Cenzura czy równouprawnienie? Streżyńska wyjaśnia intencje MC
W Ministerstwie Cyfryzacji został przygotowany projekt ustawy, dzięki której z Sieci mają zniknąć nieprawdziwe informacje. Gdybyśmy byli idealistami, uznalibyśmy taki projekt za słuszny, jednak w praktyce może to skończyć się ograniczaniem wolności i niezależności użytkowników. Anna Streżyńska jednak utrzymuje, że chodzi o zrównanie praw serwisów społecznościowych i internautów.
24.08.2017 | aktual.: 25.08.2017 10:35
Nowa ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną proponowana przez PiS, ma oddać Internet pod nadzór KRRiT. Urzędnicy byliby odpowiedzialni za walkę z fałszywymi wiadomościami, a przy okazji także trollami. Nietrudno wyobrazić sobie, jakiego typu „prawda” byłaby serwowana nam przez media społecznościowe i portale pod taką kontrolą. Zdaniem prawników wbrew intencjom nowelizacja prawa w takim kształcie nie ma na celu ochrony wolności słowa, ale przeciwnie – jej ograniczenie.
Minister Cyfryzacji Anna Streżyńska uspokaja, że tekst analizowany przez media nie jest jeszcze oficjalnym projektem ustawy, a jedynie zapisem pomysłów z jednego posiedzenia. W zasadzie nie ma żadnego projektu ustawy, a jedynie materiały robocze do nowelizacji istniejących przepisów.
Ministerstwo Cyfryzacji pracuje nad przepisami, które w założeniach zrównoważą prawa serwisów i ich użytkowników. Wypracowane mają być optymalne regulacje, a w negocjacjach biorą udział wszystkie zainteresowane strony. Ma to być odpowiedź na zgłoszenia obywateli, przedsiębiorców i organizacji pozarządowych, dotyczących głównie celowego rozpowszechniania nieprawdy. Innym problemem, z którym chce sobie poradzić Ministerstwo Cyfryzacji, jest blokowanie kont na portalach społecznościowych z powodu przekonań lub konkretnych wypowiedzi.
Jak to osiągnąć? W planach jest wprowadzenie procedury znanej jako notice and take down, czyli usuwania treści po zgłoszeniu, że naruszają one prawo. W efekcie po otrzymaniu wiarygodnej wiadomości administratorzy usługi byliby zobowiązani, by wpis usunąć. W przeciwnym wypadku byliby w świetle prawa odpowiedzialni za rozpowszechnianie tych informacji. Przede wszystkim chodzi tu o mowę nienawiści i nawoływanie do przemocy.
Podobne rozwiązanie działa w Niemczech i jest wnikliwie obserwowane przez polskich prawodawców. Przepisy zostały wprowadzone przez naszych zachodnich sąsiadów w kwietniu i przewidują, że treści jednoznacznie nielegalne mają znikać z Facebooka czy Twittera w ciągu 24 godzin od publikacji. Jeśli portale złamią prawo, mogą zostać ukarane grzywną wysokości nawet 50 milionów euro. By sprostać wymaganiom nałożonym przez Bundestag, Facebook otworzył oddział w Berlinie i zamierza zatrudnić tam 700 moderatorów. Jeszcze w tym roku otworzy drugi ośrodek w Essen, gdzie ma pracować kolejnych 500 osób. Krytycy tego rozwiązania uważają, że z serwisów może znikać więcej treści, niż jest to koniecznie, gdyż moderacja będzie obawiać się kar. Ponadto portale mogą swobodnie interpretować przepisy, co da im zbyt dużą władzę nad treścią.
Na świeczniku były też treści pirackie, przechowywane na różnych serwerach. Facebook zaproponował jednak, by dać użytkownikom z Polski możliwość interweniowania w sytuacjach, gdy materiały zostaną błędnie zakwalifikowane jako nielegalne i usunięte z serwisu. O to prosiło też wielu internautów, których zdaniem procedury odwoławcze są za długie i niezrozumiałe. Padła nawet propozycja opracowania szybkiej sądowej procedury elektronicznej.
Na razie to tylko pomysły. Anna Streżyńska obiecała, że działania Ministerstwa Cyfryzacji będą transparentne, a nasza wolność nie będzie ograniczana.
Aktualizacja
Money.pl także dotarł do wspomnianego wyżej dokumentu, który nie wygląda na „notatki ze spotkania”. Wystarczy spojrzeć na nagłówek i jego strukturę. Brakuje tylko daty wprowadzenia ustawy w życie i ewentualnie korekty.
W metadanych znajduje się informacja, że autorem dokumentu jest Robert Kroplewski – pełnomocnik ministra do spraw społeczeństwa informacyjnego.