Czy leci z nami pilot? Windows 10 to kolejna klapa
Gdy we wtorek wieczorem, w trakcie oficjalnej demonstracji systemu Windows 10 w San Francisco, opublikowaliśmy po raz pierwszy artykuł podsumowujący najważniejsze informacje, zatytułowaliśmy go: „Jaka przyszłość czeka system Windows? Dziewiątki nie będzie”. Szybko doszło jednak do redakcyjnej dyskusji nad zmianą tego tytułu, bo tak duża i wyczekiwana, bądź co bądź w pewnym sensie „premiera” powinna być bardziej wyróżniona. Tytuł został więc zmieniony na „Poznaliśmy Windows 10”. Po kilku godzinach obcowania z nowym systemem i po lekturze niezliczonej liczby komentarzy z całego świata okazało się jednak, że pierwotny tytuł był całkiem słuszny – niczego innego się nie dowiedzieliśmy, a udostępniona dzień później publicznie wersja Technical Preview to, mówiąc wprost, raczej kolejny wizerunkowy strzał w stopę niż próba odzyskania względów u tradycjonalistów.
Dlaczego Windows 10, a nie 9? Ze wszystkich stron płyną ironiczne komentarze. Być może nowości jest tak wiele, że wypełniły cały Windows 9 i jeszcze na dziesiątkę zostało. Gdyby tak faktycznie było, pewnie byłby to doskonały punkt zaczepienia dla marketingowców Microsoftu. Problem w tym, że powód zmiany nazwy był ponoć zdecydowanie bardziej prozaiczny. Niektórzy deweloperzy pracujący nad nowym systemem zdradzają bowiem nieoficjalnie, że podczas testów dochodziło do wielu problemów ze starszymi aplikacjami firm trzecich, które sprawdzając aktualny system szukały ciągu „Windows 9”, oczekując takich wersji jak Windows 95 czy Windows 98… Prawda że banalne?
Nazwa nie jest jednak tak ważna, liczy się wnętrze. I otoczka. Hucznie zapowiadane wydarzenie na miarę premier Apple, nie wzmianka przy okazji większej konferencji typu BUILD, a dedykowany event z zaproszonymi dziennikarzami. Czego się zatem dowiedzieliśmy? Pokazano nowe menu Start, o którym wszyscy trąbili już od dawna. Wyglądało podobnie jak na wcześniejszych wyciekach, czyli było… raczej brzydkie. Trudno oprzeć się wrażeniu totalnego miszmaszu, połączenia klasycznego menu Start rodem z Windows 95, unowocześnień wprowadzonych w Windows XP i Windows 7, a do tego wszystkiego ekranu Start z Windows 8 z kolorowymi, ogromnymi, migającymi kafelkami. Nie zrobiło to na nas większego wrażenia, niektórzy w redakcji od razu pytali, czy można wrócić do „klasycznego” (jak na ironię) ekranu Start. Na szczęście można.
Uruchamianie aplikacji Modern UI w okienku, którego na dodatek nie można tak całkiem dowolnie rozszerzać (co zrozumiałe, layout Modern UI ma w końcu swoje prawa), to wisienka na torcie tego pomieszania z poplątaniem. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby na desktopie można było po prostu zrezygnować z tego trybu i tych aplikacji, bo naprawdę nie znam zbyt wiele osób, które korzystałyby z nich aktywnie na innych urządzeniach niż tablety. Zamiast tego zdecydowano się na hybrydę. Spróbujcie uruchomić aplikację Modern UI na pełnym ekranie, dostaniecie teraz pasek zadań na dole i pasek tytułu na górze. Aplikacja wygląda jak uruchomiona w maszynie wirtualnej lub emulatorze.
Aż strach pomyśleć, ile pracy będą w swoje aplikacje musieli włożyć deweloperzy, i to niecały rok po tym, jak zostali zmuszeni do sporych zmian w związku z Windows 8.1. W ten sposób Microsoft z pewnością nie wygra z App Store czy Google Play. Karawana jedzie jednak dalej, pierwotna idea działania Modern UI się nie spodobała, widać więc, że projektanci Microsoftu drążą temat. Niestety całość zaczyna zmierzać w kierunku, który dobrze ilustruje poniższy, słynny rysunek:
Reasumując, w Windows 10 Technology Preview tak naprawdę nie ma czego testować. Wirtualne pulpity? Bardzo ciekawa funkcja, na pewno będzie przydatna. Jak opisuje Łukasz w swoim bardziej szczegółowym przeglądzie, na razie nie działa jednak najlepiej, choć naturalnie to dopiero pierwsza beta. Trudno niestety coś więcej napisać o pracy z tymi pulpitami, kiedy naprawdę trudno się z nimi pracuje.
Na początku zastanawialiśmy się, czy to może my przegapiliśmy jakieś ukryte funkcje albo o czymś zapomnieliśmy, ale lektura przewodnika „Co nowego w Windows 10” podlinkowanego w postaci skrótu na pulpicie nie pozostawia złudzeń – nic więcej tu nie ma. System wygląda jak Windows 8.1, zmieniono ikonkę Eksploratora Windows (swoją drogą, po co?) i dodano nowe menu Start. Nie ma nawet nowej tapety, czyli czegoś, co podświadomie generuje 50% „powiewu nowości”.
Po co było udostępniać wczoraj tę wersję? Wydaje się, że specjaliści od wizerunku Microsoftu tego kompletnie nie rozumieją. Tłumaczą z głupim uśmieszkiem, że to nie jest wersja dla zwykłych ludzi. Pewnie dlatego nie ma nowych tapet. Mówiąc precyzyjniej, według Microsoftu to jest wersja dla osób, które wiedza, że BIOS to nie biopaliwo, a PXE to nie nazwa zespołu punk-rockowego. Może trzeba było jeszcze zrobić formularz z takimi trudnymi pytaniami przed pobraniem, bo jeśli ktokolwiek sądził, że media i zwykli użytkownicy nie zainteresują się publiczną wersją beta wydaną z taką pompą, to pochwalił się niesłychaną wręcz naiwnością i kompletnym niezrozumieniem rynku…
Taki start to spory i naprawdę ciężki bagaż, który trzeba będzie teraz dźwigać co najmniej do oficjalnej premiery. Póki co Windows 10 jest faworytem do miana rozczarowania roku 2014. Miejmy nadzieję, że nie będziemy tego musieli powtórzyć podsumowując rok przyszły, gdy czeka nas premiera finalnej wersji.