Lenovo Moto Z Play – test smartfonu, który zapowiada modułową przyszłość
Producenci smartfonów prześcigając się w ciągu ostatnich lat, w końcu doszli do miejsca, w którym zaprezentowanie czegoś innowacyjnego stało się dość trudne. Skok wydajnościowy pomiędzy kolejnymi wersjami jest nieznaczny, dla większości osób wręcz nieodczuwalny. Nie tylko w kwestii procesorów coraz trudniej zabłysnąć. Ekrany stały się niemal idealne, dalsze zwiększanie rozdzielczości jest absurdem. Ponadto obecna technologia nie pozwala zbytnio ulepszyć kamer, a dostępne materiały trzymają całość w jednakowych, prostokątnych bryłach.
Pewnie, że można stworzyć smartfona z akumulatorem 8000 mAh czy kamerą 40 Mpix, tylko tak nietypowe konstrukcje przyciągną nieliczne grono odbiorców. Pojawił się więc koncept modułowego smartfonu, mający przyciągnąć szersze grono klientów. Spopularyzowany został przede wszystkim przez google'owy Project Ara, który niestety w końcu nie trafił na rynek. Jednak sam pomysł został podchwycony przez innych producentów, którzy chcąc zdobyć serca klientów, zaproponowali nam namiastkę znanej z pecetów modułowości.
Mieliśmy już przyjemność testować, powiedzmy, że modułowego LG G5. Topowy smartfon Koreańczyków okazał się świetnym urządzeniem, tylko że w jego wypadku modułowość nie była zaletą, a wręcz negatywnie wpłynęła na końcową ocenę. Tym razem w moje ręce wpadł Lenovo Moto Z Play, smartfon, w którym kwestia modułów miała być bardziej dopracowana. Sprawdźmy więc, czy modułowe smartfony to przyszłość, czy wciąż są tylko ciekawostką dla klientów znudzonych kolejnym iPhonem czy Samsungiem Galaxy S.
Jakby Samsung był Apple, mógłby pozwać Lenovo?
Mimo że na pleckach wciąż znajduje się logo Motoroli, a nad wyświetlaczem widnieje tylko napis moto, to Z Play jest dzieckiem Lenovo. Przyznam, że miałem pewne obawy, czy po przejęciu Motoroli Chińczycy będą kontynuować dobre smartfony z linii Moto. Widząc testowany model mam mieszane odczucia. Coś pozostało, ale całość jest jakby inna. Trochę jakby nasz dobry znajomy nagle postanowił wprowadzić w swoim życiu diametralne zmiany, ale tak w głębi tęskniłby za dawnym życiem, co jakiś czas je wspominając.
Moto Z Play to całkiem zgrabna, choć niekoniecznie atrakcyjna konstrukcja. Nie jest to brzydki smartfon, ale dwa elementy w ogóle nie pasują do całości, jakby zostały wepchnięte dzień przed premierą, w jeszcze nieukończoną bryłę. Mam na myśli biały materiał otaczający złącze USB Type-C – czyżby ktoś zapomniał o zamontowaniu tego portu i tuż przed włączeniem taśm produkcyjnych, zmienił dolną krawędź? Drugi element to fizyczny przycisk home, który w moim odczuciu jest wręcz wstrętny. Wygląda on jakby został wyciągnięty z zupełnie innego smartfonu, niemal jak z jakiegoś wyjątkowo taniego chińskiego modelu. Oczywiście sprawia wrażenie wytrzymałego i dobrze wykonanego, ale jest wyjątkowo brzydki.
Chciałbym by moje wizualne odczucia były jedynymi wadami konstrukcji Moto Z Play. Niestety, muszę wspomnieć jeszcze o przyciskach do regulacji głośności i włączniku. Wyglądają w porządku, chociaż czy takie trzy przyciski mogłyby wyglądać brzydko? Jeśli tak, to naprawdę ktoś musiałby się postarać. Prezentują się też solidnie, tylko mają stanowczo za mały skok, trudno je wyczuć i ciągle nie mamy pewności, że je wcisnęliśmy. Mam wrażenie jakby działały z lekkim opóźnieniem, z czym prawdopodobnie jeszcze się nie spotkałem. Dodatkowo włącznik mógłby być bardziej oddalony lub powinien bardziej się wyróżniać, można go pomylić z regulacją głośności.
Wcześniejsze smartfony z linii Moto miały swój własny styl. Nie był on szczególnie wyróżniającym się, ale nie był widoczną kopią wzornictwa innych firm. Patrząc na przód i boki Moto Z Play łatwo w nim dostrzeżemy Samsunga Galaxy S6/S7. Jakby zmienić kształt fizycznego przycisku home, obiektyw głównej kamery i usunąć logo, to byłbym przekonany, że mam do czynienia z jakąś mniej popularną wersją nowego Galaxy S. Szkoda, że Lenovo nie zdecydowało się podtrzymać designu Motoroli, tylko poszło w dziwnym kierunku.
To koniec narzekań, przynajmniej w kwestii obudowy. Całość jest bowiem świetnie wykonana, poszczególne elementy zostały niemal perfekcyjnie spasowane i żaden element nie skrzypi, nawet pod mocniejszym naciskiem. Zastosowana została także powłoka, która powinna pozwolić na przeżycie kontaktu z niewielką ilością wody – nie, nie otrzymujemy wodoodporności. Przód chroniony jest szkłem Gorilla Glass 4 z lekko zaokrąglonymi krawędziami, szklane są również plecy. Tutaj warto się na chwilę zatrzymać, bo producent zrobił niezrozumiały dla mnie zabieg. Z tyłu fabrycznie umieszczono folię. Byłoby to dobrym rozwiązaniem, ale z opinii w Sieci wynika, że jej zerwanie nie jest proste i pozostawia sporo kleju. Dodatkowo sama folia szybko i wstrętnie się rysuje.
Boki zostały wykonane z przyjemnego w dotyku metalu, mają zaokrąglone krawędzie. Dzięki zaokrągleniom bryła dobrze wpasowuje się w dłoń, mimo że smartfon do najmniejszych nie należy. Moto Z Play ma bowiem rozmiary 156,4×76,40 mm, a 6,99 mm w talii to godny pochwalenia wynik. Mimo szczupłej sylwetki, smartfon waży aż 165 gramów. Na dole znalazło się złącze USB Type-C, a także złącze słuchawkowe, którego, co ciekawe, nie znajdziemy w droższym bracie – Moto Z.
Następny krok w ewolucji modułowych smartfonów
Jedno z podejść do modułowych konstrukcji mogliśmy zobaczyć we wspomnianym na początku LG G5. Na papierze brzmiało to dobrze, ale w praktyce ze względu na niedociągnięcia, moduły były tylko ciekawostką. Rozwiązanie Lenovo nadal jest także ciekawostką, ale jakby już następnej generacji, bardziej dopracowaną i według mnie, mogącą stanowić podstawę dla przyszłych modułowych smartfonów.
Moduły określane są przez producenta jako Moto Mods, i tak jak w LG G5, są naprawdę drogie. Ceny tych bardziej rozbudowanych potrafią sięgnąć nawet 300 dolarów w oficjalnym sklepie. Trzeba jednak przyznać, że dodanie funkcji projektora czy 10-krotnego zoomu optycznego brzmi kusząco. Dodatkowo moduły nie są skierowane do tylko jednego modelu, a do linii zawierającej pięć różnych wersji Moto Z. Kolejną zaletą jest wsparcie. Lenovo obiecuje trzy lata kompatybilności: przynajmniej przez taki czas będę wychodzić smartfony kompatybilne z obecnymi modułami, a nowe dodatki powinniśmy bez problemów podłączyć do dziś zakupionego Moto Z Play.
Spodobał mi się również sam mechanizm podłączania modułów. Nie musimy wyłączać smartfonu, nie ma też żadnych mechanicznych zacisków. Moduły trzymane są za pomocą magnesów, dzięki którym niemal same wskakują w wyznaczone miejsce. Ich zdjęcie jest banalnie proste, należy je tylko lekko podważyć – mimo tego dzielnie trzymają się całej konstrukcji. Ze smartfonem łączą się za pomocą pinów umieszczonych z tyłu obudowy.
Wraz ze smartfonem otrzymałem tylko moduł Incipio, który można określić jako powerbank. Zapewnia on dodatkowe godziny pracy bez potrzeby sięgania po ładowarkę i powinien sprawdzić się przede wszystkich w sytuacjach, gdy możemy mieć problem ze znalezieniem gniazdka. Negatywnie wpływa on na smukłość smartfona, ale 2220 mAh musiało się gdzieś zmieścić. Moduł działa natychmiastowo po podłączeniu, zapewniając dodatkowy zapas energii.
Oprócz modułu, w zestawie testowym znalazł się tylny panel Moto Style Shell. Stanowi on dodatkową ochronę do umieszczonego z tyłu szkła z folią, a także może zwiększyć atrakcyjność urządzenia. Dostępne mamy różne wzory, od bardziej klasycznych, po panele imitujące drewno. Umieszczamy je w tym samym miejscu co moduły, a proces założenia i zdjęcia jest identyczne.
Drogo, stanowczo za drogo
Na froncie znalazł się 5,5-calowy wyświetlacz wykonany w technologii Super AMOLED. Zapewnia on szerokie kąty widzenia, bardzo dobrze odwzorowane kolory, a także oferuje charakterystyczną świetną głębię czerni. Rozdzielczość FullHD w zupełności wystarcza do zapewnienia ostrego obrazu, a maksymalna jasność umożliwia komfortowe korzystanie, nawet w słońcu. Warstwa chroniąca dzielnie opiera się tłustym odciskom, a dotyk działa perfekcyjnie. Jeśli musiałbym się do czegoś doczepić, to do automatycznego dostosowywania jasności. Przy sztucznym oświetleniu ekran domyślnie jest zbyt ciemny, ale wystarczy ręcznie podbić jasność by całość prezentowała się bardzo zadowalająco.
We wnętrzu znajdziemy podzespoły, które byłyby godne pochwalenia, gdyby cena była o kilkaset złotych niższa. Specyfikacja zapewnia wygodne korzystanie z aplikacji czy nawet możliwość odpalenia bardziej złożonych gier. Sercem testowanego modelu jest Snapdragon 625, dysponujący 8 rdzeniami Cortex-A53 2,0 GHz, a przetwarzaniem grafiki zajmuje się GPU Adreno 506. Sęk w tym, że w cenie Moto Z Play można kupić o wiele bardziej wydajne urządzenie, a jak dobrze poszukacie to nawet Samsunga Galaxy S7 ze świetnym Exynosem 8890.
Na pokładzie znajdziemy także 3 GB RAM i 32 GB na dane. Jak przystało na prawdziwy modułowy smartfon, nie mogło zabraknąć gniazda na kartę pamięci, dołożyć może kolejne 256 GB (nawet to zabawne, że cieszymy się, że producent łaskawie dał nam gniazdo na kartę microSD). Jak już wspomniałem, jak na taką cenę, wydajność powinna być wyższa, ale jedna rzecz w zastosowanych podzespołach mi się spodobała. Nawet pod dłuższym graniu, nawet w bardziej wymagające graficznie gry, obudowa praktycznie się nie nagrzewała.
Znów muszę doczepić się do jednego elementu. Tym razem do modułu Wi-Fi. ogólnie jest bardzo dobrze, zarówno z osiąganymi prędkościami czy zasięgiem. Przez okres testów wiele razy musiałem poczekać kilkanaście sekund aż smartfon znajdzie moją domową sieć Wi-Fi. Ponadto kilka razy zdarzyło mu się przez chwilę twierdzić, że Internetu nie ma, mimo iż na innych urządzeniach wszystko działało poprawnie. Liczę, że to niewielkie niedociągnięcie zostanie usunięte wraz z kolejną aktualizacją systemu, ponieważ obecnie mocno irytuje.
Akumulator o pojemności 3510 mAh może i nie zapewnia deklarowanego przez producenta play for days without recharging, ale bez obaw możemy zabrać Moto Z Play na cały dzień bez ładowarki. Oczywiście jeśli nie zamierzamy bez przerwy grać, to wracając do domu późnym wieczorem, nadal będziemy mieli około 50% poziomu naładowania. Osoby rzadziej sięgające po smartfon, powinny bez problemu osiągnąć nawet 3 dni pracy, co jest świetnym wynikiem! Akumulator jest jak najbardziej zaletą tego modułowego urządzenia.
Funkcja szybkiego ładowania to TurboPower, technologia opracowana przez Motorolę. Jak twierdzi producent, po 15 minutach ładowania powinniśmy otrzymać do 9 godzin działania. Możliwe, że idąc na wiele kompromisów, ten czas dałoby się osiągnąć. Jednak bardziej rzeczywiste jest jakieś maksymalne 5 godzin, co w zupełności wystarczy, jeśli musimy szybko podładować smartfon przed wieczornym spotkaniem ze znajomymi.
Nie wyniki w benchmarkach, a komfort korzystania
Podczas testów smartfon działał pod kontrolą prawie niezmodyfikowanego Androida w wersji 6.0.1 Marshmallow. Dostajemy tylko kilka dodatków od Lenovo, charakterystycznych dla poprzednich smartfonów wychodzących jeszcze pod logo Motoroli. Widocznym wyjątkiem jest tutaj Moto Mods, aplikacja jak łatwo się domyślić, wykorzystywana podczas korzystania z modułów.
Drugą aplikacją jest po prostu Moto. Powinniśmy ją uruchomić już na początku, chwilę po skonfigurowaniu smartfonu. Pozwala ona na lepsze poznanie Moto Z Play i na zapoznanie się z funkcjami, które mogą pozytywnie wpłynąć na komfort korzystania. To tutaj znajdziemy gesty, może je włączyć, a także obejrzeć animacje pokazujące jak z nich korzystać. Drugą opcją są polecenia głosowe, które może byłyby dobrą alternatywą dla domyślnych od Google, ale mają poważną wadę – liczbę obsługiwanych języków. Polskiego w nich nie ma. Ostatnia pozycja należy do prostych ustawień związanych z powiadomieniami.
Powrócimy na chwilę do gestów, bo to one są dla mnie najatrakcyjniejszym elementem z powyższej trójki. Dzięki nim możemy szybko podświetlić ekran i zobaczyć najważniejsze informacje, jak godzinę czy nieodebrane powiadomienia. Kolejnym gestem, który przypadł mi do gustu jest szybkie przejście do trybu Nie przeszkadzać – po przekręceniu telefonu ekranem do dołu, wyciszamy wszystkie powiadomienia. Wśród dostępnych możliwości jest jeszcze podwójne potrząśnięcie w celu włączenia latarki. Nie raz się przekonałem, że szybki dostęp do latarki w smartfonie to świetna sprawa.
Do podstawowych metod zabezpieczenia, czyli prostego przesunięcia palcem, wzoru, kodu PIN i hasła, dołączono czytnik linii papilarnych. Oczywiście nie jest to żadna nowość, spotkamy go w znacznie tańszych smartfonach. Ten w Moto Z Play znajduje się w miejscu brzydkiego fizycznego przycisku home, działa szybko i bez żadnych zarzutów, co czyni go najwygodniejszą metodą zabezpieczenia tego smartfonu, przy zachowaniu odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa.
To co mnie zaskoczyło to płynność działania, nie tylko samego systemu, ale wszystkich aplikacji z których korzystałem. Jest szybko jak na innych urządzeniach, a bardzo możliwe, że topowe smartfony potrafią nieznacznie szybciej załadować bardziej złożoną aplikację. Jednak Moto Z Play działa wyjątkowo płynnie, dawno nie korzystałem z takiego urządzenia. Nawet taki Snapchat czy Facebook Messenger otwierają się zwinnie, nie powodując nawet minimalnej zadyszki systemu. Dodam, że minimalne zacięcia tych słabo zoptymalizowanych tworów, udało mi się kilka razy odczuć na Samsungu Galaxy S7, a tu na słabszym Z Play zero problemów. Brawo za optymalizację systemu!
Sporo narzekania przewinęło się przez cały tekst, ale wspomniana powyżej płynność bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Smartfon działa tak sprawnie, że aż można nabrać ochoty by zamykać i otwierać konkretne aplikacje, by z wyższością spojrzeć na znajomych chwalących się swoimi topowymi smartfonami. Konkurencyjne, potężniejsze modele lepiej wypadną w benchmarkach, ale przez słabo zoptymalizowany system, nie będą równie komfortowe w użytkowaniu.
Obiektyw kamery znaleźć łatwo, głośnik został ukryty
W tym momencie trochę mi smutno, że w pudełku nie znalazł się dodatkowy moduł aparatu. Pozostaje mi więc sprawdzić, to co dostaliśmy ze samym smartfonem. Główna, umieszczona z tyłu kamera nie wystaje, o ile na plecach znajdzie się dodatkowy panel. Myślę, że warto chociażby z tego powodu z niego korzystać – chroni on nie tylko szklane plecy, ale także obiektyw. Kamera wykonuje zdjęcia w maksymalnej rozdzielczości 16 MP, posiada przysłonę f/2.0, laserowy autofocus, detekcję fazy, optyczną stabilizację obrazu i podwójną diodę LED.
Główna kamera otrzymała więc całkiem pokaźną dawkę funkcji, które sugerują, że powinniśmy dostać świetne zdjęcia. Ogólnie jest bardzo dobrze, ale znów wchodzi kwestia ceny, za ponad 2000 zł kupimy smartfony z lepszą kamerą. Niedociągnięcia zauważalne są przede wszystkim przy zdjęciach robionych w gorszych warunkach. Dodatkowo przy słabym oświetleniu, mimo laserowego autofocusa, na zdjęcie trzeba czasami trochę poczekać.
Przód należy natomiast do kamerki 5 MP o przysłonie f/2.2 i co jest coraz częstszą praktyką – wyposażonej w lampę LED. Zdjęcia wychodzą całkiem dobre, nawet przy sztucznym świetle scena jest nawet dobrze doświetlona. Lampa błyskowa jest na tyle mocna, że pozwala na robienie zdjęć nawet nocą, o ile nasza twarz znajdzie się dość blisko. Podoba mi się to, że producent na siłę nie wciska tych wszystkich funkcji mających upiększyć twarz, co u konkurentów jest ostatnio nagminne. Drodzy producenci, macie nas za brzydali?
Po wyjęciu z pudełka próbowałem zlokalizować głośnik, ten do rozmów się udało, ale nie znalazłem maskownicy, która ukrywałaby główny głośnik. Okazało się, że znalazł się on nad wyświetlaczem, co na chwilę wzbudziło moje nadzieje na głośniki stereo. Niestety, otrzymujemy tylko jeden głośnik i to raczej przeciętnej jakości. Może Lenovo skupiło swoją uwagę na module opracowanym wraz z firmą JBL. Szkoda, bo modułu nie ma domyślnie w zestawie, a czasami jedynym sposobem na sprawdzenie piosenki czy obejrzeniu czegoś na YouTube, pozostawał ten wbudowany głośnik.
Podsumowanie: czy za modułowość warto dopłacić?
Miałem duży kłopot z wystawieniem końcowej oceny. Ogólnie Moto Z Play w swoim przedziale cenowym jest urządzeniem średnim. Z drugiej strony otrzymujemy modułowość i to naprawdę dobrze przemyślaną. Zastosowane rozwiązania można uznać jakby za następną generację początków modułowości w LG G5. Samych modułów jest kilka, ale interesująco rozbudowują możliwości Moto Z Play, a w przyszłości mają pojawić się kolejne.
Miałem pewne obawy przed użyciem słowa „beta” w kwestii tego smartfonu. W końcu wszystko działa zadowalająco dobrze, w tym także modułowość, która naprawdę mi się spodobała. Jednak mam wrażenie, że produkt Lenovo jest wersją beta, ale nie samego siebie, ale modułowych smartfonów w ogóle. Producent pokazał jak powinna wyglądać modułowość i możliwe, że podłożył podwaliny do ekspansji modułowych smartfonów. Podsumowując, jeśli nie zamierzasz korzystać z modułów – odpuść ten smartfon, natomiast jeśli zainteresowały Cię możliwości rozbudowy smartfonu – to warto go sobie kupić.
- Wysoka jakość wykonania
- Świetny wyświetlacz
- Całkiem ciekawie przemyślana modułowość
- Długi czas pracy
- Wyjątkowo płynna praca Androida i aplikacji
- Przydatne gesty od producenta
- Dobra przednia kamerka
- W tej cenie wydajność powinna być wyższa
- Fizyczny przycisk Home mógłby wyglądać lepiej
- Położenie bocznych przycisków
- Design mógłby być lepszy
- Wysokie ceny modułów
- Średniej jakości głośnik
- Sporadyczne problemy z Wi-Fi