O tym, jak sieć AT&T oszukuje klientów ws. 5G. Ciekawe, czy ktoś podłapie ten pomysł w Polsce

Idę o zakład, że gdyby zapytać statystycznego przechodnia, czym różni się łączność 5G od 4G, to zapewne usłyszelibyśmy krótko: prędkością. (Oczywiście pod warunkiem, że w pierwszej kolejności ankieter nie dostałby parasolką za promowanie «generatora bezpłodności i zła wszelkiego»).

Źródło: Depositphotos
Źródło: Depositphotos
Piotr Urbaniak

I cóż, zasugerowana odpowiedź jest oczywiście zgodna z prawdą, ponieważ o ile w przypadku starszego standardu mówi się o szczytowej prędkości pobierania na poziomie 1 Gb/s, o tyle nowość w teorii może zapewnić nawet 20 Gb/s. Większość osób zapewne nie zna dokładnych relacji, ale doskonale wie o tym, że 5G to coś szybszego niż dotychczas. Na tego rodzaju świadomości próbują właśnie żerować marketingowcy amerykańskiego telekomu AT&T.

5G Evolution, czyli 4G na dopalaczach

Operator wymyślił, że zmodyfikuje oprogramowanie w smartfonach tak, aby najszybsze nadajniki 4G/LTE zgłaszały się pod tajemniczym akronimem 5Ge (od ang. 5G Evolution). Nie ma to nic wspólnego pasmem, szerokością kanału czy stosowanym protokołem – dalej mowa o 4G, tyle że w swoistym przebraniu. Zresztą, świadczy o tym dobitnie specyfikacja pierwszych tak potraktowanych smartfonów. Samsung Galaxy S8 Active, LG V30 oraz LG V40 – żaden z tych modeli nie wspiera standardu 5G; nie został wyposażony w odpowiedni modem.

Źródło: The Verge / Materiały prasowe AT&T
Źródło: The Verge / Materiały prasowe AT&T

Zatem czym sieć argumentuje wprowadzenie mylącego oznaczenia? Według telekomu, symbol 5Ge oznacza „rzeczywiste transfery na poziomie 40 Mb/s”. Problem w tym, że w dzisiejszych czasach nie jest to żadne osiągnięcie, na tle możliwości konkurencji. Mimo to, AT&T z fałszywego 5G rezygnować nie zamierza i otwarcie zapowiada aktualizacje dla kolejnych 17 urządzeń.

Nie nasze podwórko, nie nasze zmartwienie – chciałoby się rzec. Jeśli jednak strategia marketingowa wypali, to zapewne szybko pojawią się jej naśladowcy, być może także w Polsce.

Nietrudno zauważyć, że lada moment może dojść do ogromnego bałaganu w kwestii tego, co 5G rzeczywiście jest, a co nim nie jest. Mnie jakoś mimowolnie przypomina się tu sytuacja ze złączem USB 3.0 (5 Gb/s), które po premierze dwukrotnie szybszego następcy (10 Gb/s), przechrzczono na USB 3.1 Gen 1, mianując sukcesora USB 3.1 Gen 2. Teraz, kiedy w specyfikacji jakiegoś urządzenia widnieje wyłącznie zapis USB 3.1, kompletnie nie wiadomo, co tak naprawdę się pod nim kryje. Jasne, dla producenta nieścisłość jest korzystna, co innego dla klienta...

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (40)