Rosyjskie służby, Durow i nowa Opera – tak powstawał Telegram Polska

Współpraca twórców oprogramowania i społeczności, która często niezależnie rozwija rozszerzenia, wtyczki czy tłumaczenia, nie zawsze przebiega w nastroju wzajemnego względem siebie entuzjazmu. Nieczęsto jednak zdarza się, że praca programistów z oficjalnego zespołu i niezależnych trwa w symbiozie, jednak niecałkowitej, a to za sprawą potencjalnego zaangażowania państwowych służb. Rzadko także deweloper świadomie, w obawie przed tymi służbami, zniechęca do swojego programu rodzimych użytkowników.

Rosyjskie służby, Durow i nowa Opera – tak powstawał Telegram Polska

23.04.2017 | aktual.: 30.06.2017 15:44

A mniej więcej tak można w dużym skrócie opisać historię Telegram Polska, czyli opracowywanego przez zespół wolontariuszy tłumaczenia popularnej mulitplatformowej aplikacji Telegram. Przypomnijmy, że jest to dostępny na Windowsa, macOS-a, Linuksa, Androida, iOS-a i mobilnego Windowsa otwarty komunikator, oferujący użytkownikom dodatkową ochronę prywatności (szyfrowanie end-to-end, czatyz ustawioną datą autodestrukcji), którą w ostatnim czasie posiadł każdy szanujący się komunikator.

Prace nad komunikatorem zainaugurował sam Paweł Durow, twórca VKontakte, który często nazywany jest rosyjskim Markiem Zuckerbergiem. O tym, jak dalece mylne jest to porównanie, świadczy właśnie między innymi historia Telegramu po polsku. Program nie jest bowiem oficjalnie dostępny w języku polskim, niemniej tłumacze zaangażowani w przedsięwzięcie Telegram Polska udostępniają pliki lokalizujące w kanale t.me/popolskutelegram. Najciekawsze jednak, że Telegram nie obsługuje także języka rosyjskiego!

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Aby korzystać z programu po polsku, wystarczy dołączyć do kanału w swojej aplikacji. Tam należy zapoznać się z instrukcjami i pobrać lokalizacje. W przypadku Androida cały proces sprowadza się do dwóch stuknięć w ekran. Samemu tłumaczeniu nie można mieć nic do zarzucenia – jego jakość jest wysoka, ekwiwalenty trafne, nie natknęliśmy się także na jakąkolwiek angielską pozostałość. A biorąc pod uwagę całkiem rozbudowane możliwości konfiguracyjne, o przeoczenie w tej kwestii nietrudno.

Tym bardziej zaskakuje fakt, że twórcy Telegramu nie zdecydowali się na objęcie polskiego tłumaczenia oficjalnym wsparciem – pliki lokalizacyjne pobierać i instalować (choć faktycznie potrzeba na to dosłownie kilka sekund) trzeba wciąż samodzielnie. Dlaczego? Tu zaczyna robić się ciekawie. Pryska bowiem czar wydmuszki, jaką jest globalna wioska, ukazuje się zaś konieczność dostosowywania się deweloperów do lokalnych warunków. Zwłaszcza jeśli w warunkach tych operuje taka służba, jak Roskomnadzor.

Paweł Durow podczas konferencji TechCrunch Disrupt w 2013 roku, fot. Wikimedia Commons
Paweł Durow podczas konferencji TechCrunch Disrupt w 2013 roku, fot. Wikimedia Commons

Durow skrupulatnie odmawia wprowadzania do Telegramu nowych wersji językowych, w tym rosyjskiej oraz polskiej, za priorytetową uznając angielską. Co więcej, założyciel VK jasno zaznaczył, że rozwój wersji aplikacji w swoim rodzimym języku nie jest ważny, a najbardziej komfortową sytuacją byłaby ta, gdyby Telegram między Bałtykiem a Morzem Ochockim wzbudzał jak najmniejsze zainteresowanie użytkowników. Jego popularność równa się bowiem z zainteresowaniem rosyjskich służb, przede wszystkim Roskomnadzoru, który mógłby się domagać na przykład osłabienia szyfrowania. Durow mówi o tym otwarcie:

*Rosyjskojęzyczna wersja (a także polska i każda inna spoza oficjalnych – przyp. red.) nie jest priorytetem dla Telegramu. Dla rosyjskojęzycznych są już świetne wiadomości w VKontakte – można posługiwać się nimi. Pozwolę sobie także zauważyć, że dzięki nowym regulacjom w sprawie Internetu, Rosja stała się dla nowych projektów praktycznie bezsensowna jako rynek internetowy. Oczywistością jest, że im szybciej z Telegramu zacznie korzystać zauważalna liczba użytkowników z Rosji, tym szybciej zablokuje go pod byle pretekstem Roskomnadzor. Po co tracić czas?

Jeżeli ktoś nadal uważa Durowa za człowieka jakkolwiek porównywalnego do Zuckerberga, to zaleca się przeczytanie jego powyższej wypowiedzi powtórnie. Przykład Telegramu, który rykoszetem odbił się także o polskie tłumaczenie aplikacji, pokazuje, jak daleka – nie tylko geograficznie – jest wschodnia Europa od Doliny Krzemowej. To przecież tak, jakby Mark Zuckerberg odradzał Amerykanom korzystanie z WhatsAppa i zalecił korzystanie z Messengera, gdyż ten pierwszy nie jest jeszcze inwigilowany, przez co stanowi towar eksportowy. Takie tam paradoksy globalnej wioski i zrównoważonego rozwoju*.

Czy dla zespołu tłumaczy Telegramu na polski jest jakaś przyszłość? Oczywiście, ale niezależna. Co ciekawe, oni sami twierdzą, że szalę przeważyła nowa Opera Reborn, w której dodano obsługę komunikatora z poziomu panelu bocznego. Telegram Polska w te pędy zwrócił się do deweloperów z prośbą o wprowadzenie polskiego tłumaczenia choćby do wersji webowej, przede wszystkim ze względu na dużą popularność tej przeglądarki w Polsce. Znów spotkali się z odmową, co skłoniło ich do nagłośnienia swojej działalności poprzez uruchomienie własnej witryny i utworzenie kont w serwisach społecznościowych. Trudno jednak zakładać, aby relacje pomiędzy Durowem a Roskomnadzorem i Kremlem w najbliższym czasie wyklarowały się na tyle, by polskie tłumaczenie zostało uznane za oficjalne.

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (30)