Google+ umiera i przechodzi do historii: firma nie wymaga tworzenia kont w sieci
Od początku pojawiania się serwisu społecznościowego Google+, zbierał on bardzo różne oceny. Część internautów znalazła tam idealne miejsce dla siebie, często o wiele wygodniejsze niż w sieciach konkurencyjnych. Inni z kolei wieszczyli usłudze katastrofę. Wiele osób narzekało na to, że tworząc konto Google konieczne były zarazem utworzenie konta w sieci: numerki szły w górę, co nie przekładało się wcale na aktywnych użytkowników. Firma postanowiła skończyć z tym wymogiem, jest to zarazem wyraźny sygnał, że usługa mogła już zostać spisana na straty i właśnie jesteśmy świadkami jej powolnego umierania.
Pewnym jest, że sieć, która zadebiutowała trzy lata temu, napsuła niektórym użytkownikom Internetu wiele nerwów. Wszystko za sprawą bardzo nachalnych reklam i podejścia firmy do tej usługi. Google+ było wpychane wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe: użytkownicy otrzymywali wiadomości e-mail, przy tworzeniu kont zakładane były automatycznie profile w sieci, a z czasem nawet komentarze na YouTube zostały z nią całkowicie zintegrowane. Czy to wszystko dało jakieś rezultaty? Co prawda ilość użytkowników jest spora, ale nie przekłada się to na ich aktywność. W sieci wciąż brakuje podstron wielu znanych firm i marek, które mogłyby ich przyciągnąć, ale nic nie wskazuje na to, aby nagle się tam pojawiły. Po stronie korporacji widać natomiast trend do wycofywania się z własnej usługi.
Od jakiegoś czasu można zaobserwować niepokojące zmiany. Pierwszą z nich było odejście w kwietniu szefa projektu, Vica Gundotra. Co prawda zmiany kadrowe to rzecz normalna, ale nie można o tym mówić, gdy według plotek większość programistów pracujących nad daną usługą jest przekierowywana do zupełnie innych projektów. Następstwa tych decyzji były lawinowe i jednoznaczne: najpierw firma zdecydowała się na usunięcie danych profili Google+ z wyników swojej wyszukiwarki. Pierwotnie miały one służyć promocji zarówno autorów, jak i samej sieci. Funkcję usunięto nie podając konkretnej przyczyny i tłumacząc się wsparciem dla urządzeń mobilnych. Trudno zgodzić się z takimi tłumaczeniami w przypadku firmy, która ma olbrzymie doświadczenie w budowaniu różnych usług i która stanowi pewien filar Internetu.
W lipcu korporacja zrezygnowała z wymogu podawania prawdziwego imienia i nazwiska na Google+ i serwisie YouTube. Odeszła tym samym od swoich wcześniejszych założeń dotyczących uporządkowania i nastawienia na komunikację bardziej personalną, powracając do rozwiązania bardziej anonimowego. Ostatnie informacje sprzed ponad miesiąca dotyczą planów rozdzielenia od usługi funkcji Zdjęcia. Jest ona sukcesywnie rozbudowywana i ma zajmować w portfolio firmy coraz ważniejsze miejsce. Wszystkie te zmiany pokazują, że w planach przedsiębiorstwa najwidoczniej nie ma już miejsca dla sieci Google+.
A co z aplikacją na Androida? Wiele wskazywało na to, że jej rozwój oznacza dalsze, bardzo ambitne plany względem sieci społecznościowej giganta. Jeżeli popatrzymy z nieco innej perspektywy, wygląda to jednak inaczej: od dłuższego czasu jej aktualizacje obejmują głównie funkcje związane z wspomnianą już obsługą usługi Zdjęcia Google, a więc zarządzanie fotografiami, ich edytowanie, automatyczne poprawianie oraz nakładanie różnych efektów. Rzecz w tym, że wszystkie te zmiany dotyczą właśnie usługi, która może zostać odseparowana już za jakiś czas, a nie samej sieci. Gdy dojdzie do faktycznego podziału, Google+ zostanie z niczym, okaże się, że prawdziwych aktualizacji niemal nie było.
Za inny przykład można by wziąć wprowadzenie do klienta nowego interfejsu opartego o założenia Material Design. To prawda, Google rzeczywiście wprowadziło spore zmiany i pokazało, jak będą wyglądać kolejne aplikacje tego typu i czego możemy oczekiwać po Androidzie L. Biorąc jednak pod uwagę niewielką popularność sieci Google+ można zakładać, że były to tylko testy. Użytkownicy tej aplikacji są na ogół aktywni także w usłudze, co czyni z nich doskonały poligon doświadczalny: można dowiedzieć się, jak nowy interfejs został przyjęty, a także czy warto poczynić jakieś zmiany. Nieco nietypowy sposób na feedback? Nie wykluczajmy takiego wariantu.
Podsumowując, ostatnie miesiąc pokazują nam, że przyszłość sieci Google+ stoi pod wielkim znakiem zapytania. Google już niejednokrotnie próbowało stworzyć własny serwis tego typu, ale każda z nich okazywała się prędzej czy później porażką i była odsuwana na boczny tor. Teraz dokładnie takie same działanie widzimy względem najmłodszego rozwiązania. Plany detronizacji Facebooka spełzły na niczym, pomimo tak wielkiego zaplecza, możliwości, a także ogromnej liczby wprowadzanych nowych funkcji. Wątpliwe, aby kolejne miesiące przyniosły nam zmianę strategii Google i powrót do promowania tego serwisu. Google+ to już historia.