbanie o leczenie ran a nawet o dobre wyspanie się postaci. Każdy z w/w czynników w dużym stopniu wpływa na postać i jej możliwości podczas wykonywania zadań oraz prostych czynności. To co najbardziej przypadło mi do gustu to całkowite zrezygnowanie z poziomów doświadczenia i zdobywanych punktów za wykonywanie zadań. Tym razem musimy nacieszyć się z dobrego słowa potrzebujących oraz kilku miedziaków na podstawowe potrzeby. Kraj jest biedny, na chleb zawsze za mało.
Postać możemy podrasować na wiele sposobów, ale najprostsze jest ciągłe doskonalenie w praktyce. Mechanika ta jest dobrze znana choćby osobom grającym w pierwsze odsłony serii Dungeon Siege, gdzie podnosząc statystyki mogliśmy właśnie poprzez nieustanne wykonywanie danej czynności. Jeśli chcemy zostać mówcą, wyciągać od innych informacje oraz zdobywać ciekawostki, należy dużo rozmawiać, chcemy być silniejsi - dużo walczyć i pracować. Możliwości jest wiele, a w ostatecznym rozrachunku pomogą nam one przetrwać w tym, jakże ciężkim świecie.
Z mopem na zbrojnego!
W grze postawiono duży nacisk na potyczki. Są one nieodzownym elementem rozgrywki, ale charakteryzują się wysokim stopniem trudności. Entuzjaści machania mieczykiem na prawo i lewo, nie mają tu racji bytu gdyż giną jako pierwsi. Prawdziwy rycerz musi wyznawać kilka zasad - nigdy nie atakować frontalnie, cały czas dbać o czyste plecy oraz jeżeli walczy, to zawsze na śmierć i życie. Walka w zwarciu nie wybacza, jeżeli zostaniemy zaatakowani z własnej głupoty to mała jest szansa że przeciwnik nam ot tak po prostu wybaczy. W wielu sytuacjach trzeba ratować się ucieczką, ale i to nie pomoże gdy zaczniemy się wykrwawiać ...
Walka jest nieco podobna do systemu gard i ataków, znanego choćby z zeszłorocznego For Honor ze stajni Ubisoftu. Z tą różnicą że mechanika ta została bardzo rozbudowana. Do naszej dyspozycji mamy aż 5 punktów ataku, obronę a do tego uniki, gardy i zasłonę tarczą. To od naszego stylu rozgrywki zależeć będzie jaką bronią zaczniemy się posługiwać i czy zainwestujemy w lekkie czy ciężkie opancerzenie. Na początku przygody postanowiłem stworzyć postać ciężko zbrojną. W rezultacie mało co widziałem przez stalową szyłbicę a moje zamaszyste ataki dwuręcznym mieczem, zabierały spore ilości wytrzymałości. Natomiast w przypadku lekkiego wdzianka liczyć mogłem na niesamowitą zręczność, ale niestety kosztem siły ataków i obrażeń. Dla wygody należy tworzyć postać będącą i lekko, i ciężko opancerzoną.
Podczas gry otrzymamy masę możliwości treningu oraz realnej walki z wrogiem, a nie będą to tylko misje poboczne. Gdy zostaniemy pełnoprawnym rycerzem, uczestniczyć będziemy w historycznych oblężeniach oraz atakach na wrogie armie. Podczas takich właśnie zatarczek, możliwe będzie podreperowanie swojego ekwipunku, poprzez użytkowanie lepszej broni lub zbroi. Do naszej dyspozycji oddano aż 16 rodzajów ubioru. Każdy z nich wpływa na statystyki naszej postaci, także w znaczeniu negatywnym. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by taki ekwipunek sprytnie ukraść lub stworzyć samemu poprzez wbudowane w system gry, rzemiosło.
Ni to z buta? Koniem tam!
Fani przechodzenia na własnych nogach całych lokacji, zapewne ucieszy fakt pojawienia się dużych ilości zwierzyny dzikiej na terenach księstwa i niesławnych grup rabunkowych. Tak. Miłośnicy cudownych wędrówek będą mięli od początku pod górkę, gdyż przechodzenie tak ogromnej mapy jest po prostu głupie, tym bardziej że w Kingdom Come liczy się czas. Możemy co prawda skorzystać z systemu szybkiej podróży, ale przez przypadek możemy napatoczyć się na patrol obywatelski lub wygłodniałe, dzikie zwierze.
Czas gry biegnie nieubłaganie, ale jest o wiele przyjemniejszy dla nas samych. W ciągu dnia możemy zająć się zadaniami codziennymi, wspomóc mieszkańców lub nieco podreperować stan naszej sakiewki. Jednocześnie dbać musimy o naszą postać, jej zdrowie oraz stosunki z niewiastami ... wróć! Chciałem napisać mieszkańcami. Gdyż to właśnie Oni, widząc nasze dokonania, mogą zdradzić nam wiele przydatnych sekretów - od lokalizacji ostrego miecza po tajemnicze miejsce. Otwierając ekran postaci, otrzymujemy dostęp do odkrytych przez nas terenów, karty postaci, ekwipunku oraz zadań aktywnych. Tych lokalizację możemy zaznaczyć na mapie, lecz dojechać już do nich to inna sprawa.
W tych czasach nie było za dużo mostów - więc przeprawa na drugą stronę rzeki stanie się niemożliwa gdy wody za dużo, koń płochliwy a my ciężką zbroję na sobie nosić musimy. Czasami trzeba wybierać, a potem już coraz częściej. Co ciekawe - możemy również wpłynąć na statystyki naszego rumaka, kupując i dla niego ekwipunek.
Wieś, jak makiem zasiał
Świat przedstawiony w produkcji, charakteryzuje się ogromem elementów średniowiecznych, w tym architektury - także tej dopiero powstającej. Górują tu domy drewniane, choć i kamienne konstrukcje zaczną cieszyć nasze oczy. Gdy udamy się do pierwszego miasta, możemy być nieco zdziwieni rozmachem twórców. Co prawda nie uświadczymy tu bajkowych scenerii jak w Toussaint (Wiedźmin 3), ale miasta są pełne detali i ciągle zajętych mieszkańców. Znajdziemy w nich wiele unikalnych dla tej epoki budynków oraz przedmiotów codziennego użytku. A to wszystko zasługa fenomenalnego silnika graficznego - CryEngine 3.
Prócz interakcji z mieszkańcami, możliwe będzie również wybranie się w bardziej dziksze rejony. Ja na początku swej przygody trafiłem na las pełen zwierzyny. Pomyślałem więc że fajnie będzie wykonać zadanie w którym miałbym zdobyć skórę dzika. Po udanym polowaniu i zdobyciu i mięsa i skóry, zostałem złapany na gorącym uczynku przez leśniczego i strażnika tych ziem. Mogłem wymigać się poprzez walkę, ale wiedziałem że nie mam szans z przeciwnikami tego kalibru. Musiałem oddać zdobycz i zapłacić daninę. Za to dowiedziałem się co nieco o władcy tych ziem i otrzymałem ciekawe zadanie detektywistyczne.
Jeśli miałbym ponarzekać na produkcję to tylko w dwóch wymiarach - wydajności i odbiorcy. Podczas zabawy nie uświadczyłem dużej ilości spadków płynności czy wypełzania błędów na prawo i lewo, choć w produkcji znajdziemy kilka nieprzyjemnych sytuacji. Mam na myśli zabugowane krzaki, niewidzialne ściany, lewitujący łucznicy i tym podobne. Na szczęście produkcja jest wciąż bardzo świeża a producenci zobowiązali się jak najszybciej wydać łatki naprawiające te błędy. Druga sprawa to odbiorca. Kingdom Come: Deliverance nie jest grą dla każdego. Osoby które zatraciły głowę w szybkich grach postawionych na akcję, tu zaczną się po prostu nudzić i żądać zwrotu gotówki. To jest tytuł dla wytrwałych. Dla osób chcących zdobywać cel małymi kroczkami, przy okazji doskonaląc swe unikalne umiejętności.
W imię króla!
Do tej pory spędziłem w Kingdom Come: Deliverance ponad 26 godzin. Widzę że do zakończenia zadania głównego zostało mi jeszcze trochę czasu, ale nie narzekam gdyż wiem że pozostanie mi jeszcze sporo zadań pobocznych do odkrycia. Mimo początkowej niechęci zagrania w ten tytuł, wmawiając sobie że to nie jest produkcja dla mnie, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony już po kilku minutach spędzonych w świecie gry. Graficznie może nie onieśmiela jak we wspomnianej już wiele razy produkcji, ale obraz w zupełności zadowala. Otwarty świat oraz ogromna ilość zadań i możliwości do wykonania, początkowo potrafią przytłoczyć swym animuszem, ale im dalej zajdziemy tym pewniej będziemy kroczyć po tej (czystej od smogu) ziemi. Polecam grę jako produkcję obowiązkową dla graczy zafascynowanych średniowieczną historią oraz dla wielbicieli wielce otwartych terenów, surviwalu oraz zapierających w piersiach widoków. ^^
Grę na potrzeby recenzji otrzymałem od platformy GOG.com Polecam!