Apple przetrwał dzięki Microsoftowi. Gdy miał kłopoty, interweniował Bill Gates
Dziś Microsoft i Apple to dwie najpotężniejsze firmy Stanów Zjednoczonych, walczące ze sobą o pozycję najwyżej wycenionej spółki giełdowej. Tymczasem dokładnie 22 lata temu twórcy Windows wyjęli z kieszeni co najmniej 150 mln dol. tylko po to, aby ratować upadającego rywala.
Jest rok 1997. Nikt jeszcze nie słyszał ani o iPodzie, ani o iPhonie. Apple to jeden z wielu twórców komputerów, który rozpycha się łokciami na cały czas niewykrystalizowanym rynku. Dopiero co wykupili firmę NeXT Steve'a Jobsa, tym samym się z nim przepraszając, i ukończyli pracę nad Mac OS 8, pierwszym systemem opracowywanym docelowo z myślą o wiodącej przez następne lata architekturze PowerPC. Od 1,5 roku nie byli finansowo na plusie.
Starają się szermować własnością intelektualną, ale niewiele z tego wychodzi. Ciągną się procesy sądowe m.in. właśnie z Microsoftem, oskarżanym o skopiowanie rozwiązań interfejsu z Maców w systemie Windows 95. Niemniej sąd nie chce wydać ostatecznego werdyktu.
I wtedy nadchodzi przełomowy 6 sierpnia. Jobs zwyczajowo pojawia się na scenie konferencji Macworld w Bostonie, a tuż za jego plecami, dzięki transmisji satelitarnej, widzowie dostrzegają ogromne oblicze Billa Gatesa. Jak grom z jasnego nieba pada informacja o zawarciu między Microsoftem a Apple'em umowy handlowej. To coś, czego statystyczny konsument nie spodziewał się nawet w najśmielszych fantazjach. Szok znacznie większego kalibru niż układy graficzne AMD Radeon Vega w procesorach Intel Kaby Lake-G.
Macworld Boston 1997-The Microsoft Deal
Bill, przecież to się nie opłaca
Co zyskali jedni i drudzy? Microsoft za 150 mln dol. wykupił udziały w spółce Apple, nie otrzymując przy tym prawa głosu w zarządzie. Zobowiązał się też wspierać oprogramowanie Office dla Maców przez okres minumum 5 lat. W zamian za to w Cuperino zrezygnowali z dyskusyjnych roszczeń sądowych i obiecali instalować przeglądarkę Explorer jako domyślną. Obie firmy wymieniły się też patentami na mocy zasady tzw. licencjonowania krzyżowego.
Nawet chylące się ku upadkowi Apple posiadało rezerwy gotówkowe szacowane na około 1,2 mld dol., a sam Microsoft rzucił kwotę, o której księgowi firmy mogli dosłownie zapomnieć, błędnie zaokrąglając wartości w raporcie rocznym. Niemniej w tle doszło także do dodatkowego przelewu w ramach ugody w sporze patentowym, który mógł kilkukrotnie przewyższyć wartość udziałów.
Tym bardziej należy wnioskować, że Bill Gates najlepszego interesu w swoim życiu nie zrobił. Za to ewidentnie pomógł umocnić pozycję Apple'a w oczach inwestorów, którzy, widząc zainteresowanie ze strony Microsoftu, zaczęli założoną przez Jobsa i Wozniaka firmę traktować dużo poważniej. Pomógł też samemu Jobsowi, który w 1985 roku zwolnił się z Apple'a pod wpływem Johna Sculley'a, eksdyrektora Pepsi dążącego do reorganizacji firmy, by nieco ponad dekadę później powrócić w roli ostatniej deski ratunku i od razu odtrąbić pokaźny sukces.
Autostrada do sukcesu
Oczywiście zdeklarowanym fanom (fanatykom?) zaskakująca umowa Apple'a i Microsoftu początkowo niezbyt przypadła do gustu. Tak ówczesne wydarzenia relacjonował The Seattle Times: "Niespodziewane odkrycie… wywołało zdziwienie i niedowierzanie wśród publiczności tysięcy użytkowników komputerów Mac i programistów". Obecny na miejscu dziennikarz Timesa po fakcie wyznał Jobsowi, że próbował uspokajać publiczność argumentem o konieczności porzucenia poglądu, że "aby Apple wygrało, Microsoft musi przegrać".
Bądź co bądź to właśnie pomocna dłoń Gatesa wprowadziła Jobsa na autostradę do sukcesu. Szef Apple'a szybko odchudził portfolio z kilkunastu modeli komputerów do kilku i po prostu zaczął generować zainteresowanie Macami, a co za tym idzie zyski. Istnieje wiele poglądów na temat tego, czy Jobs rzeczywiście był geniuszem technologicznym, czy może tylko genialnym oratorem. Czy działał zupełnie solo, czy z licznymi doradcami za plecami. Fakt jest natomiast taki, że Microsoft dorzucił sporą cegiełkę do tego, aby iPhone'y czy iPady mogły święcić swoje sukcesy.