Skandale, reklamy i Facebook
29.05.2013 20:44
Pozwolę sobie dzisiaj odnieść się do wpisu Wystarczyło postraszyć reklamodawców: na Facebooku nie będzie już możn... opublikowanego na głównej stronie portalu przez eimi'iego. Zachęcam też lektury wspomnianego wpisu.
W sporym skrócie chodzi w nim o to, że feministkom nie podobają się żarty dotyczące przemocy wobec kobiet przekazywane w różnych formach za pomocą Facebooka, i wszelkimi dostępnymi środkami, robiąc z igły widły dopięły swego zmuszając FB do usunięcia wielu stron zawierających dla jednych "mowę nienawiści", dla innych "niewinne kawały". Warto zadać sobie w tym miejscu ważne pytania: Gdzie kończy się granica żartu i dobrego smaku? Czy ze wszystkiego wypada żartować?
Od razu po przeczytaniu tego wpisu, przypomniało mi się pewne wydarzenie. 7.12.2012 roku Jacintha Saldanha popełniła samobójstwo. Była ona pielęgniarką, która trzy dni wcześniej, padła ofiarą żartu, kiedy australijscy dziennikarze radiowi zadzwonili do londyńskiego szpitala im. króla Edwarda VII i podszyli się pod królową Elżbietę II i księcia Karola. Saldanha odebrała telefon, po czym przekazała go koleżance, która opowiedziała o stanie zdrowia księżnej Cambridge.
Prowadzący Michael Christian i Mel Greig zostali zawieszeni, Australian Communications and Media Authority (ACMA), odpowiednik polskiej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, przeprowadziła w sprawie tego dowcipu śledztwo w związku z ewentualnym naruszeniem zasad przyznawania koncesji i regulacji obowiązujących radia komercyjne, sprawą zajęli się nawet brytyjscy politycy, wybuchł skandal, a sami dziennikarze ze łzami w oczach publicznie przyznali, że żałują tego, co zrobili i przepraszali. Reklamodawcy albo zbojkotowali stację, albo zagrozili, że to zrobią, nikt nie chciał mieć z tym nic wspólnego, nikt nie chciał być kojarzony z samą stacją. Dla rozgłośni utrzymującej się z emitowania reklam, to kiepskie prognozy na przyszłość. Pod presją mediów i opinii publicznej właściciel stacji 2DayFM, sam zdecydował o zawieszeniu na niespełna tydzień emisji reklam na antenie radia. Żeby poprawić trochę wizerunek ogłosił też, że dochody z przywróconych reklam przekazane zostaną na specjalny fundusz na rzecz rodziny pielęgniarki (miało to być minimum 500 tys. dolarów australijskich).
Teraz mamy podobną sytuację, chodzi o żarty, są zamieszani w to reklamodawcy, zamiast radia mamy portal społecznościowy. Teraz wypada sobie zadać kolejne pytania: Co mogą wygrać, a co mają do stracenia reklamodawcy w przypadku wybuchu skandalu? Która firma chce być kojarzony z przemocą wobec kobiet?
Oczywiście nic dziwnego, że reklamodawcy reagują, zamiast tracić, poprawiają sobie wizerunek. Zresztą dziwi mnie, że podejmują działania dopiero teraz. Ponad rok temu zakończono zbieranie podpisów (obecnie jest ich ponad 200 tyś.) pod petycją Demand Facebook Remove Pages That Promote Sexual Violence. W której FB został oskarżony o promowanie "kultury gwałtu" po tym, jak odmówił usunięcia stron żartujących o napaściach na tle seksualnym. Teraz FB zmienia swoją politykę, nie ma w tym moim zdaniem nic dziwnego, w końcu żyje z reklam, upierając się przy swoim może tylko stracić.