WHO i koronawirus: walka nie tylko z wirusem, ale epidemią fake news

Troska o własne zdrowie jest jak najbardziej zrozumiała, ale – jak wszystko, co podawane w zbyt dużych dawkach – może mieć skutki uboczne. W przypadku koronawirusa, który w pewnych częściach świata rozprzestrzenia się bardzo szybko, problemem jest to, że razem z nim, równie prędko wędrują fake newsy.

Koronawirus stawia nie tylko wyzwanie w przestrzeni publicznej, ale i przede wszystkim w sieci, fot. Tomohiro Ohsumi/Getty Images
Koronawirus stawia nie tylko wyzwanie w przestrzeni publicznej, ale i przede wszystkim w sieci, fot. Tomohiro Ohsumi/Getty Images

Im większa panika, tym bardziej kwitnie dezinformacja i promowanie magicznych preparatów

Koronawirus paraliżuje życie publiczne, a niektóre państwa wprowadzają drastyczne środki zapobiegawcze, jak np. objęcie 16 milionów Włochów kwarantanną, aby ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa. Nawet w Niemczech, w których nie odnotowano do 9 marca żadnego przypadku śmiertelnego, tamtejszy minister zdrowia rekomendował odwoływanie imprez masowych na więcej niż 1000 uczestników.

Na każdą przemyślaną decyzję przypadają jednak dziesiątki przypadków, gdzie zdrowego rozsądku brakuje. Niestety, takie są właściwości social mediów i zamkniętych grup społecznościowych, że gdy powielimy dostatecznie dużo razy informacje, niezależnie jak bardzo wyssane z palca, to wydostaną się prędzej czy później z naszej bańki. A wtedy mogą wywrzeć realny wpływ na większe grono internautów – i tak właśnie jest.

Kwitną nietypowe oferty na serwisach typu OLX i Allegro, a internetowi przedsiębiorcy wykorzystują trendy w wyszukiwaniu, umieszczając dzięki nim przeróżne produkty, a nawet domeny internetowe powiązane z koronawirusem.

Wśród wystawionych na sprzedaż przedmiotów mieliśmy między innymi... opony wolne od koronawirusa albo szafkę medyczną, która rzekomo świetnie zapobiega rozprzestrzenianiu koronawirusa.

Mamy XXI wiek, ale myślenie magiczne nadal ma się tak samo dobrze, jak kilka stuleci temu, co jest oczywiście główną zasługą szarlatanów wietrzących łatwą okazję zdobycia zarobku. I nie brakuje ich na całej rozciągłości geograficznej, od Jerzego Zięby rekomendującego przyjmowanie żrącej substancji (co sprawiło, że YouTube usunęło mu kanał) po indyjską partię polityczną sugerującą spożywanie moczu i kału krów jako remedium na koronawirusa.

Równie szkodliwe, a może nawet w pewnym sensie i bardziej są oczywiście tzw. fake newsy. Jesteśmy na nie w obecnych czasach i w dobie mediów społecznościowych bardziej podatni niż wcześniej. Autorzy fałszywych wiadomości celowo grają na emocjach, tworząc sensacyjnie brzmiące nagłówki i oczekując, że ich odbiorcy nie będą weryfikować źródeł. Następnie linki do fejków mogą podawać dalej ludzie, którzy mają dobre intencje.

W takich sytuacjach najlepiej zwracać się do niezależnych serwisów–organizacji weryfikujących fakty (jak np. Snopes i Factcheck), a także infografik WHO. Dzięki nim dowiemy się, że domniemana zależność pojawienia się pandemii w roku wyborczym to bzdura, tak samo jak to, że rzekomo Bill Gates był odpowiedzialny za wypuszczenie koronowirusa. Nie powinniśmy również się obawiać, czy nasz wyprodukowany w Chinach sprzęt elektroniczny doprowadzi nas do infekcji po tym, jak transportowano go znacznie dłużej niż COVID–19 jest w stanie przeżyć na powierzchniach (kilka godzin do kilku dni).

Trzeba pamiętać skąd się bierze tendencja do wierzenia w teorie spiskowe, nawet jeśli są powszechnie obalone – z chęci poczucia się wyjątkowym. Tę zależność wykazały nawet badania naukowe.

Na tyle, na ile niektórzy chcieliby wierzyć w masową histerię ludzkości, sprzedaż piwa Corona nie spadła o 38 procent w USA przez skojarzenie z koronawirusem, choć w internecie nie brakowało o tym informacji. Niestety czasem twarde fakty w takich sytuacjach jak panika związana z koronawirusem, mogą jednak nie mieć znaczenia. Po prostu dezinformacja w sieci rozchodzi się znacznie szybciej niż prawda (i tego też możemy dowiedzieć się z badań).

WHO nazywa sytuację w internecie "infodemią"

Fake newsy, szczególnie jeśli są motywowane ekonomicznie bądź politycznie mogą być bardzo groźne i niemniej zaraźliwe, co sam COVID–19. Na przykład, jak podaje "New York Times", w Tajwanie pojawiła się duża ilość dezinformacji na temat koronawirusa, a część tamtejszych internautów zaczęła podejrzewać, że chiński rząd chce w ten sposób odwrócić uwagę od politycznych niesnasek tych dwóch krajów.

WHO zaczęło przygotowywać łatwe w odbiorze infografiki, które obalają mity nt. koronawirusa, fot. WHO
WHO zaczęło przygotowywać łatwe w odbiorze infografiki, które obalają mity nt. koronawirusa, fot. WHO

Niektórym użytkownikom Twittera natomiast wydało się dziwnym, że w Niemczech na dzień 8 marca 2020 nie odnotowano jeszcze żadnego zgonu, mimo 1100 przypadków zarażenia koronawirusem. Nie trzeba było długo czekać zanim padły oskarżenia wobec niemieckiego rządu o tuszowanie prawdziwych danych.

Summer Chen, pracująca w organizacji weryfikującej fakty w Tajwanie powiedziała, że jej ekipa ma obecnie więcej pracy niż przy wyborach prezydenckich w styczniu 2020. – W trakcie całej epidemii, ludzie naprawdę często "lajkowali" teorie spiskowe – powiedziała Chen w wywiadzie z "New York Times". – Dlaczego w czasie takich sytuacji ludzie nie postanawiają wierzyć dokładnym danym naukowym? – zapytała.

Platformy takie, jak Facebook i Twitter już wcześniej, bez koronawirusa, miały ogromne problemy z fake newsami. Obecna sytuacja testuje ich czujność do granic możliwości. Na domiar złego, wiele z obecnych ataków mających na celu wyłudzenie informacji związanych jest ściśle z obecną paniką związaną z koronawirusem. Na przykład we Włoszech często wysyłano wiadomości mailowe, zawierające link do dokumentu w Wordzie obiecującego listę remediów na wirusa. Zamiast tego osoby pobierające plik kończyły z zainfekowanym komputerem.

W sieci powstało wiele witryn kuszących internautów informacjami o koronawirusie, podczas gdy w rzeczywistości służyły do zbierania osobistych danych bądź przejmowania kontroli nad urządzeniami, na których ludzie przeglądali te strony. Firma Checkpoint zajmująca się cyberbezpieczeństwem odnotowała, że od początku roku 2020 powstało ponad 4000 stron zawierających słowa "corona" lub "covid". Aż trzy procent z nich zostało uznanych za niebezpieczne, a pięć kolejnych procent za podejrzane.

Koronawirus – co z tym robią Google, Facebook, Twitter?

Facebook zaczął ściśle współpracować z organizacjami zdrowia, a nawet zaoferował WHO darmową przestrzeń reklamową, aby nakierować jak najwięcej osób na informacje zgodne z faktami oraz nauką. Oprócz tego firma stara się, we współpracy z organizacjami weryfikującymi fakty, eliminować wpisy zniechęcające do zasięgnięcia po opiekę medyczną, bądź sugerujące medycynę alternatywną.

Google natomiast zaczęło również współpracować z WHO i stara się eliminować zawartość, która promuje niesprawdzone naukowo metody walki z koronawirusem zamiast fachowej opieki medycznej. Niestety nadal wiele szkodliwych filmików i komentarzy pozostało.

Na Twitterze z kolei, gdy chcemy zasięgnąć informacji o koronawirusie przez wyszukiwanie, wyskakuje nam komunikat o tym, aby sięgać po tweety z Ministerstwa Zdrowia.

Taki komunikat widzimy na platformie Twitter, gdy wyszukujemy informacji o koronawirusie, fot. Jakub Krawczyński
Taki komunikat widzimy na platformie Twitter, gdy wyszukujemy informacji o koronawirusie, fot. Jakub Krawczyński

W obliczu tego zagrożenia warto uświadomić sobie, czym są odpowiednie środki bezpieczeństwa, a czym objawy nieuzasadnionej paniki. Środkami bezpieczeństwa są: częste mycie rąk, unikanie zgromadzeń, higiena kaszlu i kichania, czyli zasłanianie ust chusteczką lub łokciem, tak aby kropelki śliny nie zostały na dłoni. Objawem paniki jest natomiast wykupowanie zapasów maseczek, co powoduje, że są one trudno dostępne dla personelu medycznego, który faktycznie ich potrzebuje.

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (127)