Wielki Firewall w Chinach bardziej skomplikowany, niż myślicie
Każde dziecko wie, że chiński internauta ma przechlapane - ani Starbucksa, ani Facebooka, ani nawet Wikipedii. Wielki Firewall mniej lub bardziej skutecznie blokuje dostęp Chińczyków do światowych informacji i cenzuruje ich aktywność w sieci. Tak przynajmniej wydaje się z naszej rolniczej perspektywy.
31.07.2012 | aktual.: 01.08.2012 08:35
To jednak bardzo powierzchowna i jednostronna analiza. Michael Anti (aka Jing Zhao) bloguje z Chin od 12 lat i jego prezentacja na TEDzie może Was mocno zaskoczyć. Mnie w każdym razie zaskoczyła. Jing Zhao zaczyna od opisu przemyślanej polityki Pekinu, której Wielki Firewall jest tylko jednym z elementów. Polityki, która blokuje dostęp do światowych mediów społecznościowych i jednocześnie wspiera powstawanie ich chińskich odpowiedników. Po to oczywiście, by trzymać serwery oraz dane pod swoją kontrolą, ale również po to, by wspierać lokalną gospodarkę.
Z usług typu Weibo (chiński Twitter) korzysta w Chinach ponad 500 mln ludzi, którzy odnajdują się w cenzurowanej rzeczywistości równie sprawnie, jak Polacy za czasów Alternatywy 4. Paradoksalnie jednak, chińska cenzura działa jedynie na centralnym poziomie Pekinu, który nie dzieli się swoimi zabawkami (i zbieranymi danymi) z władzami lokalnymi. W efekcie to na nich skupia się cała sieciowa aktywność chińskiego społeczeństwa, przez co lokalne struktury administracji chińskiej stają się wzorowo transparentne. To jeden z wielu przykładów na to, jak bardzo skomplikowany jest obraz Internetu w Chinach. Więcej w wystąpieniu Jing Zhao, warto obejrzeć.