Tak upadnie Facebook? Sprawa Cambridge Analytica zatacza coraz szersze kręgi
Internet, a w szczególności zagraniczne media grzmią o wycieku danych 50 milionów użytkowników Facebooka. Zostały one wykorzystane przez firmę Cambridge Analytica zajmującą się reklamą w sieciach społecznościowych. Całość miała miejsce zarówno podczas ostatnich wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych oraz przy wyrażaniu przez użytkowników opinii o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
20.03.2018 | aktual.: 22.03.2018 17:31
Problemem była aplikacja thisisyourdigitallife, która proponowała użytkownikom serwisu stworzenie swojego profilu osobowości. Na podstawie kilku pytań, zebrane dane miały pomóc poznać opinie internatów, a poza odpowiedziami wykorzystywane tu były także dane lokalizacyjne oraz informacje o tym, co ostatnio użytkownik polubił. Z aplikacji skorzystało (w tym kontekście) tylko 270 tysięcy użytkowników Facebooka. Problem jest jednak większy, bo okazuje się, że aplikacja była w stanie zbierać także dane o ich znajomych – stąd mowa jest o wycieku danych z 50 milionów kont.
Sprawa zyskała rozgłos, bo została opisana na łamach The New York Times, gdzie większość informacji pochodzi wprost od Christophera Wylie'a – współtwórcy Cambridge Analytica i pracownika firmy do 2014 roku. Dla nich zasady nie mają znaczenia. Dla nich to jest wojna i wszystko jest fair – wypowiada się krytycznie Wylie. Chcą walczyć w wojnie o kulturę w Ameryce. Cambridge Analytica miała być bronią do walki w tej wojnie.
Facebook tymczasem zawiesił konta całej grupy SCL, w tym Cambridge Analytica i tłumaczy, jaki jest tego powód. W 2015 roku dowiedzieliśmy się, że profesor psychologii na Uniwersytecie w Cambridge, dr Aleksandr Kogan, okłamał nas i naruszył zasady naszej platformy, przekazując dane z aplikacji korzystającej z Facebooka do SCL/Cambridge Analytica, firmy związanej z polityką, rządem i wojskiem na całym świecie. Przekazał te dane także Christopherowi Wylie'owi z firmy Eunoia Technologies. Problemem jest więc samo udostępnienie danych dalej, a także – o czym dowiedziano się niedawno – brak ich usunięcia, mimo, że takie były wcześniejsze ustalenia. Sprawa jest na tyle poważna, że odbiła się również na akcjach Facebooka, który po weekendzie odnotował wyraźny spadek.
Co jednak w sprawie nie mniej istotne, nazywanie całego incydentu wyciekiem niekoniecznie jest trafne. Na Twitterze wiele związanych ze sprawą osób, w tym między innymi Boz z Facebooka zwraca uwagę, iż użytkownicy z własnej woli wyrazili zgodę na udostępnianie danych, a późniejsze wykorzystanie ich w innym celu i zakresie można jedynie nazwać wyraźnym naruszeniem regulaminu na drodze aplikacja-użytkownik lub aplikacja-Facebook. O wycieku natomiast nie może być mowy, bo nikt się do nikogo nie włamał, nikt nie ukradł haseł czy też poufnych informacji.
This was unequivocally not a data breach. People chose to share their data with third party apps and if those third party apps did not follow the data agreements with us/users it is a violation. no systems were infiltrated, no passwords or information were stolen or hacked.
— Boz (@boztank) 17 marca 2018Facebook oczywiście zaznacza, że podjął wszelkie niezbędne kroki by przed podobnymi incydentami zabezpieczyć użytkowników w przyszłości. Informuje także, że od 2014 roku zmieniono zasady oraz regulamin, a aplikacje muszą spełniać więcej wymagań i wprost informować o swoich zamiarach i celu wykorzystania zbieranych danych. Zanim zdecydujesz się użyć aplikacji, możesz przejrzeć uprawnienia wymagane przez programistę i wybrać informacje, które chcesz udostępnić. Możesz zarządzać tymi uprawnieniami lub odebrać je w dowolnym momencie.
Choć zapewnienia mogą częściowo zmniejszyć obawy, nie ma wątpliwości, że podobne incydenty tylko przyczyniają się do popularności akcji #deletefacebook, choć warto wiedzieć, że usunięcie konta z jednego portalu społecznościowego nie spowoduje nagle usunięcia z Internetu wszystkich naszych danych. Niezależnie bowiem od tego, czy od strony formalnej mamy do czynienia z wyciekiem czy nie, warto zdać sobie sprawę jak wiele informacji o nas, i jak się okazuje w praktyce także naszych znajomych da się zebrać w Internecie.
Facebook jest oczywiście tylko jednym ze źródeł, ale warto wiedzieć, że same dane niekoniecznie wiele znaczą – obok nich działają zaawansowane algorytmy i sztuczna inteligencja, które pomagają tworzyć schematy, by lepiej dostosowywać treść do użytkowników. Ciekawe informacje w tym zakresie przedstawialiśmy w ubiegłym roku w kontekście wykrywania przez serwis momentu rozpoczęcia związku – niezależnie od tego, czy poinformowaliśmy o tym portal w informacjach o sobie.