Artysta nie ma prawa do udostępnienia swojego utworu
Organizacje chroniące praw autorskich oraz wytwórnie muzyczne nie od dziś walczą z piractwem wszelkimi dostępnymi środkami. Wszystko to oczywiście w imię ochrony interesów artysty. Co ciekawe jednak, jak pokazuje przykład piosenkarza Edwyna Collinsa, czasem odbywa się to wbrew woli samego twórcy.
09.10.2009 11:49
Historia ta swój początek ma we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, gdy piosenkarz Edwyn Collins nagrywa przebój “A Girl Like You”. Całkiem niedawno artysta zdecydował, że chce dobrowolnie udostępnić swoje dzieło na serwisie MySpace za darmo. Niestety, nie może tego zrobić pomimo, że posiada pełnię praw autorskich do tego utworu, a wszystkie zobowiązania licencyjne wobec Warner Music już dawno wygasły.
Poinformowano mnie, że Edwyn naruszył prawa autorskie do własnego utworu. Skierowałam więc zapytanie do MySpace o to, kto jest ich prawowitym właścicielem. Odpowiedź brzmiała: wytwórnia Warner Music, a wiadomo przecież, że nie jest to prawdą. - pisze na swoim blogu menedżerka artysty, Grace Maxwell. Jej zdaniem to nie osoby dzielące się plikami w Sieci są największym problemem, a właśnie firmy fonograficzne, które pod pretekstem ochrony interesów muzyków, zbijają fortunę.
Sprawa od razu została skierowana do prawników Warner Music, którzy zobowiązali się do szybkiego wyjaśnienia tej sprawy – nic takiego jednak nie nastąpiło. Co więcej, zgodnie z argumentami przedstawionymi przez menedżerkę piosenkarza: obecnie utwór “A Girl Like You” sprzedawany jest pomimo, iż odpowiednie podmioty gospodarcze nie posiadają do tego stosownych praw autorskich – a to właśnie jest... dość mocno skróconą definicją piractwa.