FantAsia: GV18 Aplus Smart Watch Phone, czyli telefon w zegarku może się przydać
Długo zastanawiałem się, czy jest mi potrzebny tzw. smartwatch. Z jednej strony bardzo przyzwyczaiłem się do tradycyjnego zegarka, który noszę na przegubie dłoni już od kilku ładnych lat, a z drugiej częściej godzinę sprawdzałem ostatnio już po prostu na telefonie. Rozwiązanie pociągało mnie jako nowoczesny cyferblat, ale gdyby jeszcze dało się z tego np. dzwonić… Niedawno podczas codziennego przeglądania bogatej oferty sklepu Gearbest (w wolnej chwili polecam pooglądać tu czasem produkty z ciekawości, nawet jeśli nie macie zamiaru nic kupować), w oko wpadło mi sprzęt o dźwięcznej nazwie GV18 Aplus Smart Watch Phone. Zamówiłem go wraz z innymi rzeczami, które już też od dawna chodziły mi po głowie. Absolutnie nie nastawiałem się na żaden hit, bo pułap cenowy 32‑36 dolarów za sztukę zapowiadał po prostu zabawkę. Tymczasem bardzo pozytywnie się zaskoczyłem.
(Przed)wstępne rozeznanie
Zanim dotarła do mnie przesyłka, zdążyłem już przeczytać pół Internetu i zaznajomić się z możliwościami podręcznego urządzenia. To było wstępem do właśnie miłych rozczarowań. Nabywcy często narzekali na ogólną jakość modelu, małą baterię oraz słabo działające menu systemowe. Samo orzechowe pudełko z najzwyklejszego kartonu zdecydowanie nie powaliło wyglądem. W środku ładnie upchnięto niemniej zegarkofon (telegarek?), kabelek microUSB do ładowania, krótką instrukcję obsługi plus akumulatorek. Tutaj zaskoczenie numer jeden, bo również w specyfikacji produktu na tyle opakowania jak byk widnieje pojemność 450 mAh, a tymczasem dostałem 550 mAh. Przy jego wkładaniu nie zgadzały się ponadto szczegóły na zdejmowanej klapce, pod którą są podzespoły. Zamiast śrubki do odkręcenia, jest tylko mały bolec. Wbrew filmikom w sieci, całość ściąga się bez użycia dodatkowych narzędzi, po prostu odpowiednio podważając plecki. One też ładnie wskakują potem na swe miejsce. Zapewne od czasu pojawienia się na rynku, produkt doczekał się nowej wersji i taką właśnie teraz mam.
Taką, czyli taką:
- CPU: MTK6260A 533 MHz
- Ekran: 1,5 cala, 240x240 TFT
- Pamięć: 128 MB + 64 MB (ROM)
- Kamerka: 0,3 MP
- System: wygląda na zminiaturyzowanego Androida
- Bateria: 550 mAh
- Inne: slot na kartę micro SIM, Bluetooth, NFC, przyśpieszeniomierz, obsługa micro-SD do 32 GB
- Częstotliwości: GSM 2/3/5/8 (850/900/1800/1900)
- Wymiary (sam zegarek): 60 x 40 x 13 milimetrów
Trzymając w ręku zegarek, przypomniały mi się czasy wczesnej podstawówki, kiedy to nosiłem elektroniczny hit dekady z kalkulatorem i rządkami malutkich przycisków. Zapinało się go na gumową bransoletkę niemal identyczną, jak ta od tego Aplusa. Większa różnica to moduł NFC w jednym z pasków. Gadżet waży 65 gramów i ogólnie jest dosyć duży, ale całkiem fajnie prezentuje się na ręku. Na ekraniku standardowo dostaje się od razu folię ochronną, nad nim widać oczko kamerki umieszczonej na końcu małego tunelu. Niestety takie zakombinowanie uniemożliwia robienie zdjęć w słońcu, z uwagi na odbicia, o czym jednak później. Wbrew logice użytkownika telefonu, mikrofon jest w dziurce koło kamerki na górze, a głośniczek na dole. Warto o tym rozłożeniu pamiętać, by potem odpowiednio zwracać się do zegarka i odbiorca mógł słyszeć nas wyraźnie. Na lewym boku jest port ładowania micro USB oraz włącznik/wyłącznik, działający także jako przycisk wstecz w menu. Tyle z oględzin. Sam zegarek jest w głównej części metalowy, w stalowym kolorze. Do kupienia są dwie wersje kolorystyczne, różniące się paskiem: biała i opisywana czarna.
Po włączeniu, oczom użytkownika ukazuje się jedna z trzech dostępnych tarcz zegarka, cyfrowa lub któraś z dwóch w stylu analogowym, ze wskazówkami. Przełącza się między nimi puknięciem. Maźnięcie palcem po ekranie przenosi do menu. Wszystko działa zaskakująco sprawnie. Nie ma problemu z szybkim przewijaniem pozycji, nawet przy najbardziej kolorowej skórce (mamy kilka do wyboru, ostatecznie pozostałem przy klasycznej czarno-białej). Grubym paluchem trafia się w mniejsze opcje zazwyczaj za pierwszym razem. Jest język polski, ale nie do końca poprawnie przetłumaczono poszczególne nazwy, więc postawiłem jednak na angielski. Ogólnie to taki kafelkowy mini-Android, włącznie z maciupeńka klawiaturą do pisania wiadomości (mamy tryb wszystkich literek, literki pod cyframi, czyli jak w klasycznych telefonach z przyciskami lub np. pilotach TV, plus powolne rozpoznawanie pisma odręcznego), a także między innymi ściąganym z góry paskiem powiadomień. Niestety nie można obsługiwać zegarka plastikowym rysikiem, choć da się przeciągać palcem po literkach aż do wybrania pożądanej. Wtedy puszczamy ekran.
To nie takie głupie
Powątpiewałem w użyteczność produktu, lecz okazuje się, że GV18 spisuje się w wielu przypadkach, a w końcu staje się przydatnym towarzyszem życia. Kwestia sparowania zegarka z użyciem Bluetooth z używanym na co dzień Androidowym telefonem to całkiem jasna sprawa. Po zainstalowaniu odpowiedniej aplikacji (Aplus wyświetla kod obrazkowy, którego zeskanowanie daje link do jej pobrania), uzyskujemy na nadgarstku dostęp do kontaktów, historii połączeń czy wiadomości SMS ze smartfona w kieszeni lub tam plecaku. Gdy ktoś dzwoni, na zegarku pojawi się numer plus zestaw opcji standardowych dla połączeń (odbierz, rozłącz, głośność itd.). Wszelkie powiadomienia także są wyświetlane, a jakie konkretnie to już zależy od nas i konfiguracji programiku towarzyszącego. Ciekawa bonusowa opcja to możliwość kontroli aparatu w telefonie głównym. Przy sparowaniu urządzeń BT, da się zdalnie wywoływać aplikację aparatu, robić zdjęcia i potem ją zamykać, z podglądem sceny na zegarku. Malutkim oraz spowolnionym, niemniej poczujecie się trochę niczym James Bond. Jeśli włożycie kartę micro SIM, wtedy zegarek stanie się już niezależnym telefonem. Nawet sprawdza się w aucie. Normalnie gada się do ręki, chociaż faktycznie wygląda to dosyć głupio w tłumie - pewnie poszukacie gdzieś po szufladach słuchawki Bluetooth. Tutaj należy zaznaczyć, że po wrzuceniu na kartę pamięci ulubionej muzyki (filmy przy okazji też da się puszczać, tylko po co na takim małym ekraniku?), urządzenie zamienia się nam w przenośny odtwarzacz. BT, bo nie ma wejścia na wtyk jack.
Co jeszcze użytecznego oferuje urządzenie? Wygra melodyjkę, gdy utraci połączenie BT z telefonem, co reklamowane jest jako funkcja wymierzona w złodziejów smartfonów. Może też zmusić telefon po BT do odezwania się, co z kolei jest opcją dla tych, którzy nigdy nie pamiętają, gdzie kładą smartfona po powrocie z pracy do domu. Dorzucono krokomierz, sprawdzający się całkiem nieźle (błąd pomiaru przeważnie na poziomie około 10 kroków), który pokazuje też m.in. spalone na spacerze kalorie. Monitor snu to śmieszna ciekawostka, bo po 8 godzinach ciągłego budzenia się i przekręcania z boku na bok oznajmił mi, że się wyspałem... Dla pracoholików jest przypominanie o robieniu sobie przerw np. od komputera w określonych odstępach czasowych. Do tego dochodzi budzik, czas na świecie, kalendarz, kalkulator, rejestrator dźwięków, menadżer plików, a nawet przeglądarka internetowa, choć ta uparcie nie chce coś wczytywać stron. Nie należy zapominać, że zegarek robi zdjęcia (w maksymalnej rozdzielczości 640x480 pikseli) i potrafi kręcić filmy wielkości znaczka pocztowego (320x240, 5 kl/s). Od biedy, kamerka przydaje się do robienia awaryjnych zdjęć w cieniu. W słońcu światło odbija się od szybki ochronnej oraz stalowego tuneliku, na którego końcu umieszczono aparat, a tym samym pojawiają się strasznie uciążliwe przejaśnienia.
Mówcie do ręki
Nie możemy mówić o produkcie idealnym, jednak w cenie na poziomie tych nieco ponad 30 dolarów dostaje się zegarek, telefon z NFC (obsługa oparta na współpracy z modułem BT), całkiem niezły zestaw głośnomówiący, osobistego asystenta i nawet poniekąd trenera, odtwarzacz muzyki, a na dodatek dyktafon, aparat fotograficzny plus mini kamerkę cyfrową, z opcją zdalnego wyzwalania spustu migawki w smartfonie. Akumulator ładuje się około 2 godziny i pozwala na używanie Aplusa przez całe cztery dni na średnim ustawieniu jasności ekranu, z kartą SIM w środku i przy aktywnym module Bluetooth. Rzecz jasna normalnie ekran jest zawsze wyłączony, do czasu aż nie aktywujemy go przyciskiem z boku, tak samo zresztą jak jest w smartfonach. W sumie przydałby się moduł GPS, aby np. móc zlokalizować się na mapie, co by było sensowne nie tylko przy joggingu, no ale też zjadało baterię dużo szybciej. GV18 nie jest także wodoodporny, jednak mało kto z zegarkiem elektronicznym idzie pływać na basen. Zdecydowanie bardziej zabrakło mi opcji wgrywania własnych zegarów graficznych czy dzwonków, lecz powoli modelem zainteresowali się wielbiciele modyfikacji softu, więc z nadzieją patrzę w przyszłość. Ogólnie, taki sprzęt to zaskakująco fajna rzecz.