Windows 10 dla uciekinierów z Siódemki. Część pierwsza: dostosowujemy interfejs
Kontrowersyjny system Windows 10 wydano niemal równo cztery lata temu (prace ukończono 15 lipca, aktualizacja ruszyła dwa tygodnie później), a cykl życia systemu Windows 7 nieuchronnie dobiega końca. Wedle arkusza Microsoft Lifecycle, nastąpi on w styczniu 2020. Oznacza to, że aktualizacje dla „Siódemki” otrzymamy już tylko sześciokrotnie. Zapewne system ten, podobnie jak nieśmiertelny Windows XP, pożyje jeszcze kilka lat na cyfrowej kroplówce (negocjowalna obsługa techniczna dla zainteresowanych rzucaniem pieniędzy w Siódemkę ma trwać do 2023 roku). Ale nie będzie to wsparcie dostępne dla użytkowników indywidualnych. Dlatego naprawdę warto pomyśleć o migracji na nowszą wersję systemu, chociażby po to, by cieszyć się bezpieczniejszym systemem oferującym więcej oprogramowania. Według rankingu Gemiusa, Windows 7 jest dziś używany na jednej trzeciej komputerów osobistych. Część użytkowników owych komputerów nie może sobie pozwolić na aktualizację, pozostali bronią się przed nią rękami i nogami.
15.07.2019 10:19
Najnowsze wydanie Okienek, Windows 10, mimo czterech lat na rynku u wielu osób wywołuje wręcz alergiczną reakcję i silną niechęć. Odstraszani chaotycznym interfejsem, natłokiem komponentów lub (często przesadzonymi) historiami o awariach i uporczywych aktualizacjach, wolą pozostać przy Siódemce aż do końca świata. Jednak świat ów często bywa głuchy na osobiste preferencje i wymusza choć częściowe zaakceptowanie nieuchronnych zmian.
Windows jest dość monolitycznym systemem. Trudno bez zewnętrznych narzędzi zmodyfikować go w głębszy sposób. Sprzyja to powstawaniu dedykowanych programów, mających na celu „dostosowanie” systemu. Działanie wielu takich aplikacji jest nieznane i potencjalnie groźne dla integralności systemu, naruszając zabezpieczenia i możliwość serwisowania. W niniejszym tekście przyjrzymy się metodom samodzielnego zmodyfikowania systemu Windows 10, by funkcjonalnie przybliżyć go do starej Siódemki.
Mowa tu nie tylko o wyłączeniu telemetrii (która jest wszak obecna również w starszych wersjach systemu), ale także wielu nowych funkcji, które przez zwolenników Windows 7 wcale nie są uznawane za zalety lub cechy warte uwagi. Będziemy też unikać zewnętrznych aplikacji, posługując się dokumentacją i narzędziami Microsoftu bądź nakładkami na nie. Nie będziemy też stronić od podkreślania wad i potencjalnych problemów każdego z owych kroków. Przytoczenie ręcznej procedury nie oznacza, że wszystko za każdym razem należy robić samodzielnie, a wszystkie narzędzia automatyzacji są złe. Po prostu warto wiedzieć, co robią... 😉
Zaczniemy jednak powierzchownie. Choć historie o niszczycielskich aktualizacjach są bardzo nośne i medialne, głównym powodem oporu wobec aktualizacji są przyzwyczajenia, a nie problemy techniczne. Stąd też zaczniemy od zebrania w jednym miejscu głównych wskazówek dotyczących interfejsu. Osoby oczekujące porad dotyczących wnętrza systemu oraz „rozprawy” z kafelkami, powinny zacząć lekturę od części drugiej. Tam zajmiemy się kwestiami technologii, a nie przyzwyczajeń. Nie wolno nam zapomnieć, że „oczywistości” nie są oczywiste dla każdego.
Konto MicrosoftZacznijmy od czynności wstępnych, czyli przemigrowania z konta Microsoft na zwykłe. Pozwoli to rozpiąć synchronizację ustawień i „chmurowego stanu” wbudowanych aplikacji UWP. Obecnie do wielu oddzielnych aplikacji możemy się logować oddzielnie, bez konieczności przechodzenia w całości na pełne konto Microsoft. Problemy w tym zakresie może sprawiać sam sklep Microsoft Store, w którym niektóre funkcje czasami autentycznie wymagają konwersji konta, a nie dodania go do aplikacji, ale zdarza się to coraz rzadziej. Należy pamiętać, że odchodząc od konta Microsoft, tracimy synchronizację ustawień, historię zakupów, sprzężoną kartę płatniczą oraz możliwość śledzenia urządzenia i dodawania alternatywnych metod uwierzytelniania. W zależności od punktu widzenia, jest to strata lub zysk.
Przejście na konto lokalne jest możliwe za pomocą jednego przycisku w dziale Konta aplikacji Ustawienia. Łatwość owego przejścia, w porównaniu z ukryciem tej opcji podczas fazy OOBE, pokazuje jak zmienna jest polityka Microsoftu w kwestii promocji konta chmurowego. Przy okazji, jeżeli już jesteśmy przy ustawianiu lokalnych kont użytkowników, warto przejść na całkowicie klasyczny model podziału uprawnień, czyli stworzenie dwóch kont: ograniczonego oraz administracyjnego. Czynności wymagające podniesienia uprawnień będą jawnie wywoływać monit o podanie hasła administratora – zupełnie tak, jak przed wiekami.
Konto administracyjne
Jeżeli z jakiegoś powodu nie chcemy stosować dwóch kont użytkownika, należy bezwzględnie (również w przypadku konta Microsoft!) ustawić poziom inwazyjności Kontroli Konta Użytkownika na najwyższy. Powtarzając po raz setny: narzędzie UAC nie jest jedynie drażniącym mechanizmem pytającym „czy na pewno chcesz...”. Celem owego mechanizmu jest upewnienie się, czy będąc administratorem, na pewno chcemy uruchamiać program, ale jako administrator. Domyślnie, czynności codzienne nie wymagają praw administracyjnych. Nie powinien ich potrzebować Word lub Chrome.
Niestety, wiele osób poczuło się osobiście urażonych pytaniami UAC i Microsoft fatalną decyzją 10 lat temu postanowił zepsuć UAC: obecnie o podniesienie praw proszą tylko aplikacje zewnętrzne. Jeżeli uruchamiana jest aplikacja systemowa, UAC podnosi jej uprawnienia automatycznie. Prędko okazało się jednak, że bezpieczne aplikacje da się zmusić do wykonania niebezpiecznego kodu, co czyni domyślne ustawienia bezużytecznymi. Ale wróćmy do rzeczy...
Aktualizacje
Wbrew wielu opiniom, aktualizacje systemu to dobra, ważna i potrzebna rzecz. Argumenty przeciw aktualizacjom często przypominają argumenty antyszczepionkowców: jakiejś osobie o niestandardowej konfiguracji, kolejny update uszkodził menu Start (naprawiając je w kolejnej), co ma być doskonałym powodem do porzucenia wszelkich aktualizacji, naprawiających przy okazji szereg błędów i poprawiających bezpieczeństwo oraz zgodność z aplikacjami. Nie należy ulegać temu nonsensowi i (nie kwestionując złych wiadomości), przez zmodyfikowaniem systemu należy pobrać najnowsze aktualizacje. System Windows jest dziś serwisowany w dwóch miejscach. Pierwszym z nich jest Windows Update:
Tą drogą możliwe jest pobieranie dwóch rodzajów aktualizacji: pakietów MSU z kumulatywną aktualizacją (wydawaną mniej więcej raz na dwa tygodnie) oraz obrazów ESD, w praktyce kompletnych nowych systemów operacyjnych. Pierwsze z nich zmieniają numer wersji systemu, który jest „ostatni po przecinku”, drugie zmieniają numer przedostatni. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliśmy, należy pobrać najnowszą wersję systemu, aby aktualizacje nie zadeptały zmian, które wprowadzamy. Jest to bowiem dobry moment by przypomnieć, że nowe kompilacje Windows, ze względu na podmienianie całego systemu (poprzedni ląduje w katalogu Windows.old) wymagają wykonania niżej opisanych kroków ponownie.
Sklep
Po zaktualizowaniu systemu, co może trwać kilka minut w przypadku aktualizacji kumulatywnej lub kilka godzin w przypadku nowej kompilacji na kiepskim sprzęcie bez dysku SSD, musimy jeszcze odwiedzić sklep Microsoft Store. Tą drogą instalują się nie tylko aktualizacje do dołączanych aplikacji, jak Candy Crush Saga, ale także aplikacji będących wbudowanych w obraz instalacyjny (WindowsApps), jak Zdjęcia, Poczta, Telefon i tym podobne. Wyjątkiem są tylko aplikacje wbudowane w sam system (SystemApps), jak Edge, Ustawienia i Cortana. Aktualizujemy sklepowe aktualizacje z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wszystkie z nich będziemy wyrywać z korzeniami i warto mieć ich najnowsze wersje zanim pozbędziemy się Sklepu. Po drugie, warto uniknąć scenariusza, w którym usuwamy aplikacje, ale sklep w tle właśnie pracuje nad zainstalowaniem ich nowszej wersji, efektywnie przywracając je, gdy nie patrzymy.
Zmiany na powierzchni
Pierwszą rzeczą, która uderza użytkowników Windows 7 wcale nie są kafelki ani nowe ustawienia. Te bowiem są elementami widocznymi dopiero warstwę głębiej. Największy kontrast dla uciekinierów z Siódemki stanowią rzeczy widoczne od razu, czyli:
- Brak stylu Aero
- Znacznie ciemniejsze kolory interfejsu
- Przeładowany Pasek Zadań
Rozwiązanie pierwszej kwestii jest możliwe z wykorzystaniem zewnętrznych narzędzi. Wymyślono wiele metod przywrócenia lub zasymulowania przezroczystości w systemie Windows 10, w większości wymagają one podmiany niektórych plików. Nie będziemy się w to bawić. Z założenia, nasze zmiany mają nie prowadzić do tego, że system jest patchowany dodatkowymi plikami. Unikamy też zewnętrznych programów działających w tle. Stąd też z Aero musimy się wreszcie rozstać. Usunięcie tego silnika jest efektem zmian w mechanizmie DWM, czyli menedżerze okien pulpitu. Wraz z systemem Windows 8, cały pulpit jest rysowany z wykorzystaniem obowiązkowej akceleracji 3D. Jeżeli sterownik jej nie obsługuje, akceleracja jest emulowana programowo. Nie trzeba w tym celu włączać Aero. Wskutek obranej konwencji graficznej, środowisko Windows 8 i nowszych wygląda na mniej zaawansowane, niż Vista i 7, w praktyce jest jednak dokładnie odwrotnie.
Kolory
O wiele więcej możemy jednak poradzić na kolory. Aby nieco zmniejszyć domyślny mrok, należy udać się do sekcji Personalizacja w aplikacji Ustawienia, a następnie wybrać Kolory. Wybranie głębokiego błękitu oraz zaznaczenie opcji „Pokaż kolor wiodący w następujących obszarach” dla Menu Start i Paska Zadań oraz obramowań okien przywróci zakres kolorystyczny znany z Windows 7, acz pozbawiony (nieco wiekowego już dziś) połysku Glass.
Pasek Zadań
W 2009 miała miejsce premiera „nowego” paska zadań, łączącego przyciski okien należących do tego samego programu w jedną ikonę bez etykiety. Pomysł ten brał się z rosnącej mocy komputerów osobistych i coraz intensywniej wykorzystywanej wielozadaniowości. Miał swoich zagorzałych przeciwników (wszak teraz okna są nieopisane i przełączanie się między nimi wymaga większej liczby kliknięć), ale towarzyszy nam jako domyślny już od dekady. Windows 10 nieco nadużywa naszych przyzwyczajeń, dodając do paska zadań wiele przycisków, które są nieobecne w poprzednich wydaniach. I mimo tego, że wszystkie należą do nowego interfejsu UWP, wyłącza się je aż w trzech miejscach. To tyle, jeśli chodzi o przejście ze starego, rzekomo chaotycznego UI na nowe, piękne i nowoczesne.
Zacznijmy od pól, które można usunąć bezpośrednio z paska zadań. Należą do nich:
- Wyszukiwanie
- Widok zadań
- Kontakty
- Windows Ink
- Klawiatura dotykowa
Aby się ich pozbyć, wystarczy kliknąć prawym klawiszem na pasek zadań i odznaczyć odpowiednie etykiety. Nie usuwa to jednak wszystkich (potencjalnie zbędnych) nowości z paska zadań. Celem zlikwidowania reszty, musimy udać się do aplikacji Ustawienia, ponownie do sekcji Personalizacja. Na karcie Pasek Zadań, w dole listy znajduje się niepozorny link „Włącz lub wyłącz ikony systemowe”. Tam możliwe jest wyłączenie kilku pozostałych ikon. Poza tymi, które dostępne były już w Windows 7 (Zegar, Głośność, Sieć i Zasilanie) oraz tymi które z nieznanych powodów są zduplikowane względem poprzedniej listy (Windows Ink, Klawiatura dotykowa), znajdziemy tu nowości z Dziesiątki, które możemy chcieć wyeliminować z Paska. Są to:
- Wskaźnik wprowadzania (nowy pasek języka)
- Lokalizacja
- Centrum Akcji
- Płytka dotykowa
Wśród nich, jedynie Centrum Akcji może się okazać problematyczne. Windows 10 oferuje bowiem nowy, rzekomo potężniejszy, system powiadomień. Microsoft silnie zaleca twórcom aplikacji przejście właśnie na nowe powiadomienia. Co więcej, aplikacje rysujące dotychczas swoje alerty za pomocą systemowych dymków (a nie własnych mechanizmów) domyślnie również będą w Windows 10 wyświetlane za pomocą nowych powiadomień. Te z kolei znikają o wiele szybciej, niż dawne dymki, zawierają mniej tekstu i wbrew obietnicom, wcale nie oferują elementów sterujących. Co więcej, mają tendencje do agregowania się w brzydki sposób: dawne powiadomienia pozostają widoczne, podczas gdy nowe wyświetlają się pod spodem i nie są widoczne.
Ikona Centrum Akcji pozwala zobaczyć, ile powiadomień czeka w kolejce, wyświetlając ich liczbę w prawym dolnym rogu. Bez niej, jeżeli przegapimy powiadomienie, a aplikacja źródłowa nie wpadnie w ten brzydki tryb błędnego agregowania alertów (przoduje w tym Google Hangouts), możemy nawet nie wiedzieć, że czeka na nas np. nowa wiadomość. Teoretycznie, powiadomienie powinno znikać jedynie przy spełnieniu warunków wskazujących na obecność użytkownika przed komputerem (niezablokowany ekran, ruch myszą itp) i agregować się jedynie gdy ma to sens. Ponadto, ikona aplikacji na pasku zadań też powinna zmieniać kolor. W praktyce, nie zawsze się tak dzieje i powiadomienia działają dziś gorzej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Pozostałe ikony
W dalszym ciągu nie osiągnęliśmy jednak jeszcze poziomu znanego z systemu Windows 7. Kilka nowych komponentów kryje się w zasobniku systemowym. Są nimi ikony, które kiedyś były częściami systemu, ale wskutek zabawnych decyzji administracyjnych w Redmond, przestały nimi być i dziś funkcjonują jako oddzielne aplikacje. Mowa o programach OneDrive oraz Windows Defender. Warto przemyśleć, gdy na pewno chcemy się ich pozbyć. OneDrive to zaskakująco dobry dysk chmurowy. Przez długi czas był obsługiwany przez dedykowaną, kafelkową aplikację, a ikona w trayu była komponentem systemu. W najnowszych wydaniach Windows 10, OneDrive poszedł „drogą DropBoksa”, porzucił kafelkową aplikację i zadomowił się w zasobniku systemowym jako wieloplatformowa aplikacja. Wraz z odrzuceniem narzędzi UWP przyszła znacznie lepsza integracja z Eksploratorem Windows, ale także zwiększenie wymagań systemowych. Jeżeli nie chcemy korzystać z chmurowego dysku od Microsoftu i nie planujemy np. zakupu pakietu Office 365, chmurkę OneDrive można bezpiecznie usunąć. Ponieważ OneDrive jest dziś oddzielną aplikacją, można ją odinstalować jak każdą inną. Jeżeli chcemy jedynie wyłączyć, a nie usunąć OneDrive'a, osiągniemy to na karcie Uruchamianie w Menedżerze Zadań.
Automatyczna aktualizacja OneDrive'a nie przebiega przez mechanizm Windows Update (gdzie tam), a poprzez zlecenie Harmonogramu Zadań. Można je upolować i wyłączyć ręcznie albo wykonać następujące polecenie PowerShella:
Get-ScheduledTask -TaskName "OneDrive*" | Disable-ScheduledTask
Ostatnim obcym elementem pozostał Windows Defender. W przeciwieństwie do wersji z Windows 7, dzisiejsze wydanie chroni nie tylko przed oprogramowaniem szpiegowskim, ale także przed wirusami. Nie warto go wyłączać. Zainstalowanie innego antywirusa przeprowadzi tę operację samodzielnie, a Defender sam z siebie nie jest taki zły. Jeżeli do szczęścia wystarczy nam ukrycie ikony, osiągniemy to w ten sam sposób, co z OneDrive, przy użyciu Menedżera Zadań. Jeżeli bardzo nam zależy na całkowitym wyłączeniu Defendera, trzeba się w tym celu nieco napracować:
Set-MpPreference -DisableRealtimeMonitoring $true
Set-ItemProperty -Path "HKLM:\Software\Policies\Microsoft\Windows Defender" -Name "DisableAntiSpyware" -Value 1
Set-ItemProperty -Path "HKLM:\Software\Policies\Microsoft\Windows Defender" -Name "DisableRoutinelyTakingAction" -Value 1
Menu Start i ekran blokady
Kolory i pasek zadań to jednak nie wszystko. Mocno odmienne, acz nie aż tak jak w Windows 8, jest także menu Start. Niestety, kod odpowiedzialny na rysowanie poprzedniego menu został już w całości usunięty z Windows wiele lat temu. Nie istnieje metoda przywrócenia starego menu bez wykorzystania zewnętrznych aplikacji. Lecz i z tym jest problem. Program Classic Shell, niezwykle popularny w czasach Ekranu Startowego program rysujący klasyczne menu Start, został porzucony dwa lata temu ze względu na częste i znaczące zmiany wprowadzane w kolejnych wersjach Dziesiątki. Program został sforkowany i przemianowany na Classic Start, a następnie Open Shell. Dziś rozwija się w żółwim tempie, a jego popularność spada. Można rozważyć wykorzystanie go, jeżeli klasyczne menu Start jest absolutną koniecznością. Dzisiejszy Start działa bowiem całkiem znośnie, a i liczba kafelków wyraźnie spadła.
Warto jednak usunąć potencjalną przestrzeń reklamową z menu i w karcie Personalizacja aplikacji Ustawienia wybrać Start oraz wyłączyć „Pokazuj okazjonalnie sugestie w menu Start”. Owe „sugestie” to coś innego, niż automatycznie instalujące się aplikacje. Temu zaradzimy później.
Reklamy na ekranie blokady
Kolejnym elementem obcym użytkownikom Siódemki jest ekran blokady, zwłaszcza ze swoimi panelami reklamowymi, prowadzącymi do usług firmowanych przez Microsoft. Najprostszym rozwiązaniem jest... usunięcie ekranu blokady, z reklamami lub bez. Co ciekawe, funkcja wyłączania lock screenu pojawia się i znika w zależności od kompilacji systemu. Przez pewien czas była dostępna jedynie w wariancie Enterprise, dziś (chwilowo) jest dostępna dla każdego. Ustawienia ekranu blokady spływają jako Zasady Grupy, co w praktyce sprowadza się do ustawień Rejestru:
Set-ItemProperty -Path HKLM:\SOFTWARE\Policies\Microsoft\Windows\Personalization -Name NoLockScreen -Value 1 -Type DWord
W ten sposób ekran blokady zniknie i dostępny będzie od razu ekran logowania.
Co dalej?
W ten sposób dobrnęliśmy do końca zmian powierzchownych. Nowe funkcje systemu zostały wyłączone lub zamiecione pod dywan, dziwne zachowania domyślne – przywrócone do nieco bardziej rozsądnych, a inwazyjna telemetria uciszona. Widać tu jednak dwie fundamentalne i brakujące kwestie. Przede wszystkim, nie od wszystkiego da się uciec. Funkcje przemigrowane ze starego Panelu Sterowania do nowych Ustawień często znikają bezpowrotnie. Interfejs Aero po prostu nie istnieje w silniku rysującym DWM, więc system siłą rzeczy musi wyglądać inaczej. Druga kwestia, którą całkowicie odpuściliśmy, to aplikacje. A to dlatego, że kwestia usunięcia aplikacji kafelkowych jest nietrywialna. Większość z nich nie jest wbrew pozorom samowystarczalna. Teoretycznie aplikacje UWP są skonteneryzowane i oddzielone zarówno od systemu, jak i od siebie nawzajem. Praktyka pokazuje jednak, że to nieprawda. Dlatego do każdej aplikacji należy podejść oddzielnie, celem zastanowienia się, czy na pewno chcemy się jej pozbyć. Czasami bowiem niesie to za sobą szereg skutków ubocznych i frustrujących problemów. Stąd też procesowi usuwania aplikacji UWP poświęcimy całą drugą część poradnika, już jutro.