Xperia Z1 — prawdopodobnie najlepszy aparat w telefonie
Xperia Z, która miała premierę na początku tego roku, wiele osób zadziwiła swoją konstrukcją, wodoodpornością aparatem i ekranem. Sony nie spoczął na laurach i zaprezentował ulepszoną wersję Xperii Z — model Z1 — nieco odporniejszy niż poprzedniczka, z lepszą specyfikacją, nowym ekranem, lepszym aparatem i z fizycznym spustem migawki, którego wielu osobom brakowało.
W konsekwencji wzmocnienia możemy Z1 zanurzyć na pół godziny na głębokość powyżej 1 metra (IP58), ale też jest ona większa i cięższa niż Z. Nowy flagowiec Sony ma wymiary 144×74×8,5 mm i waży aż 170 gramów (Z jest o 24 gramy lżejsza). Trzeba przyznać, że obudowa została świetnie wykonana, a chemicznie utwardzane szkło Dragontail, zarówno na ekranie, jak i z tyłu, wyszło z kuchennego testu (krojenie owoców) bez najmniejszej ryski. Obudowie niegroźne są także upadki, ale należy pamiętać, że elektronika nie jest niestety wstrząsoodporna. Smartfon przetrwał także mycie i robienie zdjęć pod wodą, co jest możliwe dzięki fizycznemu przyciskowi — ekrany pojemnościowe przy kontakcie z wodą wariują i, jak już wspominałam przy opisywaniu Xperii Z Ultra, przydałaby się jakaś sprzętowa blokada. Przed moczeniem urządzenia należy upewnić się, że uszczelniane klapki, które chronią gniazdo microUSB (z OTG i MHL), oraz na microSIM i microSD, są szczelnie zamknięte. Aktywnym użytkownikom spodoba się spotykany we wszystkich urządzeniach z linii uchwyt na smycz. Ważnym plusem jest kolorowa dioda, sygnalizująca stan urządzenia.
W Z1 znajdziemy ten sam, co w Z Ultra, układ Snapdragon 800 (MSM8974), taktowany z częstotliwością 2,2 GHz oraz 2 GB RAM-u i układ graficzny Adreno 330. Według benchmarków obie nowe Xperie wypadają podobnie… obie są na szczycie rankingów ;-).
I znów niedosyt zostawił zestaw czujników zamontowanych w tym urządzeniu. Flagowce innych producentów przyzwyczaiły nas do takich luksusów, jak obsługa bez dotykania ekranu, wybudzenie przez stuknięcie ekranu czy zatrzymywanie odtwarzania, kiedy odwracamy wzrok od ekranu. Znajdziemy tu tylko podstawowy zestaw: czujnik zbliżeniowy, żyroskop, akcelerometr, kompas, czujnik oświetlenia zewnętrznego oraz A-GPS. Sytuację nieco poprawia radio FM z RDS i powoli stające się standardem NFC do spółki z łącznością LTE.
Bateria o pojemności 3000 mAh pozwala spokojnie korzystać z telefonu przez trzy dni. W połączeniu z trybem Stamina pozwala oderwać się od ładowarki na kolejnych kilka dni, a w towarzystwie dodatkowych ustawień (tryb słabej baterii) nawet na dłużej niż 10 dni — wszystko zależy od tego, jakie funkcje zdecydujemy się wyłączyć i czy jakieś aplikacje będą mogły korzystać z zasobów urządzenia w ramach wyjątku.
Duet złożony z 5-calowego ekranu Triluminos for mobile o rozdzielczości 1080p (441 ppi) i programowego „polepszacza” w postaci X-Reality, podobnie jak w przypadku Xperii Z Ultra, nie we wszystkich zastosowaniach się sprawdził. Podbijanie rozdzielczości oglądanych filmów nie zawsze wychodzi im na zdrowie, zaś na jasnych obszarach na zdjęciach czasami giną detale… zwłaszcza jeśli patrzymy na ekran nieco „od dołu”.
Trudno mi powiedzieć, z czego to wynika, ale w wymienionych wyżej modelach matryce znacznie się różnią, mimo że Sony sprzedaje je pod tą samą marką. W Xperii Z1 barwy są zauważalnie bledsze, niż w Z Ultra, do tego biel jest chłodniejsza, a kąty widzenia znacznie węższe — wystarczy przechylić urządzenie o jakieś 30°, aby kolory wyblakły. Jeśli przechylimy urządzenie dalej, niebieski zrobi się zielony, żółty zamieni się w biały, wzory na ikonach zanikną, a całość może nie stanie się nieczytelna, ale bardzo nieatrakcyjna. Xperia Z Ultra jako-taką czerń miała, ale tu o jednolitych, ciemnych kolorach możemy zapomnieć. Na otarcie łez zaznaczę, że Z1 ma lepszy głośnik, niż Z Ultra.
Xperia Z1 działa pod kontrolą Androida 4.2.2 i ma obiecaną aktualizację do KitKata. Dzięki mocnym komponentom, nawet wymagające aplikacje działają płynnie i bez zarzutu, ale można zauważyć, że nawet przy mało wymagających czynnościach smartfon potrafi się zagrzać w okolicy aparatu. Sony umieścił tu ten sam launcher z możliwością zmiany skórki, wyborem ustawień dostępnych w obszarze powiadomień i ustawieniami szuflady z aplikacjami, co na Z Ultra. Znajdziemy tu także te same mini-aplikacje, które mogą „pływać” nad innymi. Klawiatura programowa również jest podobna, ale nie znajdziemy tu rozpoznawania pisma odręcznego.
Znajdziemy za to dodatkową porcję aplikacji, które zapewne miały sprawić, że posiadacz luksusowej Xperii Z1 poczuje się ważny i doceniony — znalazły się tu aplikacje Xperia Lounge i Xperia Privilege. Zadaniem tej pierwszej jest dostarczanie na smartfon ekskluzywnych treści dla VIP-ów: konkursów, relacji z wydarzeń sportowych, materiałów zza kulis (lub, jeśli ktoś woli oryginalną pisownię ze strony Sony, zza kulisów) różnych wydarzeń. Materiałów skrojonych dla Polski nie udało mi się znaleźć, konkursy dotyczą wykonawców raczej u nas nie znanych, a większość wydarzeń odbywa się w Stanach Zjednoczonych. Trochę szkoda. Jeśli zaś chodzi o Xperia Privilege i Privilege Movies, obie można znaleźć w Google Play i zainstalować na Xperii Z, Z1, Z Ultra i Tablet Z. Są to aplikacje przeznaczone do dostarczania posiadaczom urządzeń Xperia kuponów promocyjnych na oprogramowanie lub gadżety oraz różnych treści, dostępnych dzięki sieci dystrybucji Sony — 5 filmów z Video Unlimited i 60 dni na wypróbowanie Music Unlimited. Na testowej Z1 wyglądało to dość ubogo, ale poszukiwania wykazały, że na Xperiach Z1 i Ultra kupionych w Play pojawią się wymienione oferty, choć ich działanie jest dość losowe.
Poza tym znajdziemy tu oczywiście aplikacje Sony Walkman z niedziałającymi w Polsce funkcjami związanymi z Music Unlimited, czytnik wiadomości Socialife, do którego zdążyłam się już trochę przyzwyczaić i Sony Select, który poleca aplikacje i treści (z tym w naszym kraju nie jest najlepiej). Warto wymienić także autorską galerię i odtwarzacz filmów Sony, notes i prostą aplikację do rysowania.
Podobnie jak Xperię Ultra, Z1 można umieścić w stacji dokującej, wymaga to jednak wymiany wkładki na nieco szerszą — Z1 do szczupłych nie należy. Stacja jest lekka i nie stanowi niczego ponad ładowarkę z magnetycznym złączem, ale podłączony do niej telefon można ciekawie skonfigurować, aby na przykład uruchomił wybraną aplikację lub włączył sobie Bluetooth i HotSpot Wi-Fi po podłączeniu, a po odłączeniu odczytał na głos godzinę (odczytywanie nie zawsze działa). Brakuje mi jednak możliwości zmiany kabla stacji na dłuższy. Podstawka ta wydaje się nie działać po podłączeniu do komputera i trzeba posiłkować się ładowarką z gniazdem USB.
[break/]Pora przyjrzeć się najbardziej osławionemu elementowi flagowców firmy Sony — aparatowi fotograficznemu. Niestety Sony nie poszedł w ślad konkurencji i nie sięgnął po ksenonową lampę doświetlającą, więc przy robieniu zdjęć musi wystarczyć błysk LED-ów — na szczęście lampa rzadko jest potrzebna. Trzeba za to uważać przy trzymaniu aparatu, gdyż w pozycji poziomej łatwo można zasłonić obiektyw palcem. Moim zdaniem został zamontowany zdecydowanie za blisko krawędzi urządzenia.
Aplikacja zaprojektowana przez Sony niebezpiecznie podniosła poziom absurdu w moim życiu poprzez wprowadzenie trybu miej-więcej rozpoznającego kształt fotografowanej przestrzeni bądź znajdującego twarze osób i renderującego na tej podstawie imprezowe maski, akwarium, dinozaury albo elfy… podczas kadrowania postacie ruszają się po ekranie i za każdym razem scena wygląda nieco inaczej. Jedyne, co mogę w tej chwili napisać, to: „bo można”.
Reszta aplikacji jest jak najbardziej poważna. Do dyspozycji mamy oczywiście tryb w pełni automatyczny, który sam wykryje (w większości przypadków bardzo dobrze) fotografowaną scenę i dopasuje odpowiedni tematyczny tryb wspomagający, jak krajobraz, tekst, HDR, portret itp. W tym trybie wszystko dzieje się samo i użytkownik musi zaufać oprogramowaniu aparatu, co nie zawsze jest pożądane. Tylko jak wybrać rodzaj fotografowanej scenerii?
Tym Sony mnie zaskoczył — wybór typu wspomagania znalazł się w ustawieniach trybu manualnego aparatu, zaraz obok kompensacji ekspozycji, czułości, balansu bieli oraz lampy błyskowej. Co ciekawe, to tu Sony umieścił możliwość włączenia latarki ;-). Rozwiązanie to zupełnie nie współgra z moimi przyzwyczajeniami, czyli powszechnym separowaniem trybów automatycznych od półautomatycznych i manualnych. Na dłuższą metę okazało się jednak wygodne, bo… po prostu nie wychodziłam poza tryb „M”.
Nie znajdziemy tu niestety możliwości związanych z retuszem czy wybieraniem najlepszej miny fotografowanych osób, ale Sony daje nam nieco inne narzędzie — Timeshift Burst. Aparat rejestruje obraz niemal ciągle, a po naciśnięciu migawki pozwala wybrać jedno z 61 zarejestrowanych w ciągu sekundy zdjęć (30 przed naciśnięciem i 30 po). Wybrany obraz można natychmiast udostępnić, ale warto pamiętać, że wszystkie zostaną zapisane na urządzeniu i systemowa galeria pokaże każde z nich osobno. W autorskiej aplikacji Sony zaś możemy ponownie dokonać wyboru najlepszego ujęcia.
Jeśli chodzi o efekty, jakimi możemy nadać zdjęciom nieco oryginalnego klimatu, znajdziemy ich tu tylko 9, z czego jeden to Kalejdoskop. Na dłużej moją uwagę przykuła tylko Migawka Harrisa, która świetnie sprawdza się w sytuacjach, kiedy jeden z obiektów na zdjęciu jest w ruchu.
Ze składaniem panoram rejestrowanych „z ręki” nie jest tu niestety najlepiej, mimo potężnej mocy obliczeniowej urządzenia. Wyraźnie widać załamania na stelażu podtrzymującym dach i brak dynamicznego ogniskowania. Trzeba się jednak przyjrzeć, aby te niedoskonałości znaleźć i prawdopodobnie wiele osób, oglądając nasze zdjęcia na portalach społecznościowych, nigdy ich nie zauważy.
A teraz pora na to, co tygryski lubią najbardziej — test matrycy i obiektywu. Sony zamontował tu 20,7-megapikselowy sensor o przekątnej 1/2,3 cala (1,1 cm), którego piksel ma około 1,1 mikrometra. Towarzyszy mu obiektyw G Lens f/2. Ostrość powiększonych zdjęć nie zwala z nóg, ale miłym zaskoczeniem jest niemal całkowity brak aberracji chromatycznych. Potwierdziły się także moje przypuszczenia o dość agresywnym wyostrzaniu zdjęć.
W trybie manualnym można wybrać ISO między 50 i 800, dalej podnoszą czułość wspomagane tryby do robienia zdjęć nocą. Efekty są bardzo dobre — nawet przy niewysokich wartościach można zrobić przyzwoite zdjęcia przy słabym świetle. Jeśli chodzi o szumy, również nie jest źle, ale widać ślady programowego usuwania artefaktów. A oto efekty:
Po dłuższej zabawie tym aparatem można jednak odnieść wrażenie, że jest nieco nieprzewidywalny. Na koniec demonstracja zoomu, który także okazał się całkiem niezły.
Aplikacja ta pozwala także na udostępnianie filmów i zdjęć, od razu po zarejestrowaniu, na serwisach społecznościowych. Ciekawostką, z której (znów) w Polsce w pełni nie skorzystamy, jest Info eye — tryb, w którym możemy uzyskać informacje na temat fotografowanych przedmiotów i obiektów. Na liście jest między innymi rozpoznawanie znamienitych budynków i pomników, odczytywanie danych o winach na podstawie kodu kreskowego oraz podawanie informacji o książkach na podstawie zdjęcia okładki. W Polsce działa pogodynka.
Aplikacji towarzyszy widżet, który umożliwia wybranie skrótów do najczęściej używanych trybów. Jest również możliwość łatwego włączenia aparatu z poziomu ekranu blokowania oraz przez przytrzymanie przycisku spustu migawki. Jest więc wszystko, czego mobilny fotograf może potrzebować. Mam nadzieję, że rozwój Androida pozwoli firmie Sony pójść w ślady Nokii i w następcy Z1 będzie już można zapisywać zdjęcia w formacie surowym.
[break/]Na uwagę zasługuje jeszcze jeden detal — funkcja Throw. Jest to swojego rodzaju asystent, pomagający podłączyć się do różnych urządzeń, jak telewizor czy słuchawki Bluetooth, który włączy odpowiednie funkcje telefonu i w miarę możliwości wykona całą niezbędną konfigurację za użytkownika. Jest to, moim zdaniem, świetny pomysł na ułatwienie życia.
Problem pojawia się, kiedy chcemy przez Xperię Z1… porozmawiać. Podobnie jak poprzedniczka, została tak wykończona, że aby dobrze słyszeć rozmówcę, trzeba przyłożyć jej górną krawędź do ucha. I tu pojawia się problem — szkło przykrywające ekran drapie! Dyskomfort potwierdziło kilka osób i przed zakupem warto sprawdzić, czy aby trzymanie Z1 przy uchu będzie dla kupującego komfortowe. Prowadzenie rozmów jest, bądź co bądź, podstawową funkcją smartfonu, a Z1, moim zdaniem, niezbyt się do tego nadaje… Ale za to można słuchać muzyki pod prysznicem.
Xperia Z1 jest smartfonem naprawdę godnym uwagi, bardzo odpornym i eleganckim zarazem, wydajnym i jednocześnie wytrzymującym kilka dni z dala od ładowarki. Może i jest uboga w porównaniu do flagowców konkurencji, ale nie każdy lubi, kiedy urządzenie „wie lepiej”. Myślę, że ceniący prostotę użytkownicy, docenią Xperię Z1. Jestem również bardzo zadowolona z aparatu, jaki został tu zamontowany, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy mogą lubić tak przetworzone programowo zdjęcia. Mimo wszystko jest to jeden z lepszych (prawdopodobnie najlepszy) aparat w smartfonie, jaki ostatnio widziałam, radzący sobie w kiepskim świetle i zdolny nawet nakręcić film HDR.
Wielka szkoda, że kiepski ekran nie pozwala się cieszyć zarejestrowanymi obrazami. Wyświetlacz jest pierwszą rzeczą, na jaką zwracamy uwagę biorąc smartfon do ręki, decyduje o pierwszym wrażeniu, budzi pierwsze uczucia… I niestety, wcale nie jest to gorące pragnienie posiadania. Jestem przekonana, że w Z1 nie da się zakochać od pierwszego wejrzenia, a podczas dłuższego użytkowania wciąż powraca dyskomfort kiepskich kątów widzenia. Nie tego spodziewałam się po flagowcu.