Składane smartfony. Huawei robi to lepiej niż Samsung, ale wciąż daleko do mojego marzenia
Targi Mobile World Congress w Barcelonie obfitują w premiery, a gwoździem programu są składane smartfony. Napięcie rośnie, gdyż trzech producentów smartfonów z ze światowej czołówki już pokazało swoje podejście do konstrukcji z elastycznym ekranem lub dwoma osobnymi ekranami w składanej konstrukcji. Nowości są ekscytujące, ale moim zdaniem niepraktyczne w obecnym kształcie.
Z zaprezentowanych dotąd najbardziej podoba mi się pomysł firmy Huawei, ale wciąż daleko do ideału – małego smartfonu, który można wygodnie nosić ze sobą, ale kryje w sobie większy ekran do grania lub oglądania filmów. Od lat marzy mi się zupełnie inna konstrukcja, ale nie wiem, czy można ją zrealizować w postaci trwałego urządzenia mobilnego.
Marzenie o składanym smartfonie
Marzenie o składanym smartfonie jest bardzo mocno zakorzenione w umysłach fanów nowinek technicznych i biorących udział w wyścigu zbrojeń inżynierów. Od kiedy powstały ekrany AMOLED, producenci ścigali się, by jak najszybciej opracować elastyczny ekran. W wyścigu brała udział nawet Nokia. W produkcji masowej pojawiły się modele, gdzie ekran był łukowaty (smartfon przypominał banana) albo zagięty wokół rogów smartfonu. Mimo zapewnień producentów, że tak jest ładniej i wygodniej, wiele osób było przeciwnych tym rozwiązaniom. Problemy pojawiały się głównie w modelach Samsung Galaxy Edge, które niektórym osobom trudno trzymać bez dotykania krawędzi ekranu, a do tego wymiana wyświetlacza kosztuje tyle, co smartfon z niższej półki. Pomysł LG był o tyle lepszy, że był odporny na zginanie i wiele uszkodzeń mechanicznych.
Mimo wszystko, mało który z tych produktów trafił do masowego odbiorcy. W 2018 roku firma LG prężyła muskuły, pokazując zwijany telewizor. Wynalazek jest w podobnym stopniu ciekawy, co niedostępny. Podobno takie telewizory wejdą na rynek w 2019 roku i będą obrzydliwie drogie. Dla mnie nie jest to jednak produkt użytkowy, a pokaz możliwości. Samsung i LG od lat prowadzą zimną wojnę, jakiej nie powstydziliby się Amerykanie i Rosjanie 50 lat temu. Produkcja elastycznych ekranów przypomina mi podbój kosmosu i rzekome wysyłanie na orbitę Ziemi broni laserowej tylko dlatego, że można. Przeciętny klient niewiele z tego ma.
Pomysł podchwycili też producenci laptopów. Firma Lenovo pokazała w 2017 roku jeden ze swoich pomysłów na laptop ze składanym ekranem. Na razie jednak nie zanosi się na to, by miał on wejść do produkcji. Prawdopodobnie byłby niewygodny. Powszechnie stosowana obecnie konstrukcja ze składaną pokrywą i fizyczną klawiaturą jest prawdopodobnie najlepszym wyjściem dla pracy „na kolanach”, a w wielu przypadkach także na biurku. Choć nie przepadam za wysokim skokiem klawiszy i preferuję płaskie, miękkie klawiatury wyspowe, nie wyobrażam sobie pisania na płaskiej powierzchni ekranu dotykowego lub E Ink, jaki zastosowało Lenovo. Myślę, że fani klawiatur mechanicznych się ze mną zgodzą.
Dostępne są także elastyczne ekrany E Ink, ale producenci nie kwapią się do wykorzystywania ich. Już w 2012 roku można było kupić czytnik Wexler Flex One, ale takie urządzenia to rzadkość. Jakoś mnie to nie dziwi. Moim zdaniem przewagą czytnika e-booków nad tradycyjną książką jest to, że strony nie wyginają się podczas czytania grubszej książki.
Nowości z MWC i CES
Trudno nie zauważyć, że rok 2019 obfituje w premiery składanych smartfonów. Zaczęło się od zapowiedzi Samsunga z końcówki 2018, ale pierwszym składakiem, jaki mogliśmy zobaczyć z bliska, był chiński Royole FlexPai, prezentowany na CES. Smartfon wywołał spore zamieszanie, które ucichło równie szybko, jak się zaczęło. Nie jest to urządzenie ani ładne, ani praktyczne, a ponadto nie można go kupić. Dostępny jest jedynie model deweloperski, kosztujący ponad 1200 euro.
Prototyp smartfonu Samsung Flex został pokazany w 2014 roku. Urządzenie wyglądało bardzo topornie, ale był to wtedy imponujący wynalazek. Miał trafić na rynek w 2017 roku, ale na początki 2019 nadal możemy pooglądać go jedynie na targach elektronicznych i za szybą. Widocznie nie jest to tak prosta konstrukcja, jak się na początku wydawało inżynierom. Samsung Galaxy Fold, prezentowany na MWC, mimo że jest już skończonym produktem, trochę zawiódł. Moim zdaniem cierpi na tę samą przypadłość, co FlexPai, ale w mniejszym stopniu – po złożeniu jest gruby. Co z tego, że mamy do dyspozycji wygodny ekran o przekątnej 4,7 cala, który teoretycznie można łatwo obsłużyć jedną ręką, jeśli otaczają go ramki, wydłużające bryłę do około 16 cm (dokładne wymiary nie są znane). Smartfon także wygląda na gruby – może mieć ponad centymetr (szacuję, że ma 12-14 mm grubości, tyle, co dwa szczupłe smartfony), a przy tym nie składa się płasko i bliżej zawiasu zostaje szpara. Spodziewaliśmy się czegoś bardziej atrakcyjnego po pięknych prezentacjach z motylem i hucznych zapowiedziach, którymi Samsung karmił nas od jesieni.
Firma LG podchodzi do sprawy inaczej. Choć w produkcji telewizorów robi wszystko, by pogrążyć Samsunga, na rynku smartfonów wyraźnie zwolniła. Podczas MWC zaprezentowany został smartfon nie z elastycznym ekranem, ale złożony z dwóch osobnych wyświetlaczy. LG V50 ThinQ wygląda na praktyczną konstrukcję dla osób, które lubią robić dwie rzeczy jednocześnie, ale niekoniecznie chcą manipulować dwiema aplikacjami na jednym ekranie. Konstrukcja ma przyzwoite 8,9 mm grubości i jest przystosowana do pracy w sieci 5G. Do Polski za szybko nie trafi, a szkoda.
V50 ThinQ gra też na sentymentach – przywodzi na myśl rozkładane smartfony z klawiaturą fizyczną jak HTC Touch Pro 2 czy Nokia N9. To były dobre czasy.
Zaskakująco dobrze w tej kategorii wypadł Huawei, który pokazał bardzo ładny i przemyślany smartfon. Huawei Mate X jest dużo zgrabniejszą konstrukcją od Galaxy Fold. Projektanci zadbali o ładną bryłę, która składa się płasko i ma praktyczny pasek z aparatami na jednej z krawędzi. Dzięki temu użytkownik może wybierać nie między dwoma, ale między trzema ekranami o przekątnych 6,6, 6,35 i 8 cali.
Cena niestety zwala z nóg. Po przeliczeniu z euro będzie to 9980 zł. Wiele smartfonów już teraz przekracza cenę porządnych laptopów. Niebezpiecznie zbliżamy się do momentu, gdy smartfony będą droższe od kilkuletnich samochodów, remontu kuchni albo wymiany okien w mieszkaniu. Rozumiem dlaczego zaawansowana elektronika jest droga, ale moim zdaniem kupowanie smartfonu za 10 tys. zł to bardzo dziwne priorytety. Może na innych rynkach jest inaczej.
Koncepcje Oppo, zawiasy TCL, plany Intela
Nieco mniej nagłośnioną nowością jest zawias DragonHinge, zaprojektowany przez TCL (producent smartfonów Alcatel). Na razie możemy zobaczyć jedynie wizualizacje, ale nie zapowiada się, by składane Alcatele miały być cieńsze i wygodniejsze od konkurentów. Przekonamy się w 2020 roku – wtedy pojawi się składany smartfon TCL. Ciekawe, czy nie będzie za późno.
Swoje plany ma też firma Oppo, która niedawno zadebiutowała na polskim rynku. Konstruktorzy z Oppo mają w zanadrzu kilka pomysłów i zapewne właśnie je dopracowują. Przy okazji pisania o trzech pomysłach Oppo zapytałam czytelników, jaką konstrukcję wolą. odpowiedzi jednoznacznie pokazują, że składane smartfony interesują tylko nieznaczną większość z prawie 500 osób, które odpowiedziały w ankiecie:
Musimy się z tym pomysłem oswoić, by dostrzec potencjalne zalety. Nie mamy innego wyjścia, gdyż nawet Intel plauje spróbować swoich sił na rynku składanych smartfonów. [h2]Co na to Apple?[/h2]Trudno mówić o rozwoju smartfonów bez wzmianki o firmie Apple, ale w przypadku konstrukcji składanych firma spod znaku jabłka nie ma na razie nic do zaoferowania. Jestem jednak przekonana, że bacznie obserwuje konkurencję i gdy tylko zrobi coś lepiej niż inni, wypuści ten produkt na rynek. Choć pod kierownictwem Tima Cooka nie jest to już ta sama, innowacyjna firma, wciąż można liczyć na pewną dbałość o szczegóły.
Poza tym sprzedaż iPhone'ów spada i Apple nie może sobie pozwolić, by zostać w tyle za konkurencją. Składany smartfon będzie jednym ze sposobów, by ich dogonić. Drugim powinna być moim zdaniem dostępność tańszych modeli jak iPhone SE.
Mój wymarzony projekt
Idea składanego smartfonu wydaje mi się praktyczna, ale nie jestem przekonana do tego, by był prostokątną, sztywną bryłą. Z noszeniem takiego urządzenia zawsze jest problem, trzeba mieć kieszenie albo torbę, do tego bardzo łatwo go położyć tak, by trudno było go znaleźć. Jestem niezmiernie wdzięczna producentom smartopasek za możliwość znalezienia smartfonu z ich pomocą.
Za idealne rozwiązanie uważam urządzenie, które będzie można nosić na sobie. Nie jest zwolenniczką implantów i podłączania się do internetu na całą dobę, ale widziałam kilka koncepcji, które byłabym skłonna kupić. Jedna z nich pochodzi już z 2015 roku. To smartfon Moxi, który można było złożyć do postaci bransoletki. Może tu być problem z dopasowaniem rozmiaru do nadgarstka konkretnej osoby, ale podoba mi się idea smartzegarka z powiadomieniami, który można rozłożyć do około 5,5-calowego smartfonu z ekranem dotykowym. Takich koncepcji było w historii kilka, ale na razie żadna nie została zrealizowana komercyjnie. Firma LG ma nawet patent na takie rozwiązanie, ale na razie powstał tylko zegarkofon i smartfony z dwoma ekranami, by nie zostać w tyle za konkurencją. Sony również ma taki projekt.
Ciekawie zapowiadała się też bransoleta [ur=https://www.facebook.com/CicretOfficial/]Cicret[/url] z rzutnikiem na przedramię, ale nie wyobrażam sobie grania w ten sposób ani korzystania z niej w pełnym słońcu.
Czy będzie problem z dopasowaniem rozmiaru do nadgarstka osoby noszącej? Niekoniecznie. Już w 2013 roku na UCLA opracowany został ekran OLED, który można zwijać, zginać i rozciągać, by powiększyć jego powierzchnię do 30 proc. bez uszkodzenia. Niestety słuch o tym wynalazku zaginął, podobnie jak o elastycznych akumulatorach. Poza tym ważniejsze jest, by smartfony były trwałe i by można było ponownie przetworzyć użyte materiały. Jeśli nie przestaniemy żyć według zasad konsumpcjonizmu i galopującego kapitalizmu, planeta utonie w plastiku, o ile wcześniej ludzie się nie zagłodzą.