Pierwszy śmiertelny wypadek Tesli Model S. Autopilot nie dostrzegł zagrożenia
W mijającym tygodniu przez media ponownie przetoczyła siędyskusja o wyborachi odpowiedzialności sztucznych inteligencji prowadzących auta. Jednak przestaje to być już to tylko kwestiąakademickich debat filozofów i informatyków. Na Florydzie zginąłczłowiek, kierowca samochodu sterowanego przez autopilotaTesli.
01.07.2016 | aktual.: 01.07.2016 10:12
Wczoraj o sprawie oficjalnie powiadomiła Tesla Motors,przedstawiając z jednej strony szczegóły wypadku, z drugiej stronydokonując wszystkich możliwych PR-owych zabiegów, by wykręcićsię od jakiejkolwiek odpowiedzialności za wypadek. Oto co wiemy:7 maja br. opodal miejscowości Williston na Florydzie Tesla Model S z włączonym autopilotem jechała po autostradzie, gdyz przeciwległego pasa ruchu zjechał ciągnik siodłowy, zajeżdżającprostopadle do Modelu S. Ani autopilot, ani kierowca nie zauważylijasnej naczepy na tle jasnego nieba, więc hamulce nie zostałyaktywowane. Z pełną szybkością samoprowadzące się auto wjechałopod naczepę (najwyraźniej o wysokim prześwicie), tak że jej dnouderzyło w szybę przednią Modelu S.
Tesla zapewnia, że gdyby nie te wysoce nietypowe okoliczności,nic takiego by się nie stało. Energia kinetyczna zderzenia z przoduczy z tyłu z takim ciągnikiem zostałaby pochłonięta przez strefyzgniotu auta. Tu kierowca nie miał szans, zginął na miejscu.Jednocześnie przypomina, że autopilot jest w Modelu S domyślniewyłączony, a jego włączenie wymaga wyrażenia świadomej zgody nato, że jest to wciąż technologia w fazie publicznej bety.
Autopilot przypomina też, że służy do asystowania kierowcy,który musi przez cały czas trzymać ręce na kierownicy, kierowcazaś zobowiązany jest zachować kontrolę nad pojazdem i ponosipełną odpowiedzialność za to, co się dzieje. Gdy zaś rąk nakierownicy nie trzyma, Model S wpierw wizualnie i dźwiękowoprzypomina o tym, a następnie zaczyna stopniowo spowalniać, domomentu gdy kierowca kierownicy ponownie nie ujmie.
Tyle Tesla Motors, podkreślająca, że kierowca, który zginąłw wypadku był przyjacielem firmy, osobą, która całe życieskupiała się na technice i innowacji, i wierzyła w misję Tesli.Jego śmierć jest ciosem dla wszystkich. Sprawę bada obecnieagencja NHTSA, odpowiedzialna za bezpieczeństwo ruchu drogowego nadrogach federalnych.
W tym momencie jednak bardzo na czasie jest przypomnieć słowainżynieraVolvo, który ostrzegał jeszcze w kwietniu tego roku przedautopilotem Tesli. Ekspert mówił wówczas, że rozwiązanie toklasyfikowane jest jako poziom trzeci autonomicznych aut –możliwość pełnego zdania kontroli nad pojazdem w pewnychwarunkach uznanych za bezpieczne; samochód wykrywa, gdy warunki teulegają zmianie i zapewnia należyty czas na przywrócenie kontrolikierowcy. Poziom trzeci jest największym zagrożeniem dla kierowców,ponieważ zadowoleni z autonomii pojazdu kierowcy szybko tracąkontrolę nad tym co się dzieje, a gdy dojdzie do krytycznejsytuacji, są na nią nieprzygotowani.
Sam komentarz Tesli do sprawy z kolei jakoś nie zaskakuje. FirmaElona Muska, co by się nie stało, zawsze twierdziła, że winnyjest kierowca. I tu, w tragicznym wypadku, widzimy przedewszystkim próbę przerzucenia odpowiedzialności na człowieka,który faktycznie… sam jest sobie winny. Za bardzo zaufał wcalenie tak doskonałej technologii.
Jedno jest pewne: giełda zareagowała błyskawicznie. Zaraz po oficjalnym komunikacie (warto wspomnieć, że firma czekała z ujawnieniem tej informacji przez ponad półtora miesiąca), wartość akcji Tesla Motors spadła na NASDAQ o ponad 3%. Analitycy twierdzą, że wypadek może zaszkodzić wprowadzeniu autonomicznych aut na rynek. W ostatnim badaniu przeprowadzonym przez naukowców z University of Michigan, dwie trzecie kierowców przyznało, że obawia się, albo bardzo obawia się jeżdżenia w samoprowadzącym się samochodzie.